sobota, 11 sierpnia 2012

Hurt

PARING: 2min
GATUNEK: angst
OSTRZEŻENIA: brak



      Czy jest coś bardziej bolesnego niż śmierć ukochanej osoby? Jeżeli powiesz, że tak, to znaczy, że nie przeżyłeś tego co ja. Czy wiesz jakie to uczucie widzieć jak oczy twojego kochanka, niegdyś pełne ciepła i miłość, w jednej chwili zamieniają się w dwa zimne kamienie? Czy wiesz jak bardzo to boli? Nie wiesz. A boli cholernie mocno. Wierz mi, bo wiem co mówię. Przeżyłem to, mimo, że chciałem umrzeć. Czy myślisz, że to prawda, że czas leczy rany? Jeżeli powiesz, że tak, to nie wiesz co mówisz. Czas nie leczy ran. Nigdy. A ból wcale nie staje się mniejszy. Uczucie pustki nie znika z każdym kolejnym dniem. Nie. Bo kiedy umiera ktoś kogo kochałeś całym sercem, świat przestaje dla ciebie istnieć. Stajesz się niczym zombie, snując się z miejsca na miejsce, pogrążony w bólu. Z czasem przestajesz płakać. Ale nie dlatego, że ból staje się mniejszy. Nie. Po prostu nie masz już siły na łzy i choćbyś nie wiem jak się starał, one nie chcą płynąć. Mimo to ból nadal pozostaje taki sam. W końcu odarto cię z czegoś bardzo ważnego. Zabrano ci jego czuły dotyk, olśniewający uśmiech, uwodzicielski głos. Pozbawiono cię widoku jego uśmiechniętej twarzy, iskier w wielkich brązowych oczach. Wyrwano ci okrutnie serce. Więc niby jak ból miał zelżeć? Nie mógł, bo jego nie było już obok ciebie, a tylko jego obecność mogła załagodzić twe cierpienie. Bo to on był, jest i będzie jedynym lekiem, teraz tak bardzo odległym, poza zasięgiem twojej ręki.
       Pytasz mnie czy go pamiętam? Pamiętam. Każdy wyraz jego twarzy, ton głosu. Pamiętam też dzień kiedy po raz pierwszy go spotkałem. To był przypadek, że na niego wpadłem. Wychodziłem akurat ze sklepu. Było ciemno i dość chłodno jak na środek lata. Obok sklepu był zaułek, przechodziłem koło niego, słysząc czyjś krzyk. Odwróciłem się i zobaczyłem trzy postacie. Dwóch mężczyzn i w pierwszej chwili sądziłem, że dziewczynę. Uratowałem ją z rąk oprychów i z zaskoczeniem stwierdziłem, że to wcale nie była dziewczyna, tylko chłopak. Miał długie włosy i śliczną twarz. Tak, śliczna to najodpowiedniejsze określenie dla jego urody. Duże oczy w kształcie migdałów, w kolorze płynnej czekolady, okolone wachlarzem gęstych i długich rzęs; wydatne kości policzkowe, zgrabny nosek, pełne malinowe wargi, jasna mlecznobiała skóra i karmelowe włosy sięgające mu do ramion. Był idealny. W moich oczach był najpiękniejszym tworem jaki kiedykolwiek stworzył Bóg. Do tego wysoki i szczupły z gracją i płynnością wykonywanych ruchów. Byłem nim oczarowany i myślę, że ów czar nadal na mnie działa. Nie mogę się otrząsnąć ze wspomnienia o nim. A może po prostu nie chcę?
       Chcesz wiedzieć jak smakowały jego usta? Pamiętam ich smak. Były jak czekolada, najlepsze co mogło cię spotkać. Słodkie, soczyste, uzależniające, mamiące, sprawiające, że gdy się ich dotykało cały świat znikał, a ty chciałeś czuć jedynie ich miękkość. Tak samo jego zapach. Subtelny, delikatny wwiercał się do nozdrzy od razu opanowując mózg. Nie mogłem się od niego odpędzić. W głowie miałem obraz jego anielskiej twarzy, wokół wyczuwałem cudowny zapach, a na wargach dotyk jego ust. Nie patrz tak na mnie, wcale nie oszalałem. Chociaż nie. Oszalałem. Z miłości do chłopaka o uśmiechu tak olśniewającym, że przyćmiewał nawet słońce. I to był chyba mój błąd.
       Dlaczego błąd? Bo w momencie kiedy się w nim zakochałem, skazałem siebie na cierpienie i doprowadziłem do stanu, w którym właśnie się znajduję. Zawieszony między wspomnieniami i tęsknotą, ogarnięty bólem i niesprawiedliwością. Ale nie żałuję. Nie! Nigdy, nawet przez chwilę nie pożałowałem tego, że się w nim zakochałem. Dlaczego? Bo mimo bólu, który teraz odczuwam, wtedy, w chwili kiedy miałem go obok siebie byłem szczęśliwy. Ty nigdy nie kochałeś, więc nie dziwię się, że trudno jest ci to zrozumieć. Nie wymagam od ciebie, abyś to zrobił. Może kiedyś… kiedyś zrozumiesz. Gdy poczujesz to co ja.
       Przy nim byłem naprawdę szczęśliwy. Śmiałem się więcej razy niż w swoim dotychczasowym życiu. To szczęście było najprawdziwsze. Wystarczyło, że mogłem słyszeć jego głos cicho szepczący mi do ucha słowa miłości, czuć ciepło ciała pod palcami. Uczyłem się go na pamięć. Każde zagłębienie, delikatne linie. Był jak instrument, na którym pragnąłem nauczyć się grać. I udało mi się. Poznałem wszystkie nuty i wygrywałem ich melodię co noc, słuchając muzyki piękniejszej niż ta puszczana w operze.
        Pytasz mnie jak umarł? Ciężko mi o tym mówić. Wspomnienia, opowieści o nim ogrzewają mi serce, ale tamta chwila… To stało się nagle. Niczym grom z jasnego nieba spadło na mnie, wbijając głęboko w ziemię. Przewróciło świat do góry nogami. Wtedy, tamtego dnia mieliśmy spędzić czas razem. Postanowiliśmy wyjść gdzieś, poczuć nieco zimową, niemal świąteczną atmosferę. Padał śnieg. Białe płatki osadzały się na jego karmelowych włosach, wywołując radość jak u kilku letniego dziecka. Wokół ciemność, jedynie światła latarni rzucały ciepły cień na zimne chodniki. Pełnia. Szliśmy śliską drogą, trzymałem go za rękę, aby nie upadł. Nie chciałem, aby się potłukł. W końcu był taki delikatny, niemal jak porcelana. I tak samo śliczny. Chciałem coś mu powiedzieć, już otwierałem usta, ale nagle usłyszałem pisk. Nie minęła chwila jak poczułem uderzenie. A później była już tylko czerń jego pustych, pozbawionych jakichkolwiek emocji oczu. Ciepły brąz zniknął, ogarnięty przez odmęty śmierci. Nie było olśniewającego uśmiechu, kojącego dotyku, czy przepełnionego miłością głosu. Był tylko mój krzyk i serce rozdarte na kawałki, gdy trzymałem jego ciało w ramionach. I krew. Wszędzie była jego krew. Na nim, na mnie, w miejscu, w którym leżał i na masce samochodu. Spróbuj to sobie wyobrazić. W jednej chwili widzisz przepełnioną emocjami twarz swojego ukochanego, a po zaledwie kilku sekundach ta sama twarz jest zimna, bez wyrazu, martwa. Wyobraź sobie ten ból jaki wtedy zaczynasz odczuwać. Ty także umierasz. W środku. Po prostu usychasz, twoja dusza wypływa wraz ze łzami, a serce rozrywa się z każdym kolejnym przepełnionym bólem krzykiem. I zostaje po tobie tylko pusta skorupa, cień dawnego ciebie, wrak, a dopiero po jakimś czasie dochodzi do ciebie, że upadłeś. Upadłeś na sam dół, boleśnie uderzając w ziemię. I wciąż czujesz ten ból, a jedyne co trzyma cię przy życiu to nikłe wspomnienie kilku niegdyś, wypowiedzianych przez niego słów: „Życie jest piękne, więc żyj, dając wszystko z siebie.”

7 komentarzy:

  1. Nie mam najmniejszego pojęcia jak to skomentować... Ale podoba mi się nie wiem jak bardzo... Kurcze... Popłakałam się ;_;

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnie napisane :) wyraża bardzo wiele .

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez Ciebie się kurde popłakałam :C . Piszesz po prostu cudownie !

    OdpowiedzUsuń
  4. Płaczę płaczę płaczę ... boskie

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne... nie wiem co powiedzieć... Przez łzy trudno się pisze... :-/ Nie jestem jakaś beksa, a tu proszę-łzy cisną mi się do oczu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem co napisać. Czuję takie kłucie w klatce piersiowej. Jakby mnie rozrywało.
    Rozumiem co on czuje. Nie powiem dlaczego.

    OdpowiedzUsuń