wtorek, 19 listopada 2013

Egoista [KaiSoo]

Okej, długo mnie nie było. Wciąż mam kryzys, ostatnio też brak czasu i moje zawieszenie nadal jest aktualne. Dzisiaj rano nie czułam się zbyt dobrze, do tego słuchałam dość smutnej piosenki i wszystko to sprawiło, że podczas jazdy autobusem dopadła mnie marna namiastka weny. Napisałam w telefonie one - shot. KaiSoo, bo kocham ten paring <3 Krótkie i zapewne do niczego, ale coś jest. Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Sherleen.

PARING: KaiSoo
GATUNEK: angst
OSTRZEŻENIA:  przekleństwa


- Wszystko w porządku? - usłyszał to pytanie już po raz setny tego dnia. Kyungsoo podniósł swoje przepełnione smutkiem, wielkie sowie oczy i spojrzał na nieznajomego, który odważył się  zwrócić uwagę na jego dość opłakany stan.
- Tak, wszystko w porządku - odpowiedział, siląc się na delikatny uśmiech, jednak wiedział, że wyszedł mu z tego bardziej grymas. Kłamał. Zrobił to dokładnie tak samo jak już wcześniej dzisiejszego dnia, bo przecież nic nie było w porządku i przez jeszcze długi czas nie będzie. Nieznajomy przyjrzał mu się uważnie, wyraźnie wyczuwając, że ten niski chłopak kłamie, jednak nie zadał więcej żadnego pytania, a jedynie kiwnął głową i odszedł, zostawiając Kyungsoo samego. Chłopak obserwował jak nieznajomy znika za zakrętem, zawzięcie starając się powstrzymać napływające mu do oczu łzy. Nie chciał znowu płakać. Nigdy więcej, bo przecież łzy nie przywrócą mu tego co już stracił. Nieważne, jak bardzo by pragnął czy się starał, czasu nie mógł cofnąć i sprawić, że znowu będzie okej. Że Jongin znowu przy nim będzie.
- Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam - wyszeptał łamiącym się głosem, zauważając, że całe jego ciało zaczyna drżeć. Zacisnął swoje małe dłonie w pięści, przymykając na chwilę powieki i zaczerpnął kilka głębokich wdechów w nadziei, że to mu pomoże. Musiał się uspokoić. Potrzebował zaczerpnąć więcej powietrza i w końcu zacząć oddychać, tylko... jak miał to zrobić skoro odebrano mu cały tlen? Jak miał codziennie rano wstawać z łóżka, skoro jego słońce nagle zgasło, sprawiając, że w jego wnętrzu zapanowała noc? Jak miał żyć, jeśli osoba dzięki, której znajdował siłę, aby marzyć o kolejnym, idealnym dniu, odeszła? Jongin odszedł i zostawił go samego, nawet nie zdając sobie sprawy, jak bardzo wpłynęło to na Kyungsoo. Jak bardzo go to zmieniło. Kyungsoo już nie miał serca, a jedynie jego marną karykaturę. Nie posiadał marzeń, tylko ich rozerwane na strzępy pozostałości. Nie miał już nic, co mogłoby sprawić, że jego wargi wygięłyby się w szczerym uśmiechu, tworząc swoim kształtem serce. W końcu nie było już nawet samego Kyungsoo, bo to co stało na chodniku jednej z Seulskich ulic było jedynie cieniem wcześniej pełnego życia i marzeń chłopaka.
- Wszystko spieprzyłeś - wymamrotał, czując jak po jego bladym policzku zaczyna spływać słona łza.
- Wszystko spieprzyłeś, Jongin – powtórzył już nieco głośniej. Jego serce ścisnęło się boleśnie na wspomnienie imienia kochanka. Jongin był dla niego wszystkim. Gdyby nie on, najprawdopodobniej Kyungsoo upadłby już dawno temu, będąc wrakiem człowieka. To on nauczył go jak ważne w życiu są marzenia. To Jongin pokazał mu czym jest miłość i jak wiele może zmienić. Sprawił, że Kyungsoo miał odwagę uwierzyć, że każdy zasługuje na szczęście, czy posiadanie kogoś, kto będzie się o niego troszczyć. Dopiero przy Jonginie był w stanie w końcu żyć, tak prawdziwie, uśmiechać się, a teraz znowu został sam i wszystko to co budowali przez ostatnie cztery lata po prostu rozpadło się niczym delikatnym domek z kart.
- Dlaczego musiałeś być tak pieprzonym egoistą, Jongin?! - krzyknął, a jego głos wyraźnie się załamał przy ostatnim słowie. Opadł na kolana, nie będąc już w stanie utrzymać się na słabych i coraz bardziej drżących nogach. Z nieba zaczął padać deszcz, kiedy drobnym ciałem Kyungsoo wstrząsnął głośny szloch. Czuł jak zimne krople coraz szybciej zaczynają moczyć jego ubranie i krótkie, brązowe włosy, jednak nie przejął się tym zbyt zajęty uderzaniem pięścią w chodnik, raniąc tym samym swoją dłoń. Tym także się nie przejął, bo to był dobry ból. O wiele lepszy i szybciej wyleczalny niż ten, który odczuwał w sercu. Ból fizyczny stawał się niczym, kiedy jego dusza zaczynała krwawić.
- Tak cholernie pieprzonym egoistą - wyłkał, nie mając już nawet siły, aby unieść krwawiącą dłoń i ponownie uderzyć nią w brudny i mokry od deszczu chodnik. Zamiast tego pozwolił, aby więcej łez wypłynęło spod jego wciąż przymkniętych powiek, mieszając się z zimnymi kroplami deszczu. Sam nie wiedział ile czasu to trwało. Nie umiał określić jak długo niemal leżał na chodniku, wypłakując cały ból, który obecnie odczuwał. W końcu podniósł się na wciąż słabe i drżące nogi, kierując się powolnym krokiem w dobrze mu już znaną stronę. Przemierzał ją często po kilka razy dziennie dokładnie od dwóch tygodni. Deszcz wciąż padał, mocząc go coraz bardziej, a ciemne chmury wisiały nad Seulem, zwiastując, że jeszcze przez długi czas się nie rozpogodzi. Kyungsoo już nie płakał. Nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, tylko szedł przed siebie z pochylonymi ku dołowi ramionami i pustym wzrokiem. W tym momencie jego oczy były idealnym odzwierciedleniem jego duszy, bo jedyne co czuł, to pustka. Oplatająca go swoimi zimnymi jak lód łapami pustka i podobało mu się to, bo przecież lepiej nie czuć nic, niż cierpieć katusze. Czas mijał, a wraz z nim deszcz powoli zaczynał ustępować, jednak nie rozpogodziło się, bo powoli zmierzchało. Dzień się kończył, ustępując miejscu nocy, która z każdą kolejną minutą spowijała ulice Seulu swoimi ciemnymi mackami i jedynie zapalające się latarnie były w stanie je rozproszyć.  Kiedy deszcz przestał już kompletnie padać, Kyungsoo przemierzał właśnie kręte uliczki cmentarza z coraz szybciej bijącym sercem, zbliżając się do niedawno postawionego grobu. Zatrzymał się dosłownie dziesięć kroków od niego, jakby bojąc się zbliżyć i dopuścić do siebie okrutną prawdę. Nigdy nie podchodził bliżej, a jedynie obserwował z daleka, mając nadzieję, że to nie jest tak jak się wydaje. Okłamywał samego siebie, w głębi duszy znając jednak prawdę. Na pobliskich grobach paliły się znicze, rozsiewając wokół zapach topiącego się wosku i rozświetlając imiona spoczywających pod marmurowymi nagrobkami osób. Kyungsoo przełknął głośno ślinę, robiąc krok do przodu, jednak nie był w stanie wykonać kolejnego, kiedy jego wzrok spoczął na jednym z napisów wyrytym w nagrobku znajdującym się przed nim.
"Kim Jongin"
Jego serce ścisnęło się boleśnie, a wszystkie emocje automatycznie wróciły do jego drobnego ciała, sprawiając, że znowu zapragnął płakać. Powstrzymał się jednak, a zamiast tego odezwał cichym i słabym głosem:
- Byłeś egoistą Jongin, zostawiając mnie tutaj samego. Wiesz jak ciężko jest mi się uśmiechnąć, kiedy ciebie tu nie ma. Czuję się samotny, zły, zraniony. Mam wrażenie, że wraz z tobą odeszła jakaś część mnie. Dlaczego nie zabrałeś mnie ze sobą? Byłbym wtedy o wiele szczęśliwszy, ale ty wolałeś być pieprzonym egoistą. Powiesz mi, czy kiedykolwiek jeszcze będę w stanie znowu zacząć marzyć? Na razie gram, udaję i kłamię, że wszystko jest w porządku, jednak wszyscy i tak wiedzą, że tak nie jest, no bo jak może być? Jak może być w porządku, jeśli ty leżysz tutaj, a ja wciąż muszę borykać się z tym co inni nazywają życiem? Pieprzony egoista z ciebie, Jongin. Cholernie pieprzony egoista…


czwartek, 25 lipca 2013

Mała refleksja

Można powiedzieć, że ta notka jest o niczym. Takie moje małe refleksje, myśli, które nie dają spokoju albo po prostu zbyt często przewalają się w mojej głowie. Niedawno dodałam nowy rozdział, napisałam też kilka rzeczy przed nim. Dostałam komentarze, wśród nich krytyka od anonima. Zdziwił mnie odzew innych osób na ten komentarz. Byłam zaskoczona, czytając je. Wiele osób wzięło tę krytykę za naskok, bardziej hejt. Padło kilka ostrych słów, powiedzenie, że się „skiepściłam” i powinnam zamknąć blog. Wiecie, nigdy nie uważałam, że dobrze piszę. Nie miałam tak jak większość osób, dla których pisanie było i jest częścią życia, czymś silniejszy czego nie potrafią przestać. Ja po prostu zaczęłam pisać. To był przypadek, naprawdę przypadek, że cztery lata temu nabazgrałam kilka zdań. Założyłam pierwszy blog, bo koleżanka taki miała, pisała opowiadania. Przeczytałam i spodobało mi się. Pomyślałam, że też bym mogła założyć blog, ale taki o byle czym. Pisaniu własnych odczuć. Taka zabawa. Zrobiłam to i pod wpływem emocji napisałam króciutki tekst o dziewczynie, którą w szkole wyśmiewano, bo była cicha i wolałam w domu czytać książki, niż jeździć na imprezy. Napisałam tekst o sobie. Dodałam go na blog, nawet nie marząc o tym, że ktoś mógłby to przeczytać, skomentować. Kiedy dzień później zajrzałam na blog i znalazłam komentarz naprawdę byłam zdziwiona. Napisała go kobieta, starsza ode mnie o siedemnaście lat, doświadczona pisarka, dla której pisanie było całym życiem. Moja reakcja wtedy… byłam zaskoczona samym tym, że ktoś taki chcesz przeczytać to co napisałam, ale jeszcze bardziej tym, co mi napisała. Pamiętam jak dziś, że mnie pochwaliła, mimo masy błędów. Napisała, że umiem ukazać emocje i spytała, czy napisałabym coś jeszcze. Zrobiłam to. Napisałam kolejną notkę, idąc śladem swojej wyobraźni. Już nie opisywałam siebie, a jedną z wielu historii, które tak zawsze lubiłam wymyślać przed snem, w drodze do szkoły. Ola – tak ma na imię owa kobieta – komentowała każdy mój nowy tekst. To już nie były pochwały, a krytyka. Porządna krytyka z wypisaniem każdego błędu. Podczas kiedy moje notki miały zaledwie stronę, komentarz, który dostałam zajmował dwie, a czasem trzy. Wypisane zdanie, każdy błąd, poprawna odpowiedź i na końcu kilka słów o tym, co było napisane dobrze. Pamiętam moje przerażenie, kiedy widziałam każdy kolejny komentarz i czytałam go. Mimo to nie poddawałam się. W pewien sposób chciałam jej zaimponować. Pokazać, że mogłabym więcej, napisać coś lepiej, więc tworzyłam kolejne notki, tylko po to, aby Ola mogła je przeczytać i skrytykować. Z czasem zaczęłam się uśmiechać, czytając je, wypatrywać coraz częściej z podekscytowaniem. Założyłam kolejne blogi, tworzyłam kolejne historie i uczyłam się. W szkole zawsze miałam problemy z ortografią, mimo że czytałam całą masę książek. Dzięki krytyce Oli nauczyłam się ortografii. Zawzięcie chłonęłam każde napisane przez nią słowo, zapamiętując rady, które mi dawała i starając się do nich stosować. Podziałało i pewnego dnia zobaczyłam, że jej komentarze stały się krótsze i miały niemal same pochwały. Byłam dumna sama z siebie, że udało mi się coś osiągnąć, że tych błędów była już niemal minimalna ilość. Zaprzyjaźniłam się z Olą i przyjaźnię aż do dzisiaj. Jestem jej wdzięczna, że pokazała mi, że pisanie jest magią, że ja też potrafię i tak wiele mnie nauczyła. Teraz wyszedł mi jakiś wywód, ale emocje wzięły górę, wzruszenie i wspomnienia. To było takie dziwne, fakt, że nagle ni z tego ni z owego pisanie stało się częścią mojego życia, takim hobby. Dzięki Oli też nauczyłam się być otwarta na krytykę. Nawet do tego stopnia, że kiedy Ola przestała wypisywać mi błędy, a chwalić, zaczęłam je robić celowo. Tylko po to, aby napisała mi, że coś tam mam źle. Ciągłe chwalenie męczyło, a ja potrzebowałam determinacji. Mijał czas. Po roku pisania dopadł mnie kryzys. Brak zainteresowania od strony innych osób, nieco ciężki czas u Oli i u mnie. Nie pisałam przez rok. Dokładnie rok. Nawet nie wiecie jak bardzo się wtedy opuściłam. Na komputerze miałam zapisaną całą masę teksów, bratowa po kryjomu, kiedy nie widziałam, wszystkie czytała i później dopiero się wygadała, namawiając, abym znowu zaczęła pisać. Więc zaczęłam. Wtedy już znałam kpop, więc chciałam, aby opowiadanie było właśnie z idolami. Hetero, bo yaoi jeszcze nie znałam. Założyłam nowy blog, napisałam kilka rozdziałów, ale nikt tego nie czytał, a ja łapałam się za głowę, widząc jak wiele błędów robię i jak bardzo się w tym opuściłam. Chęci szybko mijały z tego powodu. Urywałam historie, usuwałam je. Przez przypadek poznałam yaoi, przeczytałam kilka blogów, trafiłam na forum yaoi love i pomyślałam „A może ja też coś napiszę? Może się spodoba”.  Spodobało. Zainteresowanie było tak duże, że pamiętam jak skakałam z radości, płacząc i nie dowierzając. Pamiętam jak Ola mówiła mi, że jest dumna, bo ludziom się podoba. Dzięki yaoi, dzięki Wam, wszystkim komentującym powróciła mi chęć do pisania i stworzyłam te wszystkie historie i pod szlifowałam swój warsztat. Sporo się poprawiłam za ten rok. Naprawdę wiele się nauczyłam, mniej zaczęłam robić błędów. Myślę, że przez to jak wielki zapał mnie dopadł na pisanie, teraz mam kryzys. Z czasem wszystko zaczęło opadać. Zupełnie tak samo jak przed ostatnim kryzysem. Notki pojawiały się coraz rzadziej, a ja po prostu nie byłam w stanie nic napisać. Nawet kiedy chciałam, w głowie miałam całą masę pomysłów, to nie potrafiłam nic napisać. Ostatnią notkę napisałam, będąc na wsi. Może nie umieściłam w niej tego, co było w innych rozdziałach. Może moje teksty straciły „to coś”. Nie wiem. Skiepściłam się… Też tak uważam. Przy kryzysie to normalne. Dopada cię nagle, tracisz całą wenę, a pisanie staje się trudnością. Kiedy uda ci się coś napisać, to wychodzi suche, bez „tego czegoś” i z masą błędów. Jak przy każdym kryzysie pojawiła się myśl, że może zamknę blog. Myślałam o tym i to już nie raz. Myślałam, że może skończę pisać „Heart”, bo do końca zostało mi 9 rozdziałów i 3 rozdziały „Reunion”, a później po prostu się pożegnam. Nie chciałabym tego, bo… ciężko mi w to uwierzyć, ale z tym blogiem wiele osiągnęłam. Tylu czytelników, osób komentujących. Tak spory zbiór dokończonych opowiadań wieloczęściowych, bo wcześniej nie udało mi się żadnego skończyć. Dużo też się nauczyłam z każdym kolejnym rozdziałem i komentarzem. Cały rok pisania, tak dużo tego. Naprawdę jestem Wam za to wszystko wdzięczna. Za zagrzewanie mnie do pisania, czekanie na dalsze rozdziały, za każdy komentarz. Nawet za ten z krytyką, a może szczególnie za ten? Czytałam go z uśmiechem na ustach. Czytałam z radością, bo… to było coś innego, taka naprawdę szczera opinia, bez ciągłego słodzenia i chwalenia. Poczułam się, jakbym cofnęła się o te cztery lata, kiedy zaczynałam pisać. Naprawdę lubię takie szczerze komentarze, w których jest połączenie pochwał z wypisaniem wad. Nie podobało mi się jedynie to, że ów Anonim nie podpisał się na końcu i nie wypisał tych błędów. Nawet z ciekawości spytałam Oli, gdzie są te błędy, ale za dużo się nie dowiedziałam, bo nie zwróciła na nie uwagi. Tak sobie pomyślałam, że może wrócę do korzeni. Na jakiś czas. Ostatnio w mojej głowie pojawiło się sporo pomysłów o tematyce hetero z idolami kpopowymi. Pomyślałam, że może zacznę je pisać, może założę blog i jakoś wena wróci. Wtedy też będę mogła w pełni wrócić do historii yaoi, bo lubię je pisać. Może normalnie skończyłabym „Heart” i resztę bez myśli, że te rozdziały są najzwyczajniej w świecie do dupy?  Myślę, że warto spróbować. Dlatego, chciałam Was spytać, czy ktoś chciałby je przeczytać? W razie gdybym jednak postanowiła je napisać i założyć drugi blog. Nie chciałabym kończyć przygody z yaoi i tym blogiem, więc sięgam po ostatnią deskę ratunku. Przywołuję wenę.
Ech, ale się rozpisałam. Sporo tego, cały wywód, niemal pełna historia tego, jak zaczęłam pisać. Lubię to robić, nawet bardzo. Przelewać historie z głowy na stronę w Wordzie. Tworzyć nowe opowieści, postacie, sytuacje i całą tą gamę uczuć. W moim przypadku pisanie nie jest czymś, bez czego nie byłabym w stanie żyć, ale naprawdę to lubię i nie chciałabym się z tym żegnać, ani nic.
Nie wiem, kiedy kolejna notka z rozdziałem. Naprawdę nie wiem. Nie mogę, a nawet nie chcę obiecywać, że gdy się pojawi, to będzie równie dobra jak te wcześniejsze. Jak te z samego początku mojej przygody z yaoi. Ale mogę wam powiedzieć, że będę się starać, aby takie były. Czy jednak będą, przekonamy się z czasem. Z resztą jak ze wszystkim.
Mam nadzieję, że was nie zanudziłam tym wywodem. Przepraszam za ewentualne błędy, nie mam siły już tego czytać. Za dużo emocji i myśli pojawiło się w mojej głowie, abym mogła teraz do tego wrócić. Tak więc, do zobaczenia, mam nadzieję, że niedługo.

Sherleen. 

poniedziałek, 22 lipca 2013

("Heart") Rozdział 31 + info.

Okej, to na początek... Dziękuję wszystkim za kolejne nominacje <3 Miło mi z tego powodu, naprawdę.
Dalej chciałam przeprosić, że czekaliście tak długo, nawet jeśli pisałam w ostatniej notce, że postaram się o szybsze pisanie. Starałam się, naprawdę, jednak przechodzę chyba jakiś kryzys twórczy. Nie dałam rady napisać więcej niż trzy strony i wszystko było takie... do dupy. Kiedyś już tak miałam, trwało to rok, straszne uczucie. Nawet rozmyślałam zamknięcie bloga, patrząc na to, że czas leci, a ja nie dam rady pisać, jakbym miała jakąś blokadę, bo pomysły mam, całą masę, chęci też, ale nie wychodzi. Wyjechałam na wieś na tydzień z nadzieją, że może uda mi się coś tam napisać, bo naprawdę nie lubię zostawiać niedokończonych opowiadań i udało się. Nowy rozdział. Nie wiem kiedy następny, ciężko mi to stwierdzić. Mam nadzieję, że się wam spodoba i naprawdę jeszcze raz przepraszam.
Sherleen.




Rozdział 31
Dom. Taemin zawsze za nim tęsknił, kiedy musiał leżeć w szpitalu. Codziennie marzył, aby w końcu móc do niego wrócić, pozbyć się tego ohydnego szpitalnego zapachu i po prostu przespać się we własnym łóżku. Moment, w którym opuszczał szpital zawsze napawał go radością, bo wiedział, że już naprawdę niewiele dzieli go od zaszycia się w swoim pokoju. Ogarniało go wtedy uczucie wolności, czegoś czego dość ciężko było mu opisać. Tak samo było kiedy cztery dni temu przestąpił próg swojego domu, a później opadł z szerokim uśmiechem na ustach na łóżko, które pachniało po prostu nim, a nie szpitalną sterylnością. I sądził, że już nigdy więcej to się nie zmieni. Zawsze będzie tak samo. Ta sama radość, uczucie ulgi. Tym razem jednak jedna rzecz była inna. Za każdym razem, kiedy go wypisywano to Onew go odbierał i przywoził do domu. To zawsze on patrzył na jego radość, ale teraz jego miejsce zajął Minho i to był chyba główny powód, przez który starszy się do niego praktycznie nie odzywał.
- Hyung, długo jeszcze masz zamiar się tak na mnie złościć? – spytał Taemin, wyrywając się ze swoich rozmyślań i obserwując brata ze swojego zwyczajowego miejsca za stołem. Akurat kończyli jeść śniadanie, a starszy Lee nie wypowiedział do niego ani jednego słowa. To było dość dziwne uczucie. Taemin nie był przyzwyczajony do tak chłodnego traktowania ze strony swojego hyunga. Fakt, wiedział, że powinien go zawiadomić o tym, że go wypisują, ale jednak... Minho był z nim w szpitalu, po co miał zawracać głowę bratu? To tylko powrót do domu. Przejechanie samochodem kilkuset metrów. Nic nadzwyczajnego, a jednak musiało to ugodzić w Onew.
- Hyung, proszę cię. Nie bądź dzieckiem – jęknął, widząc, że starszy wciąż nie ma zamiaru przestać go ignorować. Jinki spojrzał kątem oka na swojego młodszego brata, wlewając do kubka z herbatą gorącą wodę i westchnął. Jemu też nie było łatwo. Nie lubił go ignorować, jednak... Może dla innych, patrzących na tę sytuację z boku, mogłoby się wydawać, że to błahostka, boczenie się o coś nieistotnego, ale nie dla niego. Onew opiekował się bratem od momentu, kiedy ten zachorował. Był z nim zawsze. Pocieszał w szpitalu, dodawał otuchy, zagrzewał do walki i pomagał tlić się nadziei, kiedy ta już powoli zaczynała przygasać. To on też zawsze odbierał brata ze szpitala i do niego zawoził. On, nie ojciec ani matka, którzy przeważnie musieli zajmować się pracą. Robił to Onew, bo w dość krótkim czasie stało się to ich taką małą, braterską tradycją. Nawet kiedy pani Lee mogła odebrać swojego młodszego syna, to i tak tego nie robiła, bo wiedziała, że to działka Onew. Więc, czy teraz Jinki miał prawo być zły na młodszego? Czuć się zraniony? A może po prostu pominięty? Szatyn podejrzewał, że to mieszanka dwóch ostatni odczuć. Takie jakby odgrodzenie. Nie podobało mu się to. Nie lubił, kiedy ktoś zajmował jego miejsce. Nie chciał, aby nagle odstawiono go na bok, bo pojawił się ktoś inny. Fakt, że Onew nie ufał Minho wcale mu nie pomagał. Starał się, próbował jakoś przezwyciężyć swoją niechęć, obawę w stosunku do Choi, jednak tego typu działania jak cztery dni temu kompletnie mu nie pomagały.
- Hyung? – Do uszu Jinkiego ponownie dobiegł głos jego młodszego brata. Chłopak westchnął po raz już nie wiadomo który i w końcu odwrócił w jego stronę, rzucając mu pytające spojrzenie.
- Nie gniewaj się na mnie. Naprawdę przepraszam jeśli poczułeś się zraniony.
Jinki podszedł do stolika, siadając na swoim zwyczajowym miejscu, w dłoni trzymając kubek z parującą herbatą. Przez chwilę wpatrywał się w ciemnobrązową ciecz, aż w końcu podniósł do góry wzrok i spojrzał bratu w oczy,
- Masz rację, Tae, poczułem się zraniony – powiedział w końcu. Młodszy Lee spuść wzrok, czując się nieco zmieszany. Nie oczekiwał takiej odpowiedzi. W zasadzie, to w ogóle żadnej nie oczekiwał, patrząc na to jak jego brat zawzięcie go ignorował przez ostatnie cztery dni, ale nie sądził, że będzie nią potwierdzenie jego słów.
- Dlaczego? – spytał cicho. Chyba nie rozumiał. Może nie do końca, więc chciał wyjaśnień.
- Odbieranie cię ze szpitala to moja działka Tae. To taki... zwyczaj. Nasz własny, braterski, a teraz został on złamany przez Choi. 
Taemin podniósł swój zaskoczony wzrok na starszego, otwierając usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz je zamkną. Nigdy nie myślał w ten sposób. Owszem, lubił kiedy to brat odbierał go ze szpitala, zawsze to robił, jednak nie myślał o tym jak o ich własnym zwyczaju.
- Przepraszam hyung. Naprawdę – powiedział cicho, bo czuł, że właśnie to powinien zrobić.
- Już przeprosiłeś i przyjmuję je, ale... nie sądziłem, że ty widzisz to inaczej.
- Ja... Hyung, ja po prostu nie wiedziałem, że to dla ciebie aż tak ważne. Teraz jak wiem, to zawsze będę po ciebie dzwonić.
- Wcześniej bez tej wiedzy to robiłeś.
- Wcześniej nie miałem do kogo więcej dzwonić. Miałem tylko ciebie i rodziców, ale teraz... Mam przyjaciół, hyung, a Minho to mój chłopak. Po prostu nie czułem potrzeby dzwonienia do ciebie, skoro Minho był obok mnie i miał samochód.
Jinki zacisnął dłoń na swoim kubku, ale zaraz ją rozluźnił, nie chcąc, aby naczynie pękło. Młodszy mógł sobie darować to ostatnie, jednak... cóż, starszy widać nie miał wyjścia, jak tylko pogodzić się z faktem, że teraz jest ktoś jeszcze kto będzie o niego dbać. A co za tym idzie, przejmować połowę jego zwyczajów.
- Wiem, Tae – odpowiedział więc tylko i wstał od stołu, chcąc wrócić do swojego pokoju i napawać ostatnimi dniami urlopu, który sobie wziął. Taemin obserwował brata, uśmiechając się lekko. Wiedział, że starszy nie do końca jeszcze się z tym wszystkim pogodził, ale sądził, że był na dobrej drodze. Kiedy drzwi do pokoju Jinkiego się zamknęły, wstał od stołu, zaczynając zbierać talerze po śniadaniu i wrócił do siebie. W sumie niewiele miał do roboty, więc po prostu położył się na łóżku, wzdychając z zadowoleniem i patrząc na malunek na jego ścianie. Nadal nie mógł przyzwyczaić się do tego, że pani Lee umieściła tam jego twarz, ale już przestał narzekać. Wszystko było lepsze od tej ciągłej bieli szpitalnych ścian. Przekręcił się na brzuch, wtulając twarz w poduszkę, a po chwili sięgnął po swój telefon, sprawdzając skrzynkę odbiorczą.
„1 NIEODEBRANA WIADOMOŚĆ”
Z zainteresowaniem uniósł głowę, wchodząc w sms i uśmiechnął się szeroko, widząc, że to Minho do niego napisał.
„OD: Pabo Żaba;
Hej, piękny, jak ci się spało? „
Taemin parsknął śmiechem na określenie jakim zwrócił się do niego starszy i szybko zaczął pisać odpowiedź.
„DO: Pabo Żaba;
Cześć Pabo, a dobrze tak w sumie. Piękny? Nie wiedziałem, że jesteś taki... pabo ^,^”

„OD: Pabo Żaba;
To był komplement. Powinieneś się zarumienić, mówiąc, że wcale nie jesteś piękny, a ja próbować przekonać cię, że jest inaczej, Tae  >.>”

„DO: Pabo Żaba;
Mówisz poważnie? Dawno się tak nie uśmiałem, Minho :P”

„OD: Pabo Żaba;
Oczywiście, że poważnie! >.< Ja zawsze mówię poważnie Tae, powinieneś to wiedzieć”

„DO: Pabo Żaba;
Ekhem, no to cóż... wyszło zabawnie :P”

„OD: Pabo Żaba;
Dobra, nieważne. Jinki wciąż się do ciebie nie odzywa?”

„DO: Pabo Żaba;
Dzisiaj się odezwał i chyba już jest okej :D”

„OD: Pabo Żaba;
Czyli, że nie będzie miał nic przeciwko, jeśli zabiorę cię na randkę? :)”

Taemin automatycznie usiadł na łóżku, patrząc na ekran swojego telefonu i uśmiechając się szeroko. Randka? Z Minho? Ich pierwsza... Szybko wcisnął przycisk dzwonienia i przyłożył urządzenie do ucha, zrywając się z miejsca.
- O której i gdzie? – spytał, jak tylko usłyszał, że Minho odebrał. Starszy zaśmiał się cicho po drugiej stronie słuchawki, odpowiadając:
-Powiedzmy, że za godzinę, a gdzie, to się jeszcze okaże.
- Czyli, że jeszcze nie wiesz?
- Cóż, niespodzianka.
- Niespodzianka?
-Yep, więc jak? Mam rozumieć, że się zgadzasz?
- I tak się nudzę w domu, więc pewnie, czemu by nie? – odpowiedział Tae, niby to od niechcenia, ale tak naprawdę bardzo cieszył się na tę randkę. Spędzenie całego dnia z Minho, poza szpitalem i już jako para, a nie przyjaciele było czymś co chciał zrobić już od dawna.
- To będę u ciebie za godzinę i, i tak wiem, że jesteś podekscytowany – usłyszał po drugiej stronie. Już miał zamiar coś powiedzieć, jednak starszy zdążył się rozłączyć.
- Głupia Żaba – wymamrotał, patrząc na wyświetlacz telefonu. Dopiero po kilku minutach dotarło do niego, że zamiast się ubierać, to stał jak kołek na środku pokoju, więc odrzucił komórkę na łóżko i zaczął przeglądać swoje rzeczy w szafie. Nie wiedział w co miałby się ubrać. Poważnie. Może i był chłopakiem, ale mimo wszystko chciał dobrze wyglądać na swojej pierwszej randce. Dlatego połowę czasu do przyjazdu Minho zajęło mu grzebanie w swojej szafie, selekcjonowanie nadających się do nałożenia, a kompletnego uosobienia wiochy rzeczy i w końcu wybranie zwykłych, czarnych dżinsów, idealnie opinających jego tyłek i szczupłe nogi oraz wygodnego, sięgającego mu do połowy pośladków, szarego swetra. Prosto, wygodnie, no i co najważniejsze, to dobrze w tym wyglądał. Poczesał jeszcze swoje długie włosy, związując je w koński ogon. Idealnie.
- Tae, chciałbyś... Wybierasz się gdzieś? – usłyszał nagle i odwrócił się w stronę drzwi, zauważając Onew, który obecnie obrzucał wzrokiem stertę ciuchów piętrzących się na łóżku młodszego.
- Hyung, właśnie miałem do ciebie iść. Minho zabiera mnie na randkę – oznajmił, spuszczając nieco wzrok z lekkiego zażenowania. Tak jakoś... Cóż, nie był przyzwyczajony do mówienia o takich rzeczach. Onew umieścił spojrzenie swoich brązowych oczu na młodszym chłopaku i przekrzywił głowę na bok.
- Kiedy?
- Zaraz. Ma po mnie przyjechać.
- Dokąd?
- Jeszcze nie wiem.
- Na jak długo?
- Hyung! To jakieś przesłuchanie?! – zirytował się Tae, kiedy padło kolejne pytanie. Nagle poczuł się jak jakiś dzieciak. Albo co gorsza, dziewczyna.
- Okej, okej! – Onew uniósł do góry ręce w geście obrony, ale mimo to uśmiechał się.
- Nie wiem, o której wrócimy. Nic w sumie nie wiem. Dowiem się później, ale proszę cię, nie wydzwaniaj do mnie, okej? Nie jestem dzieckiem, ani tym bardziej jakąś głupią nastolatką, którą trzeba się zajmować.
- Wolałbym...
- Hyung, proszę.
- Ech, no dobra. Ale masz do mnie zadzwonić w razie co. Będę ciągle przy telefonie.
- Wiem, dzięki – Taemin posłał mu lekki uśmiech i w tym momencie rozległ się dzwonek domofonu. Automatycznie wybiegł z pokoju, otwierając i poprawił swój sweter, czekając cierpliwie przy drzwiach. Był wdzięczny Onew, że ten obiecał mu, nie dzwonić. Cóż, już nie raz się zdarzało, że zaraz po wyjściu ze szpitala, starszy wydzwaniał do niego za każdym razem, kiedy ten wychodził gdzieś z domu. Wiedział, że brat się o niego martwi, ale z Minho był przecież bezpieczny, prawda?
Kiedy w końcu usłyszał pukanie do drzwi, otworzył je szybko z szerokim uśmiechem, aby zaraz stanąć twarzą w twarz z ubranym w ciemne dżinsy i niebieską koszulę Minho.
- Hej – odezwał się brunet, obrzucając spojrzeniem Tae.
- Hej – odpowiedział młodszy, uśmiechając się jeszcze szerzej, a później złapał go za dużą dłoń, niemal wciągając go do środka. Minho zaśmiał się pod nosem, posłusznie wchodząc do środka i przywitał się z Jinkim, który obserwował ich, stojąc w wejściu do pokoju Taemina.
- Myślę, że Taemin nie chciałby, abyś teraz wszedł do jego pokoju, sądząc po bałaganie, jaki w nim panuje – powiedział starszy Lee, widząc, że Minho kieruje się w tę stronę. Taemin automatycznie doskoczył do swojego chłopaka, łapiąc go za ramię i pociągnął do salonu, sadzając go na kanapie.
- Tak, hyung ma rację. Lepiej będzie jak poczekasz tutaj. Chyba, że wolisz już iść.
- A wszystko załatwiłeś co miałeś zrobić?
- W sumie to tak...
- No to możemy od razu iść – zaśmiał się Choi, wstając z powrotem za kanapy. Widział, że Taemin lekko się denerwuje. Czyżby stres przed pierwszą randką? On sam także się stresował. Nie był z nikim od czasów kiedy chodził z Taeyeon. Już w sumie nawet nie pamiętał jak to jest być na randce. Mimo to, cieszył się. W końcu będzie mógł spędzić więcej czasu z Taeminem, zbliżyć się do niego i nie będzie to ograniczone szpitalem i plączącymi się wszędzie pielęgniarkami albo Onew. W końcu będą mogli być po prostu sami i podobała mu się ta myśl. Nawet bardzo.
- Więc chodźmy – młodszy Lee uśmiechnął się do niego, wyciągając w stronę Choi swoją dłoń. Starszy automatycznie za nią chwycił, kierując się do wyjścia. Zerknął na ich złączone dłonie. Taemin miał małą dłoń, jednak idealnie pasującą do jego. Była też nieco chłodniejsza, ale brunet mógł ją ogrzać swoją, zawsze ciepłą. „Czy to nie tak właśnie powinno być?” – pomyślał, kiedy zamykali za sobą drzwi. Powoli poszli do windy, nie zamieniając między sobą ani jednego słowa. Jakoś tak nie potrzebowali tego. Po prostu wystarczyło im, że trzymali się za ręce, wychodząc spokojnie z parkingu i podchodząc do samochodu.
- Więc... gdzie mnie zabierasz? – spytał Taemin, kiedy już siedział w samochodzie starszego.
- Zobaczysz, ale myślę, że ci się spodoba – odpowiedział Minho, zapinając mu pas. Taemin uśmiechnął się na ten gest. Sam mógł to zrobić, a jednak podobało mu się, to że to Minho zapiął mu pas.
- A jeśli się nie spodoba?
- Zawsze będziemy mieć drugą randkę, aby ją naprawić.
- A jeśli nie zgodzę się na drugą randkę?

- Zgodzisz – powiedział pewnie starszy, pochylając się i delikatnie muskając jego usta swoimi. Oboje poczuli jak po ich ciałach przebiegł elektryzujący dreszcz na ten, w sumie, mały kontakt. Taemin od razu oddał pieszczotę, przymykając oczy, a później je otworzył, kiedy Minho się odsunął, zapinając swój pas i ruszając. Ich pierwszą randkę czas zacząć. 

wtorek, 4 czerwca 2013

Ogłoszenia

Wiem, że czekacie na kolejne rozdziały opowiadań i naprawdę chciałabym je wszystkie już napisać, ale moja wena to wredna zołza i po prostu nie chce do mnie przyjść, a kiedy to zrobi, to zaraz ucieka. Mam połowę rozdziału "Heart", mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się go dokończyć i napisać kolejne. Czekajcie cierpliwie ;3

Ogółem, to chciałam powiedzieć kilka rzeczy. Jedną z nich, to zapewne osoby, które komentują zauważyły, że na powrót włączyłam weryfikację obrazkową przy dodawaniu komentarzy. Wolałabym, aby jej nie było, bo mnie także wkurza to ciągłe rozszyfrowywanie i przepisywanie cyferek, ale jest to jeden ze sposób na wiadomości spamowe, których ostatnim czasem naprawdę dużo zaczęło się pojawiać na moim blogu. I mówię tutaj o spamie angielskim z nic niewnoszącymi wiadomościami od anonimów. Dlatego mam nadzieję, że nie zrazi was ta weryfikacja przy dawaniu komentarzy. ;3

Kolejna rzecz, to chciałabym was wszystkich zaprosić na RolePlayer. Zapewne sporo z was pisze rpg z koleżankami na fb, czy blogach. Roleplayer to taka strona, gdzie właśnie pisze się rpg będąc daną postacią. Są tam mili i naprawdę fajni ludzie oraz admini. Zawsze się coś dzieje. Jestem tam jako Taemin, Sungjong i Kwangmin. Piszę praktycznie codziennie. Więc jeśli chcielibyście dołączyć do zabawy, to zapraszam:
LINK
Serwer, na którym roleplayer jest stworzony, to angielska strona, ale sam roleplayer jest po polsku i normalnie po polsku w nim piszemy, więc nawet jak nie znasz angielskiego, to i tak śmiało możesz dołączyć do gry.


Ostatnią rzeczą, o której chciałam wspomnieć, to drugi numer magazynu AOW. Już rozpoczęła się przedsprzedaż. Serdecznie zapraszam do kupowania i naprawdę polecam ;3
Więcej info macie tutaj:
Magazyn AOW


Myślę, że na razie to tyle. Pozdrawiam kochani i czekajcie cierpliwie, bo już się w sobie zbieram i biorę się za ostre pisanie ;3

Sherleen ;3

piątek, 26 kwietnia 2013

[One - shot] Świat jest okrutny

Dopadła mnie wena. Nie na długo, bo już późno, ale jakoś tak mnie dopadło, więc napisałam tego shota. Dziwny jest. Chyba. Z resztą nie wiem. Oceńcie sami. Nie dam konkretnego paringu. Możecie wybrać sobie swój własny. Za błędy przepraszam. Już późno, więc mogą się pojawić.
Sherleen <3


PARING: Wybierz jaki chcesz
GATUNEK: angst
OSTRZEŻENIA:  samookalczanie się



Świat jest okrutny. Życie potrafi być jeszcze bardziej. Pełne bólu, smutku, niezrozumienia. Chwile, w których siedzisz i masz ochotę płakać, bo już po prostu za dużo. Tego wszystkiego. Tego co złe. W środku ciebie, głęboko w sercu, niemal dotykając duszy, która i tak już jest mocno zraniona, czujesz tylko ból. I w końcu masz dość. A wtedy tak jak ja chwytasz na ostrą żyletkę i kreślisz na swojej ręce jeden ślad. A później kolejny i jeszcze jeden. Cięcia nie są głębokie. Nie chcesz się zabić. Mimo, że twój świat jest okrutny, to nie umiesz zakończysz swego żałosnego życia. Uwolnić się od bólu. Brak ci odwagi, tak po prostu tchórzysz, bo łatwiej jest tkwić w całym tym gównie, które cię otacza, niż ruszyć w nieznane. A śmierć właśnie taka jest. Nieznana, przerażająca. Człowiek zawsze bał się tego, czego nie znał. Dlatego próbował poznać wszystko, wyjaśnić co niewyjaśnione, aby chociaż w marnej mierze pozbyć się tego strachu, który go ogarniał przed nieznanym. Zabawne, a może smutne? Wszędzie ten smutek, nostalgia. Wszędzie... Krew powoli spływająca po twojej dłoni. Po mojej też. Nawet teraz. Ze wszystkich czterech nacięć, które ponownie zrobiłem w akcie desperacji. Czerwień brudzi mlecznobiałą skórę, płynąc dalej, aż w końcu kapie na posadzkę, rozpryskując się na niej i znacząc ją. Uspokaja mnie. Tak troszkę. Świat jest okrutny, a moje życie coraz bardziej do dupy. Zabijam ból bólem. Paradoks. To tak, jakby ogień gasić ogniem, ale ten ból jest inny. Sam go sobie zadajesz, to dlatego. Sam, świadomie i to pomaga, bo na ten ból masz wpływ. Możesz go kontrolować, ale nie ten, który zadało ci życie. Nie ten...
Nie umiem już zebrać myśli. Nic już nie wiem. Po policzku spływa łza. Gorzka, pełna smutku, który tlił się w tobie od dawna. We mnie. Sunie powoli po policzku, zupełnie tak jak krew po zranionej dłoni. Dlaczego... Dlaczego życie musi być aż tak okrutne? I świat też. Dlaczego? Przymykam oczy, pozwalając, aby więcej łez wypłynęło spod opuszczonych powiek. Oddycham ciężko. Ty też oddychasz. A może już nie? Ja też nie. Czy to co w ogóle robimy można nazwać oddychaniem? Można, jeśli nie ma się powietrza? Byłem twoim powietrzem. Ty moim. Pamiętasz? Sięgam po żyletkę i wycinam kolejną kreskę na jeszcze niezranionym fragmencie skóry. Ty też to robisz. Wiem to, bo jesteśmy jednością. A może już nie? A może...
Ból jest większy. Coraz bardziej narasta we mnie tak jak tęsknota i smutek. Świat jest okrutny do cholery! Ty jesteś okrutny. Ja też. Skoro i ty, to ja też. Tak jak nasze życie. Żałośni, samotni, smutni. A przecież kiedyś czuliśmy szczęście, pamiętasz? Kiedy byliśmy obok siebie. Wtedy świat wydawał się być lepszy, piękniejszy, radośniejszy. Śmiałem się i ty też. Zawsze. Kiedy ty, to i ja. Bo byliśmy jednością w każdym tego słowa znaczeniu. Byliśmy...
Odwracam głowę, patrząc w bok. Kafelki w mojej łazience lśnią czystością i bielą. Tak sterylnie. Ta biel kojarzy mi się z samotnością. Z resztą jak wszystko od kiedy cię przy mnie nie ma. Tobie też, prawda? Patrzysz na kafelki w swojej nowej łazience i też myślisz, że kojarzy ci się z samotnością. Bo jesteśmy samotni. Teraz kiedy nas rozdzielono. Tak brutalnie, boleśnie, tak... To dlatego świat jest okrutny, a życie do dupy. Kiedy odbiorą ci twoje szczęście, to właśnie taki się staje. Szary, smutny, samotny.
Wyobrażam sobie ciebie. Ty mnie też, prawda? Zaciskasz mocniej powieki i przed oczami pojawia się obraz mojej twarzy. Tak jak przed moimi twojej. Każdy jej fragment. Zgrabny nosek, wystające kości policzkowe, pełne, różowe usta, wygięte w lekkim uśmiechu. Czarne jak noc oczy, pełne charyzmy, ale i miłości. Ten widok boli i pogłębia tęsknotę, która i tak już jest nie do zniesienia. Otwieram gwałtownie oczy, chcąc go jakoś odgonić. Oddycham jeszcze szybciej, serce bije mi w piersi szalonym rytmem. Czuję nagły przypływ odwagi. Ty też go czujesz. Wiem, że tak. Sięgam ponownie po żyletkę i robię kolejną kreskę. Tym razem grubszą, głębszą. Taką sięgającą aż do serca. Chociaż w nim i tak jest już dużo blizn. Wiesz, że oddałbym wszystko, abyś ponownie mógł być przy mnie? Chociaż przez chwilę trzymał w ramionach. Może wtedy znowu czułbym się bezpiecznie, bo tutaj gdzie jestem nie ma bezpieczeństwa. Tylko w twoich ramionach. Zabrałeś je ze sobą, ale to nie twoja wina. Nasza. To nasza wina. Cichy szloch wydobywa się z moich ust. Siedzę na łazienkowej posadce i płaczę. Za tobą. Za nami. Nawet za samym sobą, bo już od dawna jestem kimś innym. Ty też płaczesz. Robisz dokładnie to samo co ja. Umierasz. I ja też umieram. Razem. Tak jak kiedyś. Wszystko razem. Bo świat jest okrutny, prawda hyung? Świat jest okrutny. Tak po prostu. Wiem to. 

czwartek, 21 marca 2013

[One - shot] Powrót

Mam dla was niespodziankę ;3 One - shot z BangLo. Lemon Ace to dla ciebie <3 Obiecywałam, prawda? Doczekałaś się w końcu ;3 Mam dzieję, że się spodoba ;3





PARING: BangLo
GATUNEK: fluff
OSTRZEŻENIA:  brak


Dwa lata. Dokładnie dwadzieścia cztery miesiące. Sto cztery tygodnie  albo siedemset trzydzieści dni. Dokładnie tyle czasu musiałem czekać. Pełne dwa lata, aby ponownie móc go zobaczyć. Tęskniłem. Tak bardzo z każdym kolejnym dniem, wyobrażając sobie, że zaraz wejdzie do pokoju i obejmie mnie swoimi silnymi ramionami. Nie robił jednak tego, bo był daleko. Bałem się. A co jeśli po tak długim czasie przestanie mnie kochać? Obawa za obawą, poganiana tęsknotą i nadzieją, że to się jednak nie zmieni. A miałem się czego bać. Przecież Bang Yong Guk, to przystojny mężczyzna. Wysoki, umięśniony ze świetnym charakterem. Ideał po prostu. Nie było dziewczyny, która nie chciałaby go mieć. Żadna nie pogardziłaby takim ciałem. Z resztą mężczyźni także. Trzeba by być idiotą, aby odmówić takiemu facetowi. Wiedziałem coś o tym, bo sam wpadłem. Pięć lat temu. W jednej chwili, tak nagle... Pamiętam, jak mnie pocałował. Zaskoczył mnie. Obaj byliśmy facetami, a on mnie po prostu pocałował. Chciałem krzyczeć, uderzyć go, z wyzywać, ale chwilę później spojrzałem w jego czarne jak noc oczy i odleciałem. Utonąłem w całej tej charyzmie, pochłonęła mnie czarna dziura i zostały tylko jego wargi. Miękkie, kuszące, zakazane. Uwielbiałem słodycze, mogłem je pochłaniać kilogramami, a usta Banga były niczym tabliczka najdroższej i najlepszej czekolady. Rozpływałem się, zatracałem, odkładając na bok myśli, że to złe, niemoralne. Że nie powinniśmy, ale nie potrafiłem mu odmówić. Ani tych pocałunków ani późniejszych pieszczot. Jego dłonie. Silne i duże, powoli sunące po moim ciele, pieszczące niemal każdy jego skrawek. Zwinny język z łatwością odnajdujący każdy mój wrażliwy punkt, umięśnione ciało pochylające się nade mną, wchodzące głęboko do mojego wnętrza, krople potu, wszechogarniająca duchota i jego głos. Zachrypnięty, pociągający, tak cholernie seksowny, kiedy wypowiadał słowa, od których niemal płonąłem. Uwielbiałem, jak sapał mi do ucha. Kiedy poruszał się we mnie szybko i mocno, aby po chwili zmienić tempo na wolniejsze i bardziej zmysłowe. Jego gorący oddech na mojej szyi, zęby drażniące wrażliwą skórę. Bang był bogiem seksu. Można by po prostu rzec, że to chodzący seks. I tylko mój.
Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy do mojej głowy napłynęły obrazy z dnia, w którym powiedział, że mnie kocha. To było... niezwykłe. Może i jestem facetem, ale nie umiałem zapomnieć tej chwili. Jego ochrypłego głosu, oczu pełnych uczucia i każdego delikatnego ruchu. A później tylko trzy słowa: „Kocham cię, Junhong”. Sposób w jaki wypowiedział moje imię. Delikatnie, czule, zupełnie jakby było święte. Zawsze mnie tak traktował. Jakbym był dla niego najcenniejszą rzeczą na świecie. Trzymał mocno, ochraniał, nawet od męczących mnie nocą koszmarów. Rozśmieszał, kiedy byłem smutny, tulił w momentach, w których się łamałem i płakałem jak małe dziecko. Starał się zrozumieć i naprawdę świetnie mu to wychodziło. Martwił się o mnie i zawsze był obok. Do czasu, aż przyszedł ten przeklęty list. Pamiętam jak płakałem, czytając go. Wezwanie do wojska. Dwa lata rozłąki. Dwadzieścia cztery miesiące bez jego dotyku i ostrego, uwodzącego zapachu. Sto cztery tygodnie budzenia się samotnie w łóżku, zamartwiania się, tęsknoty, płaczu. Pocieszał mnie. Wiedziałem, że nie chciał iść do wojska. Nie teraz, ale co mogliśmy poradzić? Nic. To był ostatni termin, w którym mógł do niego pójść. Kochaliśmy się długo i namiętnie dzień przed jego wyjazdem. Pamiętam, jak jego ręce wręcz nie mogły oderwać się od mojego ciała, zupełnie tak, jakby uczyły się go na pamięć. A przecież już je znał. Każdy skrawek, krawędź, zagłębienie. Tak samo jak ja jego. Spałem, kiedy wyszedł. Zostawił mi list. Napisał w nim, że nie chciał mnie budzić, bo byłem zmęczony. Ogarnęła mnie wtedy złość. To była ostatnia szansa, aby go przytulić i pocałować. Ostatnia, aby usłyszeć, że mnie kocha. A on tak po prostu wyszedł, zostawiając marny list, bo nie chciał mnie budzić? Chociaż... może nie miał siły, aby to zrobić? Żeby się pożegnać, a później znowu patrzeć, jak płaczę? Pisaliśmy do siebie. List za listem, ale nie było ich wiele. Jeden na miesiąc, więcej nie mogliśmy. To za mało. Marna namiastka jego, która jeszcze bardziej pogłębiała tęsknotę. Jednak jakoś to przetrwałem. Całe dwa lata. Przetrwałem i właśnie dzisiaj w końcu miał wyjść. Więc czekałem. Jeszcze kilka minut. Kilkanaście sekund i wejdzie do mieszkania, stanie przede mną, a ja go nie poznam. Tylko kilka minut...
Usłyszałem dźwięk przekręcanego zamka. Wyprostowałem się, siedząc na czarnej, skórzanej kanapie i spojrzałem w tamtą stronę, czując jak nagle serce zaczyna mi bić szaleńczym rytmem. Denerwowałem się. Przygryzłem dolną wargę, przełykając głośno ślinę. A co jeśli nie będę mu się już podobać? Urosłem przez ten czas. Przez całe dwa lata zdążyłem się zmienić. On z resztą też, ale ja nie byłem już taki, jak w dniu, kiedy wyjeżdżał. Dorosłem. Żołądek mi się ścisnął, jak tylko to sobie uświadomiłem. Co jeśli nie będzie mnie takiego chciał?
Ktoś nacisnął na klamkę. Jedno uderzenie mojego serca. Drzwi lekko się uchyliły, co spowodowało, że moje serce zabiło po raz drugi. Smuga światła dochodząca z podwórka coraz bardziej się rozszerzała. Oślepienie od mocno grzejącego słońca. W pomieszczeniu było ciemno. Kroki. Pewne, długie i mocne. Cień zakrywający rażące mnie światło. Wysoka sylwetka, umięśnione ramiona, przystojna twarz. Uśmiech na pół twarzy, a ja nadal siedziałem nieruchomy, jakbym był w jakimś transie. Usłyszałem dźwięk spadającej na podłogę torby, a później jego głos. Zachrypnięty, seksowny, stęskniony.
- Zelo?
W jednej chwili zerwałem się z kanapy, niemal zabijając o własne nogi, kiedy biegłem w jego stronę ze łzami w oczach. Widziałem, jak rozpościera ramiona, czekając, aż w nie wpadnę. Zderzenie. Mocne i głośne, nieco bolesne, ale to nie było ważne. Jego ramiona. Ciepłe, umięśnione, bezpieczne. Właśnie tak. Nagle poczułem, jak wszelkie obawy uciekają, a wraca błogi spokój, bezpieczeństwo, które potrafił mi dać tylko on. Wtuliłem twarz w jego szyję. Moje nozdrza owiał znajomy, ostry, korzenny zapach. Kilka łez spłynęło mi po policzkach. Był tutaj. Obok mnie. Bang Yong Guk wrócił.
- Urosłeś – usłyszałem jego szept tuż nad moim uchem. Czułem, jak wtula twarz w moje włosy.
- Ty też – odpowiedziałem przejętym od emocji głosem.
- Tęskniłem.
- Ja też.
- Kocham cię, Junhong.
Radość. Wszechogarniająca mnie ze wszystkich stron radość. Odsunąłem się od niego i spojrzałem mu w oczy. Ponownie zatonąłem. Starł mi z policzków łzy. Czule i delikatnie, tak jak zawsze.
- Kocham cię – powtórzył, a ja jedyne co mogłem w tej chwili zrobić, to wpić się w jego wargi i ponownie rozpaść się na kawałki, bo mój narkotyk wrócił. Bang Yong Guk wrócił. 

niedziela, 17 marca 2013

("Heart") Rozdział 30


Napisałam coś ;3 Krótkie, ale tutaj czasu nie mam napisane. Nie sprawdzałam błędów, ani nie czytałam, więc wybaczcie mi to. Kocham <3


Rozdział 30

- Hyung, proszę cię – zaczął Taemin, widząc jak Onew zabija wzrokiem Minho. Dokładnie dwadzieścia minut temu przyszedł odwiedzić brata i zastał go całującego się z Minho. Wkurzył się i rzucił na bruneta, czego wynikiem jest ogromna śliwka i rozcięta warga zdobiąca drugie oko Choi. Cóż, teraz wyglądał jak panda. Oba oka podbite. Dość długo będzie musiał dochodzić do siebie, ale nie to zdenerwowało Jinkiego. Najbardziej wkurzył go fakt, że Taemin go powstrzymał. Tak po prostu kazał mu przestać, próbując wstać, aby uratować tę przerośniętą żabę. A później oznajmił, że on i Choi są razem. Tak po prostu.
- Hyung... – ponownie odezwał się najmłodszy z towarzystwa. Nie lubił, kiedy jego brat się złościł. Głównie dlatego, że był wtedy dość przerażający, bo w końcu Lee Jinki to ostoja opanowania i spokoju. Do czasu.
- Idę się przewietrzyć – oznajmił starszy Lee, wstając z krzesła i wyszedł. Taemin westchnął głośno, spuszczając zrezygnowany wzrok.
- Przejdzie mu. Martwi się o ciebie, to dlatego – powiedział Minho, próbując go jakoś pocieszyć.
- Wiem, ale nie musiał cię bić. Nie powinien. Nic nie daje mu prawa do wparowania tutaj, uderzenia cię, a później po prostu zabijania wzrokiem. Ja nie jestem dzieckiem.
- Ja to wiem, Minnie, ale dla niego jesteś wciąż młodszym bratem, którego chce chronić. Sam na jego miejscu też byłbym zły.
- Wyglądasz jak panda.
- Lepiej jak panda, niż jak żaba.
- Ja tam wolę cię jako żabę.
Minho zaśmiał się i poczochrał go po włosach. Na usta Taemina także mimowolnie wstąpił lekki uśmieszek. Nie umiał się nie roześmiać na to stwierdzenie. Po prostu nie potrafił. Ziewnął głośno, czując się naprawdę zmęczony. Ta cała rozmowa z Minho, pocałunek, później akcja z Onew i bolące żebra go wykończyły.
- Prześpij się. Musisz odpocząć – powiedział Minho, widząc jego zmęczenie. Pogłaskał go delikatnie po policzku, uśmiechając się. Młodszy patrzył na niego przez chwilę, ale w końcu pokiwał głową i ułożył się wygodniej na poduszkach. Brunet miał rację. Powinien się nieco przespać i odpocząć. Jutro też był dzień, a Onew w końcu przejdzie. Trzeba po prostu poczekać. Więc wtulił głowę w miękką poduszkę i przymknął oczy. Nie minęło nawet pięć minut, jak zasnął.
Minho wpatrywał się w jego pogrążoną we śnie twarz, wzdychając ciężko. Cieszył się, że chłopak nie był uparty i jednak postanowił się przespać. Pozwalało mu to, opuścić salę bez żadnego wyjaśniania i ruszenia do wind. Chciał porozmawiać z Jinkim. Wiedział, że starszy na pewno będzie na dachu, próbując jakoś opanować nagromadzone w sobie emocje. To było ciche i spokojne miejsce, wokół świeże powietrze. Łatwo można było zebrać tam myśli i w spokoju porozmawiać, bez obawy, że ktoś cię podsłucha. Minho miał tylko nadzieję, że ich rozmowa będzie spokojna. Nie miał ochoty się bić.




Onew stał przy barierce, obserwując jak po ulicach Seulu przejeżdżają samochody i przechadzają się ludzie. Musiał odetchnął. Dać upust złości i nie zrobienia ponownie krzywdy Choi. Nie był zadowolony z faktu, że złamał jego zakaz i poszedł porozmawiać z Taeminem. Bał się. Tak bardzo martwił się o swojego brata. Nie chciał go widzieć w takim stanie, w jakim był jeszcze kilka dni temu. Zbyt duża ilość emocji może być dla niego zabójcza. Z resztą poznali już skutki, tego co się mogło stać, kiedy za bardzo się czym przejmował. Nie chciał, aby Taemin płakał. Był jego młodszym bratem. Małym Taeminniem, którego chciał za wszelką cenę chronić. Taki był jego obowiązek jako starszego brata. Wolał, kiedy młodszy się uśmiechał i tryskał swoją pozytywną energią i niewyczerpalnym entuzjazmem, niż siedział w pokoju niczym zombie, kompletnie bez życia i w depresji. Taki Taemin nie był sobą. A patrzenie na niego w takim stanie bolało i to cholernie mocno.
- Onew... – usłyszał za sobą cichy głos. Odwrócił głowę i od razu zacisnął usta w wąską linijkę, widząc kto do niego przyszedł.
- Mogę z tobą porozmawiać? – spytał Minho. Jinki zacisnął dłonie w pięści. Nie miał ochoty na rozmowy. Szczególnie z nim. Czy Choi nie rozumiał, że wyszedł z tej sali właśnie po to, aby nie rozkwasić mu nosa? Widać nie, skoro z własnej i nieprzymuszonej woli przyszedł na dach, gdzie nikt go nie mógł usłyszeć ani powstrzymać Lee.
- Czyli jednak nie chcesz, ale to nic. Po prostu mnie wysłuchaj – dodał wyższy chłopak, nie słysząc żadnej odpowiedzi od strony starszego.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać ani tym bardziej słuchać – warknął Jinki, nie patrząc na niego.
- Szkoda, bo powinieneś.
- Nie mów mi Choi , co powinienem, a czego nie, bo akurat ty niewiele masz tutaj do gadania!
- Wiem, że się o niego martwisz... – zaczął Minho, niezrażony tonem Lee.
- Brawo, nie sądziłem, że mógłbyś się tego domyślić.
- Nie mam zamiaru go skrzywdzić. Nie chcę tego zrobić. Zależy mi na nim.
Onew spojrzał na niego z zaskoczeniem. Tego się nie spodziewał.
- Skąd ta nagła zmiana? – spytał. Przecież jeszcze niedawno nawet się nie przejmował Taeminem, a teraz nagle stwierdził, że mu na nim zależy?
- Stwierdziłem, że już dość użalania się nad sobą i płakania nad tym, co straciłem.  Czas po prostu zacząć żyć – wyznał brunet, patrząc na widok rozciągający się przed szpitalem. Zapadła cisza. Czekał tylko na odpowiedź starszego. Na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Nie oczekiwał, że to zaakceptuje. Rozumiał, że Jinki miał teraz powody, aby go nie lubić, a może nawet nienawidzić, ale każdy zasługuje na szansę, prawda?
- Taemin zbyt szybko ci wybaczył. Zbyt łatwo zgodził się być zastępstwem po twojej byłej, a nie powinien. To go tylko zrani, a ja wolałbym tego uniknąć – powiedział Jinki, niebezpiecznie cichym głosem. Minho zerknął na niego kątem oka.
- Kto powiedział, że będzie jej zastępstwem?
 W jednej chwili Choi poczuł, jak dłoń Onew zaciska się na jego koszulce, a druga ręka unosi do góry, jakby chciał go uderzyć. „ A więc nie obejdzie się bez rękoczynów, tak?” – pomyślał, uśmiechając się lekko.
- Słuchaj Choi! Ty nie wiesz, jak on cierpiał! Nie wiesz, jak wyglądał, kiedy upijał się w swoim pokoju, wiedząc, że mu nie wolno, tylko dlatego, bo pomyliłeś go z Taeyeon! Nie wiesz, jak wiele musiał przejść, aby ponownie móc się szczerze uśmiechać! Nic nie wiesz! Nawet go dobrze nie znasz! A wiesz dlaczego? Bo jedyne co zaprząta twoją głowę, to Taeyeon i głupi brak umiejętności pogodzenia się z jej śmiercią! – wysyczał mu w twarz, chcąc go uderzyć. Minho nie bronił się. Nastawił policzek, dając mu przyzwolenie na zadanie ciosu. Nie miał zamiaru się bronić ani tym bardziej uciekać, bo Jinki miał rację. Nie widział cierpiącego Tae. Nie był światkiem jego upijania się. I w końcu miał rację też co do tego, że nie widział nic poza chorym udawaniem, że Taeyon żyje. Jednak w końcu otworzył oczy i zrozumiał, że kiedy on stał w miejscu, wciąż marząc o zmarłej narzeczonej obok niego pojawił się ktoś, kto stał się dla niego tak samo ważny jak ona. I właśnie dzięki tej świadomości nie miał zamiaru odpuścić.
Jinki patrzył na niego z zaskoczeniem i lekkim niedowierzaniem. Zmieszał się, nie wiedząc co zrobić, kiedy zauważył, że Minho zastawia swój policzek, pozwalając mu się uderzyć. Powoli puścił jego koszulkę, robiąc krok do tyłu i opuścił zaciśniętą w pięść dłoń.
- Taemin dał mi szansę. Wiele mnie nauczył i dużo pomógł. Zależy mi na nim i nie chcę go skrzywdzić. Mogę sprawić, że będzie szczęśliwy. Naprawdę mogę to zrobić, ale najpierw musisz mi na to pozwolić – powiedział cicho Choi. Jinki odwrócił się, przejeżdżając ręką po swoich krótkich włosach. Czuł dylemat. Kompletnie nie wiedział, co miałby powiedzieć lub zrobić. Coś w głosie Choi sprawiało, że mu wierzył, ale uprzedzenia i chęć bronienia brata, mówiły mu, że nie powinien się zgadzać, tylko rozwalić mu nos i kazać nigdy więcej nie zbliżać się do Tae. Jednak... Co jeśli Minho naprawdę da Taeminowi szczęście? Czy warto zaryzykować?
- Jeśli go skrzywdzisz Choi, zabiję cię. I to nie są puste słowa – niemal wysyczał, patrząc na niego. Minho pokiwał głową. Rozumiał i to aż nazbyt dobrze. Jinki byłby wstanie spełnić swoją groźbę. Wiedział o tym.
- Nie skrzywdzę go – obiecał mu.
- Oby  - odpowiedział Lee i ruszył w stronę wejścia do szpitala, zostawiając bruneta samego.



Kibum leżał na łóżku w sypialni Jonghyuna zupełnie nagi i ze stojącą erekcją. Starszy wszedł właśnie do pomieszczenia, wracając z miasta i patrzył na niego zdziwionym wzrokiem. Tego się nie spodziewał. Wyszedł z domu sam, chciał zrobić jakieś zakupy, nieco się przejść, a kiedy wraca zastaje w swojej sypialni właśnie taki widok.
- Key... – powiedział dość ochrypniętym głosem, kiedy młodszy chłopak rzucił mu pożądliwe spojrzenie, wstając z łóżka i ruszył w jego stronę, zmysłowo kręcąc biodrami. Jonghyun poczuł, jak do jego członka napływa dość spora ilość krwi, a całe ciało oblewa fala gorąca. Przełknął głośno ślinę, zwilżając spierzchnięte wargi i w tym momencie poczuł, jak smukła dłoń jego chłopaka przejeżdża po jego kroczu.
- Czekałem na ciebie. Cieszę się, że już wróciłeś – wymruczał mu do ucha Kibum, ocierając się o niego i ścisnął mocniej jego krocze. Starszy Kim jęknął głośno, automatycznie obejmując go ramionami i podrzucił do góry tak, że szatyn oplótł go nogami w pasie, a ramionami w szyi.
- Nie mam pojęcia, jak tutaj wszedłeś, ale cholernie się z tego powodu cieszę – wydyszał, wpijając się w wargi swojego kochanka. Kibum zaśmiał się w duchu, wplatając palce swoich rąk we włosy swojego dinozaura i pociągnął za nie lekko. Jonghyun niemal podbiegł do łóżka, a później opadł wraz z młodszym na materac i zaczął penetrować jego usta swoim językiem. Jednocześnie też próbował, pozbyć się swojego ubrania, które powoli zaczęło mu zawadzać. Kiedy dwa pierwsze guziki jego koszulki zostały w końcu rozpięte, warknął cicho i pociągnął za resztę, wyrywając je. Po co będzie się bawić rozpinaniem ich? Tracił tylko czas, a Key czekał tutaj na niego, tak bardzo chętny  i napalony.
- Pospiesz się – wydyszał Key, odrywając się od jego ust i przejechał ręką po odsłoniętym torsie kochanka, jednocześnie ocierając się o niego biodrami i pożerając go wzrokiem. Czekał na niego już tyle czasu, że co jak co, ale więcej nie wytrzyma. Jonghyun ponownie wydał z siebie coś w rodzaju warknięcia i szybko rozpiął pasek spodni, a później rozporek, pozbywając się ich. Nawet bokserki poleciały na podłogę z prędkością światła. Kibum uśmiechnął się z zadowoleniem, widząc, że członek starszego jest już twardy i gotowy do działania. Sam wcześniej jako tako się rozciągnął, więc teraz nie musieli tracić na to czasu.
- Weź mnie Jjong. Teraz – rozkazał, wyciągając w jego stronę ramionami i rozkładając szeroko nogi, uśmiechnął się kokieteryjnie. Starszy Kim jęknął na te słowa i dopadł do niego, całując namiętnie. Objął dłonią sterczącego penisa chłopaka i ścisnął mocno, ustawiając się między jego nogami. Tak jak kazał mu Key, nie ociągał się i od razu wszedł w niego jednym, płynnym ruchem, sprawiając, że młodszy wygiął się w łuk, jęcząc mu w usta. Jjong zaczął się poruszać w nim mocno i szybko, nie tracąc czasu na rozpędzanie się. Tego pragnął. Wiedział też, że właśnie tego chciał Key. Szybkiego i  ostrego seksu bez zahamowań. Więc mu to dał. Wbijał się w niego mocno, niemal brutalnie, trafiając w prostatę, a Key jęczał i wrzeszczał, unosząc wyżej biodra, aby wziąć go w siebie jeszcze głębiej. Było mu dobrze. Tak cholernie dobrze i przyjemnie, że zapomniał o tym iż pewnie po wszystkim dość ciężko będzie mu dojść do domu, i że miał odwiedzić Taemina. Teraz były ważniejsze rzeczy, na przykład mokry od potu i twardy jak skała Jjong. Wbił w jego plecy paznokcie, odchylając głowę do tyłu, a starszy zaczął całować jego szyję, wciąż nie zmieniając tempa.
- Kocham cię – wydyszał Jjong, kiedy dotarł ustami do jego ucha i przygryzł jego płatek.
- Ja ciebie też, Jjong. Tak cholernie! – wydarł się młodszy, czując, że jest już blisko. Zacisnął się kilka razy na członku swojego kochanka, wyginając się bardziej w łuk. Pięści zacisnął na zmiętej pościeli, kiedy znajome skurcze pojawiły się w dole jego brzucha i nie minęła nawet chwila, jak wystrzelił, ogarnięty słodkim orgazmem. Jonghyun uśmiechnął się z zadowoleniem i wbił się w niego jeszcze dwa razy, zanim  i on dołączył do nieba, jęcząc cicho imię swojego kochanka. 


piątek, 8 marca 2013

Info

Chciał ogłosić, że do maja rozdziały będą pojawiać się jeszcze rzadziej, co spowodowane jest moim wyjazdem. Dziś po południu jadę na dwa miesiące do kuzynki, uczyć się do matury i mój dostęp do komputera będzie bardzo ograniczony. Na internet to jedynie przez tel i to nie zawsze, a więc nie będę miała jak pisać. Planuję wrócić na święta do domu i może coś na bazgram wtedy, bo dzisiaj starałam się to zrobić, ale bez weny ciężko mi szło i jedynie dwie strony napisałam. Ech, tak to już jest. Jak już mówiłam, postaram się coś napisać na Wielkanoc. ;3
Jeśli ktoś chciałby się ze mną skontaktować, szczególnie osoby, którym betuję, to na mail, twitter, blog i ewentualnie fb jeśli ktoś moje posiada - będę dostępna. Na gg mnie nie będzie. No to ja uciekam ;3 
Czekajcie cierpliwie, 
Sherleen ;3 

środa, 27 lutego 2013

("Heart") Rozdział 29





Taemin w połowie siedział, w połowie leżał na łóżku, wpatrując się w okno po swojej prawej stronie. Westchnął ciężko. Żebra bolały go niemiłosiernie, a kolejnej dawki morfiny nie mógł dostać, bo lekarze nie chcieli przedawkować leku. Przymknął na chwilę powieki, biorąc nieco głębszy wdech. Miał nadzieję, że ból szybko minie, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że to wcale nie jest takie łatwe. Już raz go rozcinali i pamiętał, jak musiał dochodzić do siebie przez niemal dwa tygodnie, aż w końcu żebra zupełnie przestały boleć. Czuł, jak serce bije mu nierównym rytmem. Czasami nieco szybciej, a czasami wolniej, ale nie martwił się tym, bo doktor poinformował go, że takie wahania mogą się pojawić.
- Nuda – wyszeptał cicho, otwierając oczy. W szpitalu leżał już trzeci dzień i akurat dzisiaj jego rodzice ani hyung nie mogli przy nim siedzieć. Co prawda miał jakąś książkę do czytania, ale jakoś niespecjalnie go interesowała. Myślał o tym, jak Jonghyun i Key wpadli go odwiedzić dzień wcześniej. Wtedy przynajmniej było wesoło. Minho do niego nie zajrzał. Może był zajęty? Taemin nie wiedział, ale naprawdę chciał, aby starszy do niego przyszedł. Nawet jeśli jego widok bolał, to jednak ta nikła świadomość, że się o niego martwił, że chciał go odwiedzić, sprawiała, że czuł się nieco lepiej. Uśmiechnął się smutno, spuszczając wzrok i ponownie westchnął.
- Powoli wracają ci kolory – usłyszał dobrze znajomy, charyzmatyczny głos i od razu spojrzał w stronę drzwi. Oczy niemal wyszły mu z orbit, kiedy zobaczył w nich Minho. „Przyszedł” – pomyślał, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że ma otwarte usta. Szybko je zamknął i odchrząknął.
- Hyung – powiedział cicho, chcąc się w ten sposób z nim przywitać. Brunet uśmiechnął się lekko i wszedł głębiej do pomieszczenia, wcześniej zamykając za sobą drzwi. Chciał porozmawiać z Taeminem na osobności i mieć pewność, że nikt go nie podsłucha. Usiadł na krześle przy łóżku młodszego, starając się jakoś ukryć fakt, że serce ścisnęło mu się na jego widok. Taemin był blady, wyglądał na osłabionego, a w jego oczach nie czaiły się wesołe iskierki, które miał okazję tyle razy widywać. I coś we wnętrzu Minho mówiło mu, że to przez niego.
Taemin obserwował każdy jego ruch. Widział, jak starszy stawia na szafeczce obok łóżka torbę z jakimiś rzeczami. Podejrzewał, że to słodycze, ale nic nie powiedział. Czuł się dość… nieswojo w towarzystwie Minho. Z jednej strony cieszył się, że starszy jednak go odwiedził, ale z drugiej… nie wiedział jak się zachować. Nie umiał też spojrzeć mu w oczy, bo za każdym razem, kiedy to robił w swojej głowie słyszał słowa z tamtej nocy. A to sprawiało mu ból.
- Taemin… - zaczął starszy, ale nie wiedział w jaki sposób dobrać słowa, tak, aby było dobrze. Spojrzał na Lee, starając się jakoś ułożyć sobie w głowie zdania, które za chwilę miał zamiar wypowiedzieć. Denerwował się, może nieco bał, bo nie wiedział jaka będzie reakcja młodszego. Nawet nie miał pewności, czy ten zechce go wysłuchać. Odchrząknął i ponownie zaczął:
- Chciałbym cię prosić, abyś mnie wysłuchał. Mógłbyś to dla mnie zrobić?
Młodszy chłopak spojrzał na niego z zaskoczeniem i zmarszczył brwi. Czuł, że to wcale nie będzie jakaś zwykła, przyjacielska rozmowa, w której Minho popyta go o zdrowie i jak to się w ogóle stało, że trafił do szpitala. To miało być coś ważnego, więc pokiwał twierdząco głową, nie odzywając się. Brunet odetchnął nieco, ale już po chwili ponownie się spiął i rozsiadł wygodniej na krześle, mając nadzieje, że zmiana pozycji nieco go rozluźni. Mylił się.
- W dniu… wypadku, może tak to lepiej będę nazywać. W dniu wypadku przyjechałem wraz z Key i Jonghyunem do szpitala. Ty byłeś jeszcze na sali operacyjnej. Czekałem z twoją mamą, a później, kiedy lekarz powiedział, że cię przewożą, poszedłem zawiadomić resztę. Jinki hyung mnie zobaczył i  powiedział mi, że… - przerwał, zerkając na chłopaka. Po minie Taemina mógł stwierdzić, że ten domyślał się, co takiego mógł powiedzieć mu Onew. Mimo to, postanowił kontynuować:
- Powiedział mi, że kiedy byliśmy na wyspie Jeju, ja i ty… spędziliśmy razem noc oraz, że… jesteś we mnie zakochany.
Na twarzy Taemina malował się wyraz grozy. Patrzył na starszego z przerażeniem i miał nadzieję, że właśnie się przesłyszał. Czy Minho powiedział, że Onew wygadał mu o tym, co działo się na wyspie? Rzucił błagalne spojrzenie w kierunku bruneta, mając nadzieję, że jednak się przesłyszał, ale jego mina i wzrok mówiły mu co innego. Taemin automatycznie poczuł, jak robi mu się niedobrze, a serce zaczyna walić, co zdołał zarejestrować kardiomonitor, do którego był podłączony.
- Wow, spokojnie. Nie denerwuj się. Proszę, spokojnie – powiedział szybko Minho, widząc na motorze wzrastające tętno młodszego. Nie chciał, aby ten nabawił się jakiegoś ataku albo czegoś innego. Złapał chłopaka za dłoń, kciukiem pocierając jej wierzch. Miał nadzieję, że to go jakoś uspokoi.
- Miał nikomu nie mówić… Ty miałeś nie wiedzieć… - wyszeptał Lee, czując jak blednie jeszcze bardziej. Ufał swojemu bratu. Ufał mu na tyle, że był w stanie o wszystkim mu powiedzieć, a teraz nagle dowiaduje się, że ten wszystko wygadał i to osobie, która miała o tym nic nie wiedzieć. Zabolało.
- Był pod wpływem emocji. Nie dziwię się. Z resztą, nigdy nie sądziłem, że ma tak mocnego ciosa – wyznał starszy. Taemin spojrzał na niego z zaskoczeniem i zmarszczył brwi.
- Co masz na myśli?
- Ta śliwa sama mi się nie zrobiła – wskazał na siniaka pod swoim lewym okiem. Oczy młodszego powiększyły się dwukrotnie na ten widok. Jinki go uderzył? Naprawdę to zrobił?
- Przepraszam za niego. To idiota.
Tym razem to Minho wpadł w zaskoczenie. Nie spodziewał się przeprosin. Z resztą i tak zasłużył na ten policzek i jedyną osobą, która powinna teraz przepraszać, to właśnie on.
- Nie przepraszaj. To ja powinienem to zrobić.
- Niby dlaczego?
- Jak to?
- Niby dlaczego miałbyś mnie przepraszać, hyung?
- Byłem pijany i…
- Tak, a ja to wykorzystałem.
Zapadła między nimi cisza. Minho wpatrywał się w niego z osłupieniem, a Taemin utkwił swój wzrok w ścianie. Było mu głupio. Czuł się zraniony, zdradzony przez swojego brata, nieco zawstydzony, ale i przerażony.
- Co masz na myśli? – wydusił  z siebie Choi. Chłopak spojrzał na niego, a później odpowiedział drżącym głosem:
- Byłeś pijany. Zaprowadziłem cię do pokoju, widząc, że już dla ciebie za dużo. Chciałem cię rozebrać, ale ciężko mi to szło i zanim się obejrzałem, pocałowaliśmy się. Nie odsunąłem się. Nie odtrąciłem cię, a wręcz przeciwnie, pociągnąłem to dalej. Zacząłem całować zachłanniej, później rozbierać cię, dotykać i zanim się obejrzałem oboje byliśmy  nadzy. Wykorzystałem fakt, że nie byłeś wtedy w pełni sobą i się z tobą przespałem. A co było później, to już inna historia.
- To nie ja zacząłem?
- Nie. Już mówiłem.
Minho wstał z krzesła i podszedł do okna. Musiał przyjąć to wszystko do świadomości. Przejechał dłonią po swoich czarnych włosach, a później wypuścił z płuc nagromadzone powietrze. Tego się nie spodziewał. Według tego co mówił Onew, wychodziło, że to on musiał wykorzystać młodszego, a nie na odwrót.
- Kiedy obudziłem się na drugi dzień przed oczami miałem kilka scen z tobą w roli głównej. Myślałem, że to może sen, ale okazało się, że to rzeczywistość. Dlaczego postarałeś się o to, abym nie pamiętał? – spytał, przenosząc wzrok z widoku za oknem na młodszego.
- Bo było mi głupio, wstyd i nie wiedziałem jaka będzie twoja reakcja. Jakby nie patrzeć jestem facetem.
- Dużo o tym myślałem. O tobie i o tym co powiedział mi Onew. Chciałby cię o coś zapytać i proszę o szczerą odpowiedź – podszedł do niego, siadając na brzegu łóżka i spojrzał prosto w te brązowe tęczówki. Taemin drgnął i zaczął nerwowo bawić się swoimi palcami, ale mimo to, pokiwał głową na znak, że się zgadza.
- Kochasz mnie, Lee Taemin?
Młodszy automatycznie znieruchomiał. Chciał odwrócił wzrok, uciec gdzieś, byleby uniknąć udzielenia odpowiedzi na to pytanie. Serce zaczęło bić mu jeszcze mocniej, a dłonie pocić się od nadmiaru stresu. Przełknął głośno ślinę, przymykając oczy. Nie sądził, że przyjdzie mu mówić o tym, co do niego czuje. A przynajmniej nie tak szybko.
- Taemin – szepnął Minho, chcąc uzyskać w końcu odpowiedź. Denerwował się jeszcze bardziej, ale i pragnął, aby młodszy potwierdził jego słowa. Utkwił w nim swoje charyzmatyczne spojrzenie i czekał, czując jak jego serce staje się coraz cięższe od tej niewiedzy.
- Tak – wydusił w końcu z siebie Lee. – Kocham cię – dodał już nieco pewniej i otworzył oczy. Bał się, ale skoro Minho już wiedział, to po co miał to ukrywać? Nie było sensu kłamać. Jego czyny i zachowanie same by go zdradziły.
Starszy poczuł, jak z jego serca spada jakiś wielki kamień i ogarnia coś na kształt radości. Uśmiechnął się delikatnie, wypuszczając powietrze z płuc.
- Powiedz coś – poprosił młodszy, nie wiedząc jak się zachować. Jak w ogóle zareagować na uśmiech, który wypłynął na twarz bruneta. Czuł tylko, że jeśli Minho zaraz czegoś nie powie, to chyba zwariuje. Albo ponownie dostanie jakiegoś ataku.
- Rok temu byłem szczęśliwym mężczyzną. Miałem narzeczoną, z którą wiązałem swoje plany na przyszłość. Mogłem codziennie ją widzieć, słyszeć, czuć. Byłem naprawdę szczęśliwy, ale później zdarzył się ten wypadek i w jednej chwili, w jednym momencie lekarz mówi mi, że osoba, którą kochałem całym sercem nie żyje. Nie masz pojęcia, jak bardzo wtedy cierpiałem. Nagle mój świat się zawalił, a ja… utknąłem – powiedział cicho Choi, przymykając oczy. W końcu przyszła najtrudniejsza część rozmowy i mimo, że wspomnienia i mówienie o tym bolały, nie miał innego wyjścia. Zacisnął więc powieki i wziął głęboki oddech, mówiąc dalej:
- Nie umiałem się odnaleźć. Nie było jej obok mnie, więc popadłem w depresję. Stałem się kimś innym. Z resztą tak samo jak Jonghyun, z tą różnicą, że ja odciąłem się od ludzi, a on do nich uciekł w swoim wirtualnym świcie. Key jako jedyny się nie zmienił i za wszelką cenę starał się nas ratować. Mnie i Jjonga. Wyciągał na imprezy, ciągle marudził, udawał, że tak naprawdę nic się nie stało. Chyba tylko dzięki niemu kompletnie nie oszalałem, ale mimo to, nie zdołał sprawić, abym ponownie stał się tym dawnym Minho. Uśmiechałem się, ale to był sztuczny uśmiech. Tak samo śmiech i wszystko inne. Zacząłem grać i wtedy poznałem ciebie – uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie ich pierwszego spotkania. Taemin słuchał go z bolącym sercem, ale nie przerywał. Chciał wiedzieć do czego starszy zmierzał.
- Pojawiłeś się nagle z tym swoim uśmiechem na pół tworzy i ciągłym optymizmem. Zacząłeś mnie nawiedzać w pracy, później ten mecz, byłeś obok, a ja przypomniałem sobie, czym jest uśmiech. Taki prawdziwy uśmiech i radość. Zacząłeś mi ją dawać, Taemin. Pomogłeś wrócić do świata żywych. Ja… Kocham Taeyeon. Kocham i podejrzewam, że nigdy nie przestanę tego robić, bo była moją pierwszą miłością, ale tak nie może być cały czas. Po tym jak Onew mi przywalił, zrozumiałem, że czas w końcu odłożyć przeszłość na bok, dlatego…
Otworzył oczy i spojrzał w czekoladowe tęczówki Taemina, w których pojawiło się kilka łez. Szybko starł je swoimi palcami, uśmiechając delikatnie. Nie chciał, aby młodszy płakał. Nie przez niego. Już dość smutku.
- Nauczyłeś mnie ponownie czuć radość i ją okazywać. Nauczyłeś, jak naprawdę wygląda śmiech. Wiele dla mnie znaczysz, Minnie. Nauczyłeś, co to znaczy żyć na nowo, dlatego chciałbym cię spytać, czy… Nauczyłbyś mnie na nowo kochać? – dokończył cichy szeptem.
Taemin patrzył na niego z jeszcze większym zaskoczeniem, niż wcześniej. Miałby go nauczyć miłości? Chciał tego. Pragnął, ale bał się i to bardzo. Nie chciał więcej cierpieć, dlatego w pierwszej chwili pomyślał, że powinien odpowiedzieć mu, aby poszukał sobie innego nauczyciela, jednak nie umiał tego zrobić, bo patrząc w oczy Minho, widział nadzieję, szczerość, pragnienie. Czego pragnął? Czyżby jego? Kolejna łza spłynęła po jego policzku, kiedy przełykał z trudem ślinę.
- Pocałuj mnie – wyszeptał. – Pocałuj, tak naprawdę. Z własnej woli – dodał, widząc zdziwienie w oczach bruneta. Minho uśmiechnął się delikatnie i pochylił nad nim, czując jak nagle serce bije mu jeszcze szybszym rytmem, niż wcześniej. Przymknął oczy, aby zwiększyć doznania i w końcu musnął ustami wargi młodszego. Z początku zrobił to tak delikatnie, jakby to skrzydła motyla dotknęły jego ust, ale już po chwili pogłębił pieszczotę, pewniej obejmując wargi chłopaka. Usłyszał jęk. Cichy, słodki i spodobało mu się to, więc naparł jeszcze mocniej na tą delikatną część ciała Taemina, smakując jej jeszcze bardziej. Zadrżał nieco z przyjemności i w końcu oderwał od chłopaka, kiedy tylko zabrakło im tchu, a kardiomonitor zaczął jeszcze głośniej piszczeć.
Oddychał ciężko, usta miał nabrzmiałe i wilgotne, a serce waliło mu w piersi jak oszalałe. Ich pierwszy pocałunek. Taki świadomy, bez dodatku alkoholu, który oboje zapamiętają na długo.
- Dobrze, Minho – wydyszał, patrząc brunetowi w oczy.
- Nauczę cię na nowo kochać – dodał i w odpowiedzi poczuł, jak Minho ponownie przykrywa jego wargi swoimi.



niedziela, 24 lutego 2013

Info

Ostatnio zauważyłam, że sporo osób daje mi reklamy na swoje blogi, ale nie tam, gdzie trzeba. Na stronie "SPAM" jest podany link o nazwie "Wasze blogi". Tam proszę wklejać linki do swoich blogów. Proszę was o to, bo na spamie mi szybko gdzieś znikają pod resztą wiadomości. W komentarzach pod rozdziałami tak samo. Dlatego lepiej, jak jest wszystko pod jedną notką.

Kolejna uwaga, to założyłam nowego twittera, tyle, że pod nazwą właśnie Kim Sherleen. Jeśli ktoś chce, to możecie zacząć obserwować. Będę tam dawać info o nowych rozdziałach. Oprócz tego podałam też swoje gg, bo sporo osób i tak znajdywało je w komentarzach, więc na razie można pisać. Jestem na nich zawsze po 17, chociaż niedługo to się może zmienić, ale o tym, to kiedy indziej napiszę.

Co do rozdziałów, to czekam na wenę. Chwilowo jej brak, ale postaram się na dniach coś napisać.

Link do Twittera i gg macie w bocznej kolumnie.

Sherleen ;3

sobota, 16 lutego 2013

The Versatile Blogger

Zostałam nominowana do kolejnej nagrody Versatile Blogger, za które bardzo dziękuję:
 kotori-katsu 
Lemon Ace
Asian Story,
Rideia
Mańce i Zośce
<3



Zasady:
1. Podziękować nominującemu blogowi na jego blogu.
2. Pokazać nagrodę "The Versatile Blogger" u siebie na blogu [ to to zdjęcie u góry ]
3. Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie.
4. Nominować 15 blogów, które Twoim zdanie na to zasługują. 
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

Siedem faktów o mnie:
1. Piszę dopiero od czterech lat i zaczęłam w sumie przez przypadek. W szkole miałam problemy z ortografią i ogólnie polski nie był moim ulubionym przedmiotem, ale zawsze czytałam masę książek. Dopiero, kiedy zaczęłam pisać opowiadania, opanowałam zasady ortografii i ogólnie poprawnej pisowni.

2. W kpopie siedzę od trzech lat. Zaczęło się przez przypadek, kiedy jedna dziewczyna wysłała mi na gg listę swoich ulubionych azjatyckich zespołów. Wśród nich byli też SHINee, ale nie przypadli mi wtedy do gustu. Akurat promowali "Lucifer" i po zobaczeniu teledysku, miałam na twarzy jedno wielkie WTF?! Dopiero rok temu się do nich przekonałam. Pierwszym kpopowym zespołem, który pokochałam był BIG BANG, później 2PM i tak doszliśmy do SHINee. Oczywiście inne zespoły też dołączyły do mojej ulubionej listy,ale to są takie najbardziej przeze mnie kochane. SHINee na pierwszym miejscu i mam nadzieję, że długo na nim pozostaną. Zdradzę wam, że SHINee są pierwszym zespołem, który przekonał mnie do kupna ich płyt. ;3

3. Uwielbiam oglądać horrory i ogólnie niełatwo mnie przestraszyć, to pewnie dlatego. Mimo to, nie lubię widoku krwi, krojenia ciała, czy wbijania w nie czegoś. Odrzuca mnie to i obrzydza. Bardziej preferuję horrory z duchami lub innymi zjawiskami paranormalnymi. 

4. Kocham zwierzęta, szczególnie psy. Mam nawet dwa. Nie lubię widoku bezdomnych, błąkających się psów, czy krzywdzonych przez innych. Najchętniej wszystkie bym przygarnęła, ale niestety nie mogę. 

5. Łatwo się denerwuję i irytuję, ale ogólnie jestem osobą  miłą. Zawsze pomogę, jak ktoś poprosi mnie o to. Oczywiście w miarę swoich możliwości.

6. Uwielbiam się śmiać i wygłupiać. Jestem gadułą i jak już zacznę mówić, to nie łatwo mnie uciszyć. 

7. Lubię zawierać nowe znajomości, a dla przyjaciół mogę zrobić wszystko. Stanąć w obronie, czy pomóc. 

Blogi, które nominuję:

1. Bezzz
2. Kirke
3. Haru
4. Lilyth
5. Camilla
8. Hannami
9. Toru
10. Lemon Ace
11. Shimi~
12. SysiaChan
13. Bummie
15. Nat





sobota, 9 lutego 2013

("Heart") Rozdział 28





Jak tylko się obudził, poczuł, że jego klatka piersiowa, to jeden wielki ból. Jęknął przeciągle, krzywiąc się i otworzył powoli oczy. Słyszał pikanie kardiomonitora. Tak cholernie znajomy, ale i irytujący dźwięk. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Średniej wielkości sala, utrzymana w kremowo – białych kolorach. Leżał na wygodnym, szpitalnym łóżku, podłączony do kilku aparatur i kroplówki. Obok niego skórzany fotel, a dalej dwie kanapy i stolik. Sala dla VIPów. Westchnął cicho. Co się właściwie stało? Uniósł do góry dłoń, przykładając ją do piersi. Czuł jak serce mu bije i odetchnął z ulgą. Pamiętał jak przez pewien czas nie czuł bicia swojego serca, bo podłączyli mu sztuczne komory sercowe. To było takie dziwne i teraz naprawdę cieszył się, że mógł poczuć, zdawało by się, że normalne dla każdego bicie serca.
- Co ja tutaj robię? – wychrypiał, nadal krzywiąc się na ból. Taemin wytężył swój umysł i przypomniał sobie rozmowę z Onew, wcześniejsze  picie, a później fakt, że poczuł się źle. Zrobiło mu się niedobrze, kiedy przed jego oczami pojawił się obraz krwi, którą wymiotował. Zadrżał lekko, czując strach, ten sam, który czuł, zanim stracił przytomność. „Operowali mnie?” – spytał w myślach. Ból jaki odczuwał sugerował mu, że nie tylko go operowali, ale i rozcinali.
- Taeminnie! – usłyszał głos swojej rodzicielki i spojrzał w stronę drzwi. Pani Lee podbiegła do niego i złapała za rękę, mając łzy w oczach.
- Umma? Co się stało? – spytał, czując jak coś ściska go w środku na widok łez swojej matki. Miał nadzieje, że po przeszczepie nigdy więcej ich nie zobaczy. Szczególnie leżąc w szpitalu.
- Jeden ze szwów przy aorcie puścił. Omal nie udusiłeś się własną krwią.
Taemin wytrzeszczył oczy, patrząc na panią Lee. Jak to jeden ze szwów puścił? To w ogóle możliwe?!
- Jak to puścił? – zadał kolejne pytanie.
- Za dużo emocji i nerwów. Krew szybciej zaczęła przepływać, bo i ciśnienie wzrasta. Lekarz ci mówił, że masz się oszczędzać – w głosie kobiety było słychać lekką reprymendę, ale i troskę. Taemin westchnął i przymknął powieki. Tego się nie spodziewał.
- Przepraszam – wyszeptał cicho. Kobieta ścisnęła jego rękę, a później pogłaskała po policzku.
- Najważniejsze, że już nic ci nie jest – odpowiedziała z czułością. Chłopak spojrzał na swoją matkę, nie wiedząc co miałby teraz powiedzieć. Było mu cholernie głupio. Sam się naraził, wszystkie te nerwy i jeszcze alkohol. Mógł się bardziej kontrolować.
- Gdzie jest appa i hyung? – spytał.
- Appa przyjedzie do ciebie rano, bo wcześniej nie mógł wrócić z podróży, a Jinki pojechał do domu. Wpadnie do ciebie później.
- Powiedz mu, aby zrobił to jutro. Pewnie się wystraszył.
Kobieta pokiwała głową, głaszcząc syna po głowie. Wiedziała, że Taemin jest nieźle obolały.
- Pójdę po pielęgniarkę, aby dala ci coś na ból i spróbuj się przespać. Już jest późno – wstała z fotelu.
- Umma…
- Tak, skarbie?
- Wróć do domu i też odpocznij. Nic mi nie będzie, jak zostanę sam.
- Poczekam, aż zaśniesz.
- Umma?
Pani Lee rzuciła mu pytające spojrzenie, stojąc już przy drzwiach.
- Kocham cię – dokończył.
- Ja ciebie też, Taeminnie – kobieta uśmiechnęła się lekko  i wyszła, a chłopak zamknął oczy, wzdychając cicho i wsłuchując się w ciszę, zasnął.


Minho siedział w swoim mieszkaniu wychylając kieliszek za kieliszkiem. Nie wiedział co miałby zrobić, czy w ogóle myśleć. Czuł się… dziwnie. Dokładnie tak. Słowo „dziwne” było idealnym określenie dla jego emocji, a raczej ich mieszanki. Kiedy w końcu pozbierał się ze szpitalnej podłogi, poczuł, że musi się napić. To było dla niego za dużo. Zbyt wiele jak na jeden dzień. Najpierw zmartwienie stanem Tae, później wiadomość, o tym, że ma serce Taeyeon i na końcu, że z nim spał. Pieprzył się z Taeminem!
- Kurwa – przeklął pod nosem i wychylił kolejny kieliszek.
- Jesteś pieprzonym draniem, Choi – mruknął, patrząc w ciemność jaka panowała za oknem. Tak też się czuł. Jak ostatni sukinsyn, bo pieprzył się ze swoim przyjacielem, później nic nie pamiętał i mało tego… podobał mu się ten fakt. A raczej resztki wspomnień, jakie pojawiały się w jego głowie. Myślał, że to sen, a okazało się, że jednak pieprzona rzeczywistość.
- Cholera – ponownie zaklął i zajął się zakupionym  wcześniej alkoholem.


Onew wszedł powoli do sali, w której leżał Taemin i uśmiechnął się lekko, widząc, że młodszy nie śpi. Było już po jedenastej, ale mimo wszystko po takiej operacji sen był potrzebny.
- Hej, jak się czujesz? – spytał, zwracając na siebie uwagę brata. Taemin spojrzał w stronę drzwi i odwzajemnił uśmiech.
- Jak gówno, ale nieco naćpane – odpowiedział, na co starszy się zaśmiał. Mógł się spodziewać tego, że nafaszerują go lekami przeciwbólowymi.
- Przepraszam – powiedział Tae, spuszczając wzrok.
- Za co?
- Za wszystko. Zmartwienia, strach i że wtedy piłem. Nie mów o tym mamie, okej?
- Nie powiem, bo nie chcę jej martwić, ale fakt wystraszyłeś nas wszystkich – usiadł na fotelu przy łóżku brata i wbił w niego wzrok.
- Miałem nadzieję, że już więcej nie wrócę do szpitala z czymś tak poważnym. Szew puścił… kumasz to w ogóle?
- Zdarza się.
- Chyba tylko komuś z pechem jak mój.
- Przesadzasz Tae i mam nadzieję, że niedługo wrócisz do życia. Wolę jak się uśmiechasz.
Taemin parsknął cicho, ale też mimowolnie uśmiechnął, patrząc na brata.
- Od razu lepiej – Onew poklepał go po nodze. Po chwili coś sobie przypomniał, więc dodał:
- JongKey przesyłają pozdrowienia i mówili, że wpadną do ciebie później.
Młodszy kiwnął głową, czując jak coś go w środku ścisnęło na wieść, że tylko JongKey go pozdrawiają. Czy Minho w ogóle wiedział o tym co się stało? Ktoś mu powiedział?
- Wiem o czym myślisz Tae i ten drań nawet tutaj nie wejdzie – usłyszał głos Onew. Zamrugał kilka razy powiekami, patrząc na niego.
- Dlaczego?
- Bo ja mu na to nie pozwolę. Zapowiedziałem mu, aby się do ciebie nie zbliżał. Śliwa pod okiem powinna być dobrą siłą perswazji.
Minęła chwila zanim doszło do Taemina co powiedział jego hyung.
- Uderzyłeś go?! – niemal krzyknął, siadając gwałtownie i jęknął na ból. Onew położył ręce na jego ramionach, kładąc z powrotem na poduszki.
- Nie wstawaj i uspokój się, bo monitor zacznie szaleć.
- Nie powiedziałeś mu, prawda?
- Że cię pieprzył? Powiedziałem.
Taemin jęknął głośno, zamykając oczy i pacnął brata w rękę. Świetnie, po prostu świetnie. Minho miał nie pamiętać i nigdy się nie dowiedzieć, a teraz już było za późno.


Prowadzenie samochodu będąc na kacu, to niezbyt dobry pomysł, ale nie miał wyjścia. Nie chciał wydawać pieniędzy na taksówkę, a wcześniej spróbować jakoś ją złapać. Postanowił pojechać do rodziców Taeyeon i dokładnie ich wypytać, kto otrzymał jej serce. Chciał się po prostu upewnić, czy to naprawdę chodzi o nią. Dużo w nocy myślał, a pił jeszcze więcej, przez co teraz czuł się jak zombie, ale doszedł do kilku ważnych wniosków. Od pewnego czasu martwił się o Taemina, lubił jego towarzystwo. Mało tego, przy nim umiał się szczerze uśmiechać i zapomnieć o tragedii jaka go spotkała. Mógł spokojnie stwierdzić, że Taemin był dla niego kimś ważnym. Teraz dowiedział się, że Taemin coś do niego czuje i to nie zwykłą przyjaźń, a miłość, co tym bardziej nie dawało mu spokoju.
Minho wysiadł z samochodu, jak tylko zaparkował go pod rodzinnym domem Taeyeon i wziął głęboki wdech, idąc do drzwi. Zapukał kilka razy, czekając. Czuł jak ręce mu się pocą z nerwów. W końcu dawno tutaj nie był, a pytania jakie miał zamiar zadać pani Kim, wcale nie były zbyt łatwe do odpowiedzenia i przywoływały wiele wspomnień.
- Minho? – spytała niska kobieta i uśmiechnęła się ciepło. Wyglądała zupełnie jak jej córka, tylko starsza. Minho poczuł bolesne ukłucie w sercu na tę myśl i uśmiechnął się delikatnie.
- Dzień dobry pani Kim. Mógłbym wejść? Chciałbym porozmawiać – powiedział, a kobieta odsunęła się, wpuszczając go do środka i poprowadziła do niedużego saloniku. Zajął miejsce na kanapie, starając się nie rozglądać, bo każda z rzeczy znajdujących się w pomieszczeniu, przypominała mu o Taeyeon.
- Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję. Chciałem tylko o coś spytać. Nie bardzo mogę zostać.
Pani Kim pokiwała głową i usiadła na kanapie obok, po czym spojrzała na swojego niedoszłego zięcia.
- Pytaj – powiedziała, zachęcając go ruchem ręki. Chłopak wziął głęboki wdech i w końcu z siebie wydusił:
- Chodzi o Taeyeon. Chciałbym wiedzieć, czy…
- Czy?
- Taeyonnie podpisała oświadczenie woli i chciałem wiedzieć, czy pobrano od niej jakieś organy?
Kobieta milczała przez chwilę, ale w końcu pokiwała twierdząco głową.
- Wie pani kto je dostał? – zadał kolejne pytanie.
- Wiem Minho, ale dlaczego chcesz to wiedzieć?
- Czuję, że powinienem o tym wiedzieć, to dlatego.
Ponownie zapadła między nimi cisza, a pani Kim rozważała w myślach, czy podać mu te informacje, czy nie. Zdecydowała, że nie poda jedynie nazwisk.
- Przeszczepiono jej serce i nerki. Nerki dostały dwie dziewczyny, nastolatki, mające jakieś siedemnaście, dwadzieścia lat. Natomiast serce dostał młody chłopak.
„Taemin” – pomyślał Minho. Uśmiechnął się delikatnie i wstał.
- Dziękuję pani Kim. Naprawdę musiałem to wiedzieć – powiedział.
- Minho, proszę, nie szukaj ich. Wiem, że cierpisz po śmierci mojej córeczki, ale nie szukaj ich.
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony. Myślała, że spytał ją o to, bo chciał ich wszystkich znaleźć?
- Nie miałem takiego zamiaru, pani Kim – uspokoił kobietę, idąc do drzwi.
- Wpadnij do nas jeszcze razem z Jonghyunem i Kibimmiem. Na kawę.
- Przekażę im to i na pewno przyjdę. Jeszcze raz dziękuję.
- Jedź ostrożnie, Minho – kobieta pomachała mu, patrząc jak wsiada do samochodu i odjeżdża. Teraz zastanawiał się, co miałby zrobić? Skupił się na drodze, słuchając cicho muzyki i zanim się zorientował, odkrył, że zajechał na cmentarz. Zamrugał kilka razy powiekami, parkując.
- Czyli to tak – powiedział cicho i wysiadł z samochodu. Rozejrzał się dookoła. Kilka osób pochylało się nad grobami, modląc się, albo po prostu „rozmawiając” ze zmarłymi. Czuł zapach kwiatów, kiedy szedł powoli chodnikiem, mijając rzędy nagrobków. Czasami odczytywał imiona i wiek zmarłych, aby zająć jakoś myśli. W końcu zatrzymał się przed małym, białym nagrobkiem i spojrzał na czarnobiałe zdjęcie Taeyeon.
- Hej, skarbie – wyszeptał, kompletnie nie wiedząc co miałby powiedzieć. Wyciągnął dłoń z czułością przejeżdżając palcem po zdjęciu.
- Właśnie się dowiedziałem, że pewien chłopak, Taemin, tak ma na imię ma twoje serce. Do tego się we mnie zakochał i kompletnie nie wiem co mam robić. Nie mam pojęcia, jak… - przerwał, przymykając oczy. Przełknął z trudem ślinę, starając się jakoś powstrzymać wzbierające pod powiekami łzy.
- Tęsknie za tobą, Taeyeonnie. Naprawdę i czasami się zastanawiam… Chciałby, abyś była tutaj obok mnie. Wzięlibyśmy ślub, ale teraz… On ma twoje serce. Taemin, on… Naprawdę nie wiem co mam powiedzieć, albo zrobić. Lubię go. To wiem na pewno. Śmieję się przy nim, martwię się o niego, ale czy… Myślisz, że powinienem dać mu szansę? Powiedz mi Taeyeonie, myślisz, że powinienem spróbować na nowo pokochać?
Otworzył oczy, ponownie spoglądając na jej zdjęcie. Rzadko tutaj przychodził. Nie potrafił pogodzić się z jej śmiercią, a grób, tylko mu o tym przypominał. Zbyt mocno kochał, aby zapomnieć, jednak teraz… W tych okolicznościach, zastanawiał się, czy nie powinien spróbować? Taemin miał w sobie część jego Taeyeon. Kochał go, a więc może powinien dać mu szansę i spróbować odwzajemnić to uczucie? Byłby do tego zdolny? „Jeśli nie spróbujesz, nigdy się nie przekonasz” – usłyszał w głowie głos Taeyeon. Nie miał pojęcia, czy to tylko wspomnienie, a może jego zmarła narzeczona, do niego przemówiła, ale w pewien sposób znalazł odpowiedź.
- Dam mu szansę, Taeyeonnie. Spróbuję go pokochać i być szczęśliwy. Spróbuję – powiedział cicho, uśmiechając się delikatnie, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że Taeyeon stała obok niego ze łzami spływającymi po jej policzkach.
- Spróbuj, Minho – wyszeptała, rozpłakując się jeszcze bardziej.