czwartek, 25 lipca 2013

Mała refleksja

Można powiedzieć, że ta notka jest o niczym. Takie moje małe refleksje, myśli, które nie dają spokoju albo po prostu zbyt często przewalają się w mojej głowie. Niedawno dodałam nowy rozdział, napisałam też kilka rzeczy przed nim. Dostałam komentarze, wśród nich krytyka od anonima. Zdziwił mnie odzew innych osób na ten komentarz. Byłam zaskoczona, czytając je. Wiele osób wzięło tę krytykę za naskok, bardziej hejt. Padło kilka ostrych słów, powiedzenie, że się „skiepściłam” i powinnam zamknąć blog. Wiecie, nigdy nie uważałam, że dobrze piszę. Nie miałam tak jak większość osób, dla których pisanie było i jest częścią życia, czymś silniejszy czego nie potrafią przestać. Ja po prostu zaczęłam pisać. To był przypadek, naprawdę przypadek, że cztery lata temu nabazgrałam kilka zdań. Założyłam pierwszy blog, bo koleżanka taki miała, pisała opowiadania. Przeczytałam i spodobało mi się. Pomyślałam, że też bym mogła założyć blog, ale taki o byle czym. Pisaniu własnych odczuć. Taka zabawa. Zrobiłam to i pod wpływem emocji napisałam króciutki tekst o dziewczynie, którą w szkole wyśmiewano, bo była cicha i wolałam w domu czytać książki, niż jeździć na imprezy. Napisałam tekst o sobie. Dodałam go na blog, nawet nie marząc o tym, że ktoś mógłby to przeczytać, skomentować. Kiedy dzień później zajrzałam na blog i znalazłam komentarz naprawdę byłam zdziwiona. Napisała go kobieta, starsza ode mnie o siedemnaście lat, doświadczona pisarka, dla której pisanie było całym życiem. Moja reakcja wtedy… byłam zaskoczona samym tym, że ktoś taki chcesz przeczytać to co napisałam, ale jeszcze bardziej tym, co mi napisała. Pamiętam jak dziś, że mnie pochwaliła, mimo masy błędów. Napisała, że umiem ukazać emocje i spytała, czy napisałabym coś jeszcze. Zrobiłam to. Napisałam kolejną notkę, idąc śladem swojej wyobraźni. Już nie opisywałam siebie, a jedną z wielu historii, które tak zawsze lubiłam wymyślać przed snem, w drodze do szkoły. Ola – tak ma na imię owa kobieta – komentowała każdy mój nowy tekst. To już nie były pochwały, a krytyka. Porządna krytyka z wypisaniem każdego błędu. Podczas kiedy moje notki miały zaledwie stronę, komentarz, który dostałam zajmował dwie, a czasem trzy. Wypisane zdanie, każdy błąd, poprawna odpowiedź i na końcu kilka słów o tym, co było napisane dobrze. Pamiętam moje przerażenie, kiedy widziałam każdy kolejny komentarz i czytałam go. Mimo to nie poddawałam się. W pewien sposób chciałam jej zaimponować. Pokazać, że mogłabym więcej, napisać coś lepiej, więc tworzyłam kolejne notki, tylko po to, aby Ola mogła je przeczytać i skrytykować. Z czasem zaczęłam się uśmiechać, czytając je, wypatrywać coraz częściej z podekscytowaniem. Założyłam kolejne blogi, tworzyłam kolejne historie i uczyłam się. W szkole zawsze miałam problemy z ortografią, mimo że czytałam całą masę książek. Dzięki krytyce Oli nauczyłam się ortografii. Zawzięcie chłonęłam każde napisane przez nią słowo, zapamiętując rady, które mi dawała i starając się do nich stosować. Podziałało i pewnego dnia zobaczyłam, że jej komentarze stały się krótsze i miały niemal same pochwały. Byłam dumna sama z siebie, że udało mi się coś osiągnąć, że tych błędów była już niemal minimalna ilość. Zaprzyjaźniłam się z Olą i przyjaźnię aż do dzisiaj. Jestem jej wdzięczna, że pokazała mi, że pisanie jest magią, że ja też potrafię i tak wiele mnie nauczyła. Teraz wyszedł mi jakiś wywód, ale emocje wzięły górę, wzruszenie i wspomnienia. To było takie dziwne, fakt, że nagle ni z tego ni z owego pisanie stało się częścią mojego życia, takim hobby. Dzięki Oli też nauczyłam się być otwarta na krytykę. Nawet do tego stopnia, że kiedy Ola przestała wypisywać mi błędy, a chwalić, zaczęłam je robić celowo. Tylko po to, aby napisała mi, że coś tam mam źle. Ciągłe chwalenie męczyło, a ja potrzebowałam determinacji. Mijał czas. Po roku pisania dopadł mnie kryzys. Brak zainteresowania od strony innych osób, nieco ciężki czas u Oli i u mnie. Nie pisałam przez rok. Dokładnie rok. Nawet nie wiecie jak bardzo się wtedy opuściłam. Na komputerze miałam zapisaną całą masę teksów, bratowa po kryjomu, kiedy nie widziałam, wszystkie czytała i później dopiero się wygadała, namawiając, abym znowu zaczęła pisać. Więc zaczęłam. Wtedy już znałam kpop, więc chciałam, aby opowiadanie było właśnie z idolami. Hetero, bo yaoi jeszcze nie znałam. Założyłam nowy blog, napisałam kilka rozdziałów, ale nikt tego nie czytał, a ja łapałam się za głowę, widząc jak wiele błędów robię i jak bardzo się w tym opuściłam. Chęci szybko mijały z tego powodu. Urywałam historie, usuwałam je. Przez przypadek poznałam yaoi, przeczytałam kilka blogów, trafiłam na forum yaoi love i pomyślałam „A może ja też coś napiszę? Może się spodoba”.  Spodobało. Zainteresowanie było tak duże, że pamiętam jak skakałam z radości, płacząc i nie dowierzając. Pamiętam jak Ola mówiła mi, że jest dumna, bo ludziom się podoba. Dzięki yaoi, dzięki Wam, wszystkim komentującym powróciła mi chęć do pisania i stworzyłam te wszystkie historie i pod szlifowałam swój warsztat. Sporo się poprawiłam za ten rok. Naprawdę wiele się nauczyłam, mniej zaczęłam robić błędów. Myślę, że przez to jak wielki zapał mnie dopadł na pisanie, teraz mam kryzys. Z czasem wszystko zaczęło opadać. Zupełnie tak samo jak przed ostatnim kryzysem. Notki pojawiały się coraz rzadziej, a ja po prostu nie byłam w stanie nic napisać. Nawet kiedy chciałam, w głowie miałam całą masę pomysłów, to nie potrafiłam nic napisać. Ostatnią notkę napisałam, będąc na wsi. Może nie umieściłam w niej tego, co było w innych rozdziałach. Może moje teksty straciły „to coś”. Nie wiem. Skiepściłam się… Też tak uważam. Przy kryzysie to normalne. Dopada cię nagle, tracisz całą wenę, a pisanie staje się trudnością. Kiedy uda ci się coś napisać, to wychodzi suche, bez „tego czegoś” i z masą błędów. Jak przy każdym kryzysie pojawiła się myśl, że może zamknę blog. Myślałam o tym i to już nie raz. Myślałam, że może skończę pisać „Heart”, bo do końca zostało mi 9 rozdziałów i 3 rozdziały „Reunion”, a później po prostu się pożegnam. Nie chciałabym tego, bo… ciężko mi w to uwierzyć, ale z tym blogiem wiele osiągnęłam. Tylu czytelników, osób komentujących. Tak spory zbiór dokończonych opowiadań wieloczęściowych, bo wcześniej nie udało mi się żadnego skończyć. Dużo też się nauczyłam z każdym kolejnym rozdziałem i komentarzem. Cały rok pisania, tak dużo tego. Naprawdę jestem Wam za to wszystko wdzięczna. Za zagrzewanie mnie do pisania, czekanie na dalsze rozdziały, za każdy komentarz. Nawet za ten z krytyką, a może szczególnie za ten? Czytałam go z uśmiechem na ustach. Czytałam z radością, bo… to było coś innego, taka naprawdę szczera opinia, bez ciągłego słodzenia i chwalenia. Poczułam się, jakbym cofnęła się o te cztery lata, kiedy zaczynałam pisać. Naprawdę lubię takie szczerze komentarze, w których jest połączenie pochwał z wypisaniem wad. Nie podobało mi się jedynie to, że ów Anonim nie podpisał się na końcu i nie wypisał tych błędów. Nawet z ciekawości spytałam Oli, gdzie są te błędy, ale za dużo się nie dowiedziałam, bo nie zwróciła na nie uwagi. Tak sobie pomyślałam, że może wrócę do korzeni. Na jakiś czas. Ostatnio w mojej głowie pojawiło się sporo pomysłów o tematyce hetero z idolami kpopowymi. Pomyślałam, że może zacznę je pisać, może założę blog i jakoś wena wróci. Wtedy też będę mogła w pełni wrócić do historii yaoi, bo lubię je pisać. Może normalnie skończyłabym „Heart” i resztę bez myśli, że te rozdziały są najzwyczajniej w świecie do dupy?  Myślę, że warto spróbować. Dlatego, chciałam Was spytać, czy ktoś chciałby je przeczytać? W razie gdybym jednak postanowiła je napisać i założyć drugi blog. Nie chciałabym kończyć przygody z yaoi i tym blogiem, więc sięgam po ostatnią deskę ratunku. Przywołuję wenę.
Ech, ale się rozpisałam. Sporo tego, cały wywód, niemal pełna historia tego, jak zaczęłam pisać. Lubię to robić, nawet bardzo. Przelewać historie z głowy na stronę w Wordzie. Tworzyć nowe opowieści, postacie, sytuacje i całą tą gamę uczuć. W moim przypadku pisanie nie jest czymś, bez czego nie byłabym w stanie żyć, ale naprawdę to lubię i nie chciałabym się z tym żegnać, ani nic.
Nie wiem, kiedy kolejna notka z rozdziałem. Naprawdę nie wiem. Nie mogę, a nawet nie chcę obiecywać, że gdy się pojawi, to będzie równie dobra jak te wcześniejsze. Jak te z samego początku mojej przygody z yaoi. Ale mogę wam powiedzieć, że będę się starać, aby takie były. Czy jednak będą, przekonamy się z czasem. Z resztą jak ze wszystkim.
Mam nadzieję, że was nie zanudziłam tym wywodem. Przepraszam za ewentualne błędy, nie mam siły już tego czytać. Za dużo emocji i myśli pojawiło się w mojej głowie, abym mogła teraz do tego wrócić. Tak więc, do zobaczenia, mam nadzieję, że niedługo.

Sherleen. 

poniedziałek, 22 lipca 2013

("Heart") Rozdział 31 + info.

Okej, to na początek... Dziękuję wszystkim za kolejne nominacje <3 Miło mi z tego powodu, naprawdę.
Dalej chciałam przeprosić, że czekaliście tak długo, nawet jeśli pisałam w ostatniej notce, że postaram się o szybsze pisanie. Starałam się, naprawdę, jednak przechodzę chyba jakiś kryzys twórczy. Nie dałam rady napisać więcej niż trzy strony i wszystko było takie... do dupy. Kiedyś już tak miałam, trwało to rok, straszne uczucie. Nawet rozmyślałam zamknięcie bloga, patrząc na to, że czas leci, a ja nie dam rady pisać, jakbym miała jakąś blokadę, bo pomysły mam, całą masę, chęci też, ale nie wychodzi. Wyjechałam na wieś na tydzień z nadzieją, że może uda mi się coś tam napisać, bo naprawdę nie lubię zostawiać niedokończonych opowiadań i udało się. Nowy rozdział. Nie wiem kiedy następny, ciężko mi to stwierdzić. Mam nadzieję, że się wam spodoba i naprawdę jeszcze raz przepraszam.
Sherleen.




Rozdział 31
Dom. Taemin zawsze za nim tęsknił, kiedy musiał leżeć w szpitalu. Codziennie marzył, aby w końcu móc do niego wrócić, pozbyć się tego ohydnego szpitalnego zapachu i po prostu przespać się we własnym łóżku. Moment, w którym opuszczał szpital zawsze napawał go radością, bo wiedział, że już naprawdę niewiele dzieli go od zaszycia się w swoim pokoju. Ogarniało go wtedy uczucie wolności, czegoś czego dość ciężko było mu opisać. Tak samo było kiedy cztery dni temu przestąpił próg swojego domu, a później opadł z szerokim uśmiechem na ustach na łóżko, które pachniało po prostu nim, a nie szpitalną sterylnością. I sądził, że już nigdy więcej to się nie zmieni. Zawsze będzie tak samo. Ta sama radość, uczucie ulgi. Tym razem jednak jedna rzecz była inna. Za każdym razem, kiedy go wypisywano to Onew go odbierał i przywoził do domu. To zawsze on patrzył na jego radość, ale teraz jego miejsce zajął Minho i to był chyba główny powód, przez który starszy się do niego praktycznie nie odzywał.
- Hyung, długo jeszcze masz zamiar się tak na mnie złościć? – spytał Taemin, wyrywając się ze swoich rozmyślań i obserwując brata ze swojego zwyczajowego miejsca za stołem. Akurat kończyli jeść śniadanie, a starszy Lee nie wypowiedział do niego ani jednego słowa. To było dość dziwne uczucie. Taemin nie był przyzwyczajony do tak chłodnego traktowania ze strony swojego hyunga. Fakt, wiedział, że powinien go zawiadomić o tym, że go wypisują, ale jednak... Minho był z nim w szpitalu, po co miał zawracać głowę bratu? To tylko powrót do domu. Przejechanie samochodem kilkuset metrów. Nic nadzwyczajnego, a jednak musiało to ugodzić w Onew.
- Hyung, proszę cię. Nie bądź dzieckiem – jęknął, widząc, że starszy wciąż nie ma zamiaru przestać go ignorować. Jinki spojrzał kątem oka na swojego młodszego brata, wlewając do kubka z herbatą gorącą wodę i westchnął. Jemu też nie było łatwo. Nie lubił go ignorować, jednak... Może dla innych, patrzących na tę sytuację z boku, mogłoby się wydawać, że to błahostka, boczenie się o coś nieistotnego, ale nie dla niego. Onew opiekował się bratem od momentu, kiedy ten zachorował. Był z nim zawsze. Pocieszał w szpitalu, dodawał otuchy, zagrzewał do walki i pomagał tlić się nadziei, kiedy ta już powoli zaczynała przygasać. To on też zawsze odbierał brata ze szpitala i do niego zawoził. On, nie ojciec ani matka, którzy przeważnie musieli zajmować się pracą. Robił to Onew, bo w dość krótkim czasie stało się to ich taką małą, braterską tradycją. Nawet kiedy pani Lee mogła odebrać swojego młodszego syna, to i tak tego nie robiła, bo wiedziała, że to działka Onew. Więc, czy teraz Jinki miał prawo być zły na młodszego? Czuć się zraniony? A może po prostu pominięty? Szatyn podejrzewał, że to mieszanka dwóch ostatni odczuć. Takie jakby odgrodzenie. Nie podobało mu się to. Nie lubił, kiedy ktoś zajmował jego miejsce. Nie chciał, aby nagle odstawiono go na bok, bo pojawił się ktoś inny. Fakt, że Onew nie ufał Minho wcale mu nie pomagał. Starał się, próbował jakoś przezwyciężyć swoją niechęć, obawę w stosunku do Choi, jednak tego typu działania jak cztery dni temu kompletnie mu nie pomagały.
- Hyung? – Do uszu Jinkiego ponownie dobiegł głos jego młodszego brata. Chłopak westchnął po raz już nie wiadomo który i w końcu odwrócił w jego stronę, rzucając mu pytające spojrzenie.
- Nie gniewaj się na mnie. Naprawdę przepraszam jeśli poczułeś się zraniony.
Jinki podszedł do stolika, siadając na swoim zwyczajowym miejscu, w dłoni trzymając kubek z parującą herbatą. Przez chwilę wpatrywał się w ciemnobrązową ciecz, aż w końcu podniósł do góry wzrok i spojrzał bratu w oczy,
- Masz rację, Tae, poczułem się zraniony – powiedział w końcu. Młodszy Lee spuść wzrok, czując się nieco zmieszany. Nie oczekiwał takiej odpowiedzi. W zasadzie, to w ogóle żadnej nie oczekiwał, patrząc na to jak jego brat zawzięcie go ignorował przez ostatnie cztery dni, ale nie sądził, że będzie nią potwierdzenie jego słów.
- Dlaczego? – spytał cicho. Chyba nie rozumiał. Może nie do końca, więc chciał wyjaśnień.
- Odbieranie cię ze szpitala to moja działka Tae. To taki... zwyczaj. Nasz własny, braterski, a teraz został on złamany przez Choi. 
Taemin podniósł swój zaskoczony wzrok na starszego, otwierając usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz je zamkną. Nigdy nie myślał w ten sposób. Owszem, lubił kiedy to brat odbierał go ze szpitala, zawsze to robił, jednak nie myślał o tym jak o ich własnym zwyczaju.
- Przepraszam hyung. Naprawdę – powiedział cicho, bo czuł, że właśnie to powinien zrobić.
- Już przeprosiłeś i przyjmuję je, ale... nie sądziłem, że ty widzisz to inaczej.
- Ja... Hyung, ja po prostu nie wiedziałem, że to dla ciebie aż tak ważne. Teraz jak wiem, to zawsze będę po ciebie dzwonić.
- Wcześniej bez tej wiedzy to robiłeś.
- Wcześniej nie miałem do kogo więcej dzwonić. Miałem tylko ciebie i rodziców, ale teraz... Mam przyjaciół, hyung, a Minho to mój chłopak. Po prostu nie czułem potrzeby dzwonienia do ciebie, skoro Minho był obok mnie i miał samochód.
Jinki zacisnął dłoń na swoim kubku, ale zaraz ją rozluźnił, nie chcąc, aby naczynie pękło. Młodszy mógł sobie darować to ostatnie, jednak... cóż, starszy widać nie miał wyjścia, jak tylko pogodzić się z faktem, że teraz jest ktoś jeszcze kto będzie o niego dbać. A co za tym idzie, przejmować połowę jego zwyczajów.
- Wiem, Tae – odpowiedział więc tylko i wstał od stołu, chcąc wrócić do swojego pokoju i napawać ostatnimi dniami urlopu, który sobie wziął. Taemin obserwował brata, uśmiechając się lekko. Wiedział, że starszy nie do końca jeszcze się z tym wszystkim pogodził, ale sądził, że był na dobrej drodze. Kiedy drzwi do pokoju Jinkiego się zamknęły, wstał od stołu, zaczynając zbierać talerze po śniadaniu i wrócił do siebie. W sumie niewiele miał do roboty, więc po prostu położył się na łóżku, wzdychając z zadowoleniem i patrząc na malunek na jego ścianie. Nadal nie mógł przyzwyczaić się do tego, że pani Lee umieściła tam jego twarz, ale już przestał narzekać. Wszystko było lepsze od tej ciągłej bieli szpitalnych ścian. Przekręcił się na brzuch, wtulając twarz w poduszkę, a po chwili sięgnął po swój telefon, sprawdzając skrzynkę odbiorczą.
„1 NIEODEBRANA WIADOMOŚĆ”
Z zainteresowaniem uniósł głowę, wchodząc w sms i uśmiechnął się szeroko, widząc, że to Minho do niego napisał.
„OD: Pabo Żaba;
Hej, piękny, jak ci się spało? „
Taemin parsknął śmiechem na określenie jakim zwrócił się do niego starszy i szybko zaczął pisać odpowiedź.
„DO: Pabo Żaba;
Cześć Pabo, a dobrze tak w sumie. Piękny? Nie wiedziałem, że jesteś taki... pabo ^,^”

„OD: Pabo Żaba;
To był komplement. Powinieneś się zarumienić, mówiąc, że wcale nie jesteś piękny, a ja próbować przekonać cię, że jest inaczej, Tae  >.>”

„DO: Pabo Żaba;
Mówisz poważnie? Dawno się tak nie uśmiałem, Minho :P”

„OD: Pabo Żaba;
Oczywiście, że poważnie! >.< Ja zawsze mówię poważnie Tae, powinieneś to wiedzieć”

„DO: Pabo Żaba;
Ekhem, no to cóż... wyszło zabawnie :P”

„OD: Pabo Żaba;
Dobra, nieważne. Jinki wciąż się do ciebie nie odzywa?”

„DO: Pabo Żaba;
Dzisiaj się odezwał i chyba już jest okej :D”

„OD: Pabo Żaba;
Czyli, że nie będzie miał nic przeciwko, jeśli zabiorę cię na randkę? :)”

Taemin automatycznie usiadł na łóżku, patrząc na ekran swojego telefonu i uśmiechając się szeroko. Randka? Z Minho? Ich pierwsza... Szybko wcisnął przycisk dzwonienia i przyłożył urządzenie do ucha, zrywając się z miejsca.
- O której i gdzie? – spytał, jak tylko usłyszał, że Minho odebrał. Starszy zaśmiał się cicho po drugiej stronie słuchawki, odpowiadając:
-Powiedzmy, że za godzinę, a gdzie, to się jeszcze okaże.
- Czyli, że jeszcze nie wiesz?
- Cóż, niespodzianka.
- Niespodzianka?
-Yep, więc jak? Mam rozumieć, że się zgadzasz?
- I tak się nudzę w domu, więc pewnie, czemu by nie? – odpowiedział Tae, niby to od niechcenia, ale tak naprawdę bardzo cieszył się na tę randkę. Spędzenie całego dnia z Minho, poza szpitalem i już jako para, a nie przyjaciele było czymś co chciał zrobić już od dawna.
- To będę u ciebie za godzinę i, i tak wiem, że jesteś podekscytowany – usłyszał po drugiej stronie. Już miał zamiar coś powiedzieć, jednak starszy zdążył się rozłączyć.
- Głupia Żaba – wymamrotał, patrząc na wyświetlacz telefonu. Dopiero po kilku minutach dotarło do niego, że zamiast się ubierać, to stał jak kołek na środku pokoju, więc odrzucił komórkę na łóżko i zaczął przeglądać swoje rzeczy w szafie. Nie wiedział w co miałby się ubrać. Poważnie. Może i był chłopakiem, ale mimo wszystko chciał dobrze wyglądać na swojej pierwszej randce. Dlatego połowę czasu do przyjazdu Minho zajęło mu grzebanie w swojej szafie, selekcjonowanie nadających się do nałożenia, a kompletnego uosobienia wiochy rzeczy i w końcu wybranie zwykłych, czarnych dżinsów, idealnie opinających jego tyłek i szczupłe nogi oraz wygodnego, sięgającego mu do połowy pośladków, szarego swetra. Prosto, wygodnie, no i co najważniejsze, to dobrze w tym wyglądał. Poczesał jeszcze swoje długie włosy, związując je w koński ogon. Idealnie.
- Tae, chciałbyś... Wybierasz się gdzieś? – usłyszał nagle i odwrócił się w stronę drzwi, zauważając Onew, który obecnie obrzucał wzrokiem stertę ciuchów piętrzących się na łóżku młodszego.
- Hyung, właśnie miałem do ciebie iść. Minho zabiera mnie na randkę – oznajmił, spuszczając nieco wzrok z lekkiego zażenowania. Tak jakoś... Cóż, nie był przyzwyczajony do mówienia o takich rzeczach. Onew umieścił spojrzenie swoich brązowych oczu na młodszym chłopaku i przekrzywił głowę na bok.
- Kiedy?
- Zaraz. Ma po mnie przyjechać.
- Dokąd?
- Jeszcze nie wiem.
- Na jak długo?
- Hyung! To jakieś przesłuchanie?! – zirytował się Tae, kiedy padło kolejne pytanie. Nagle poczuł się jak jakiś dzieciak. Albo co gorsza, dziewczyna.
- Okej, okej! – Onew uniósł do góry ręce w geście obrony, ale mimo to uśmiechał się.
- Nie wiem, o której wrócimy. Nic w sumie nie wiem. Dowiem się później, ale proszę cię, nie wydzwaniaj do mnie, okej? Nie jestem dzieckiem, ani tym bardziej jakąś głupią nastolatką, którą trzeba się zajmować.
- Wolałbym...
- Hyung, proszę.
- Ech, no dobra. Ale masz do mnie zadzwonić w razie co. Będę ciągle przy telefonie.
- Wiem, dzięki – Taemin posłał mu lekki uśmiech i w tym momencie rozległ się dzwonek domofonu. Automatycznie wybiegł z pokoju, otwierając i poprawił swój sweter, czekając cierpliwie przy drzwiach. Był wdzięczny Onew, że ten obiecał mu, nie dzwonić. Cóż, już nie raz się zdarzało, że zaraz po wyjściu ze szpitala, starszy wydzwaniał do niego za każdym razem, kiedy ten wychodził gdzieś z domu. Wiedział, że brat się o niego martwi, ale z Minho był przecież bezpieczny, prawda?
Kiedy w końcu usłyszał pukanie do drzwi, otworzył je szybko z szerokim uśmiechem, aby zaraz stanąć twarzą w twarz z ubranym w ciemne dżinsy i niebieską koszulę Minho.
- Hej – odezwał się brunet, obrzucając spojrzeniem Tae.
- Hej – odpowiedział młodszy, uśmiechając się jeszcze szerzej, a później złapał go za dużą dłoń, niemal wciągając go do środka. Minho zaśmiał się pod nosem, posłusznie wchodząc do środka i przywitał się z Jinkim, który obserwował ich, stojąc w wejściu do pokoju Taemina.
- Myślę, że Taemin nie chciałby, abyś teraz wszedł do jego pokoju, sądząc po bałaganie, jaki w nim panuje – powiedział starszy Lee, widząc, że Minho kieruje się w tę stronę. Taemin automatycznie doskoczył do swojego chłopaka, łapiąc go za ramię i pociągnął do salonu, sadzając go na kanapie.
- Tak, hyung ma rację. Lepiej będzie jak poczekasz tutaj. Chyba, że wolisz już iść.
- A wszystko załatwiłeś co miałeś zrobić?
- W sumie to tak...
- No to możemy od razu iść – zaśmiał się Choi, wstając z powrotem za kanapy. Widział, że Taemin lekko się denerwuje. Czyżby stres przed pierwszą randką? On sam także się stresował. Nie był z nikim od czasów kiedy chodził z Taeyeon. Już w sumie nawet nie pamiętał jak to jest być na randce. Mimo to, cieszył się. W końcu będzie mógł spędzić więcej czasu z Taeminem, zbliżyć się do niego i nie będzie to ograniczone szpitalem i plączącymi się wszędzie pielęgniarkami albo Onew. W końcu będą mogli być po prostu sami i podobała mu się ta myśl. Nawet bardzo.
- Więc chodźmy – młodszy Lee uśmiechnął się do niego, wyciągając w stronę Choi swoją dłoń. Starszy automatycznie za nią chwycił, kierując się do wyjścia. Zerknął na ich złączone dłonie. Taemin miał małą dłoń, jednak idealnie pasującą do jego. Była też nieco chłodniejsza, ale brunet mógł ją ogrzać swoją, zawsze ciepłą. „Czy to nie tak właśnie powinno być?” – pomyślał, kiedy zamykali za sobą drzwi. Powoli poszli do windy, nie zamieniając między sobą ani jednego słowa. Jakoś tak nie potrzebowali tego. Po prostu wystarczyło im, że trzymali się za ręce, wychodząc spokojnie z parkingu i podchodząc do samochodu.
- Więc... gdzie mnie zabierasz? – spytał Taemin, kiedy już siedział w samochodzie starszego.
- Zobaczysz, ale myślę, że ci się spodoba – odpowiedział Minho, zapinając mu pas. Taemin uśmiechnął się na ten gest. Sam mógł to zrobić, a jednak podobało mu się, to że to Minho zapiął mu pas.
- A jeśli się nie spodoba?
- Zawsze będziemy mieć drugą randkę, aby ją naprawić.
- A jeśli nie zgodzę się na drugą randkę?

- Zgodzisz – powiedział pewnie starszy, pochylając się i delikatnie muskając jego usta swoimi. Oboje poczuli jak po ich ciałach przebiegł elektryzujący dreszcz na ten, w sumie, mały kontakt. Taemin od razu oddał pieszczotę, przymykając oczy, a później je otworzył, kiedy Minho się odsunął, zapinając swój pas i ruszając. Ich pierwszą randkę czas zacząć.