niedziela, 23 grudnia 2012

Świątecznie ;3

Jako, że święta zaczynają się już jutro, postanowiłam złożyć: Kirke, Lilyth, Nat, Shimi~, Lemon Ace, Kaeru, Natalii Gajewskiej, i_want_youu, 2min story, C.Blue, Kasumi~Chan, YunSoo, Aki.-, Kociarze, Neekoo~, @justus~, Cynthii, Angel, Yunns :3, Hoshi, Hikari, NoTrespassers, Mańce Zośce, Claire Dane, Lee JuKi, UruhaGazettE, Kiki, Nala-san, KatMarAne, Yoona, Datenshi198, TaeRin, NaomiHirose, mi rai, Shensheu, Kashi, Kinga ssia, Paośka W., Misao_, Sumire, Vincent Caramel, Reike, Ziutencja, joze, Evil_Panda, Emi Usami, Aigoo~, Lee Yui, Oli, Magdalenie Wąs, Magdalena B, Sandra Bartuzel, Hannami, Dominice Dagmarze, ChisanaSekai, Rose, Yun &It;(^.^&It;), Yumeki, Alex JoRea, Jousette, Akemisan, Klaudia~, Lotusowa, Ariana Kira Shirihane, Mary N., Milena Kibum Dębska, Ilv Skarvenkow, Truskawkoweho, Miwako :3, HaKi Han, Yumako Tsukiyama, Królowa Śniegu, Mrs. Leighton, hinigoria, Martynie Olejarczyk, haru-ssi, Kasumi Kuno, Ivani-chan oraz wszystkim Anonimom, którzy mi komentują, a także osobom, które czytają mojego bloga, ale nie zostawiają po sobie śladu najserdeczniejsze życzenia. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku życzę wam dużo zdrowia i szczęścia, dobrych ocen w szkole, drugiej połówki, masy weny, spełnienia marzeń, dużo lśniących snów, kpopowych gadżetów, pójścia na koncert swoich idoli, wyjazdu w miejsce, w które naprawdę pragniecie pojechać, radości i uśmiechów na twarzy, masy pomysłów, tak cudownych czytelników jak ja mam i wszystkiego co najlepsze. 

Sherleen ;3



("Heart") Rozdział 24

Dzisiaj macie chyba jakiś dzień dobroci, bo kolejny rozdział mi się naskrobał ;3
Sherleen.





Leżał na boku, starając się zatrzymać wciąż płynące łzy. Minho spał obok niego, czasem cicho pochrapując, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, co narobił. Taemin załkał cicho, kuląc się  w sobie jeszcze bardziej. Wiedział, że później będzie cierpieć. Zdawał sobie sprawę, że ból. jaki będzie czuł, niemal zmiażdży mu serce. Nie tylko ten mentalny, ale i fizyczny. Przyciskał dłoń do klatki piersiowej, kiedy niespokojne i zranione serce biło szaleńczym rytmem, co jakiś czas przyprawiając go o falę bólu. Starał się uspokoić. Zebrać jakoś myśli, ale nie umiał, a łzy wciąż płynęły, mocząc poduszkę. Minho kochał Taeyeon i nawet jeśli zapomniał o niej na te kilkanaście cudownych minut, to ostatecznie jego serce i tak należało tylko do niej. Nie do Taemina i to bolało najbardziej. Bo nie ważne jak bardzo tego pragnął, nigdy nie będzie nią. Nigdy nie stanie się kimś ważnym dla starszego. Kimś, z kim mógłby dzielić życie. Nigdy, bo od samego początku był na przegranej pozycji.
- Idiota… - wyłkał, mówiąc bardziej o sobie, niż o śpiącym obok mężczyźnie. Był idiotą, bo pozwolił sercu na nowo pokochać tego, którego już wcześniej kochało, przysparzając sobie tylko bólu. Serce Minho go nie kochało. Wciąż było zajęte przez Taeyeon, dziewczynę – ducha, która przewróciła życie Taemina do góry nogami. Minho przekręcił się na bok, kładąc ramię w talii młodszego. Chłopak automatycznie zesztywniał, niemal krztusząc się łzami. Musiał stąd wyjść. Wziąć prysznic i zasnąć w swoim pokoju, a później udawać, że nic się nie stało, mając nadzieję, że starszy nie zapamięta nic z tego, co zaszło między nimi. Wysunął się spod ramienia Minho i postawił stopy na chłodnej podłodze, wstając. Od razu się zachwiał, czując ból w dolnej części ciała, ale i lekkie osłabienie. Oddychał ciężko, rękę wciąż przykładając do piersi. Serce już nie bolało. Nie w fizycznym tego słowa znaczeniu, dzięki czemu mógł chwiejnie podejść do swoich ubrań i naciągnąć je na siebie. Wytarł dłonią mokry policzek, zerkając na śpiącego Minho. „Nie mogę go tak zostawić” – pomyślał. Chwycił za jego bokserki i podszedł do łóżka, naciągając je na starszego, a później to samo zrobił ze spodniami. Koszulę sobie darował. Chciał, aby nie pozostał żaden ślad tego, co wydarzyło się między nimi. Dzięki temu istniała większa szansa, że Minho nie będzie nic pamiętać. Tak było łatwiej. Przykrył go kołdrą, przez chwilę stojąc jeszcze nad nim. Po dłuższej chwili pochylił się i pocałował jego policzek, szepcząc:
- Ty nawet nie wiesz… nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo cię kocham.
Kolejna słowa łza spłynęła po jego policzku, a serce ścisnęło się boleśnie. Minho przekręcił się na bok, mrucząc coś przez sen. Taemin odwrócił się szybko, wycierając policzek i opuścił pokój starszego.

           
Obudził się z wielkim bólem głowy. Usiadł, jęcząc cicho pod nosem i złapał się za czoło.
- Moja głowa… - wystękał, masując ją dłońmi. Otworzył niechętnie oczy, rozglądając się po pomieszczeniu. Był w swoim pokoju. Sam. Zamrugał kilka razy powiekami, spoglądając na miejsce obok siebie. Coś było nie tak.
- Taemin… - zaczął, kiedy w jego głowie pojawiły się obrazy nagiego chłopaka, jęczącego głośno z przyjemności. Pokręcił energicznie głową, nie bardzo wiedząc, czy to był sen. Zaczął rozglądać się po pokoju, szukając jakichś oznak tego, że jednak nie śnił, ale wszystko wydawało się być takie jak wcześniej. Zerknął pod kołdrę. Miał na sobie spodnie i bokserki. Opadł na łóżku z westchnieniem.
- Czyli jednak śniłem – powiedział głośno, nie bardzo zadowolony z tego odkrycia. Przymknął powieki, wyobrażając sobie piękne, nagie ciało Taemina, po którym mógłby wodzić dłońmi. Wyobraził sobie, że go całuje i nagle na nowo usiadł, kręcąc głową. Co się z nim działo?
- Chyba za długo już jestem w celibacie – mruknął, spoglądając w bok na zegarek stojący przy łóżku na szafce. Jedenasta dwanaście. Westchnął głośno, wiedząc, że musi wstać i się ubrać. A wcześniej wykąpać, bo śmierdział alkoholem. Niechętnie wygramolił się z wygodnego łóżka, narzekając cicho na ból głowy i ruszył do łazienki, aby się odświeżyć.

           
- Jonghyun – wymruczał Key, patrząc na śpiącego obok siebie mężczyznę. Po wyznaniu swoich uczuć i namiętnym pocałunku poszli do pokoju starszego, gdzie leżeli wtuleni w siebie i po prostu rozmawiali. Nic więcej nie zaszło między nimi. Mieli czas. Dużo czasu, który spędzą razem, jako para. Uśmiechnął się czule, przejeżdżając palcem po nosie starszego, który zmarszczył go nieco i przewrócił się na bok, obejmując go mocniej ramieniem. Kibum zachichotał pod nosem, zastanawiając się, co by było, gdyby w końcu mu wszystkiego nie wykrzyczał? Najpewniej nadal krążyliby wokół siebie, nie wiedząc o swoich uczuciach. Wiele by stracili, a tak wreszcie mieli siebie i wiedzieli jak wiele dla siebie znaczą.
- Wstawaj – powiedział nieco głośniej, tykając go palcem w policzek. Jonghyun otworzył jedno oko, spoglądając na niego i wymamrotał:
- Nie chce mi się.
- A to mnie mało obchodzi. Zaraz południe, jestem głodny no i musimy zobaczyć jak tam reszta żyje.
Jonghyun westchnął głośno, otwierając drugie oko. Kibum miał rację. Powinni sprawdzić, co z Minho i Taeminem. No i zaszczycić w końcu swoją obecnością salę, aby dowiedzieć się, czy wszystko jest w jednym kawałku.
- Jak myślisz, Minho pił? – spytał, przecierając ręką zaspane oczy.
- Na pewno. W końcu dzisiaj jest rocznica jego i Taeyeon.
- Musi być w rozsypce.
- Tak. Nie mówmy im dzisiaj, że jesteśmy razem. Nie chcę zranić Minho, bo wiesz on taki dzień ma, a my dobre nowiny.
- Dobrze, ja nie ma nic przeciwko. Ciekawy jestem, czy jest w ogóle zdatny do użytku dzisiaj.
- A ja czy zasnął pod stołem na sali, czy jednak doczłapał do pokoju.
- Chodźmy, czas się przekonać.
Kibum zaśmiał się cicho, wychodząc z łóżka i złapał starszego za rękę idąc wraz z nim na korytarz, a później na dół. Wykąpią się i przebiorą nieco później. Na razie musieli sprawdzić kilka rzeczy.
Kiedy tylko weszli na stołówkę, zauważyli Taemina siedzącego samotnie przy stoliku i grzebiącego w swoich naleśnikach. Chłopak był blady i jakby bez życia, co bardzo zaniepokoiło Key, który podbiegł do niego szybko, siadając na wolnym miejscu.
- Hej, Minnie – powiedział, a młodszy spojrzał na niego, uśmiechając się delikatnie.
- Hej, umma – odpowiedział nieco zachrypniętym głosem. Key od razu zauważył, że młodszy miał lekko zaczerwienione oczy.
- Coś się stało? Dobrze się czujesz? Jesteś blady.
- Nie spałem zbyt długo, no i wczoraj chyba przesadziłem nieco z tańcem, to dlatego. Prześpię się porządnie i będzie okej.
- Nie powinieneś tańczyć. Lekarz ci zabronił i Onew hyung przestrzegał, abym cię dopilnował…
- Jest okej, a hyung wcale nie musi wiedzieć. Grała muzyka, ludzie tańczyli, to ja trochę też. To nie pierwszy raz jak robiłem to po kryjomu, więc nie musisz się martwić.
Key patrzył na niego przez chwilę, przetwarzając w myślach słowa młodszego i w końcu uśmiechnął się, przytakując mu.
- Widziałeś Minho? W ogóle dużo wczoraj wypił? – spytał Jonghyun, a Taemin skrzywił się nieco na wzmiankę o brunecie.
- Dość sporo, ale zaprowadziłem go do pokoju i położyłem spać – odpowiedział, posyłając wymuszony uśmiech w stronę starszego Kim. Żaden z jego przyjaciół nie zorientował się, że chłopak udaje.
- Czyli dzięki tobie nie musiał spać pod stołem – zaśmiał się Jjong.
- Tak, to prawda.
- W ogóle to, co dzisiaj masz zamiar robić? Jutro wracamy do Seulu, to chcesz spędzić czas razem?
Taemin zastanowił się chwilę. Jakoś nie miał ochoty na pogawędki i zabawę w tym w sumie wesołym gronie. I nie chciał widzieć, ani tym bardziej rozmawiać z Minho. Westchnął cicho.
- Ja odpadam. Przejdę się na plażę na jakieś pół godziny, a później idę spać. Muszę nieco odżyć zanim wrócimy, bo hyung mnie udusi – powiedział. Key uśmiechnął się do niego, klepiąc po ręce, a Jjong poszedł zamówić śniadanie sobie i młodszemu.
- Myślę, że to dobry pomysł. Tylko nie siedź zbyt długo na słońcu – odpowiedział Kibum. Taemin uśmiechnął się do niego delikatnie i wstał, zostawiając prawie nietkniętego naleśnika na talerzu. Chciał się ulotnić ze stołówki zanim przyjdzie Minho.
- To ja idę. Teraz będzie tam nieco mniej ludzi – mruknął i ruszył w stronę drzwi, zostawiając samego Key.
Minho wszedł na stołówkę dokładnie pięć minut po tym jak Taemin ją opuścił. Krzywiąc się na ból głowy, podszedł do stolika, przy którym siedział Key i zajął jedno z czterech miejsc, mówiąc:
- Umieram.
- Było trzeba tyle nie pić – stwierdził Kibum, patrząc na Minho, który wyjątkowo wyglądać na dość wypoczętego.
- Nie dobijaj mnie. Gdzie Jonghyun i Taemin?
- Jongie poszedł po śniadanie, a Taemin już je zjadł i poszedł odpocząć. Wczoraj za dużo tańczył i teraz wygląda niemal jak śmierć.
Minho uniósł do góry jedną brew, drapiąc się po głowie.
- Aż tak źle wygląda? – spytał.
- Za dużo wysiłku. No i musiał cię targać do pokoju. Powinieneś mu podziękować.
- Podziękuję, o to się nie musisz martwić.
- Mam nadzieję.
Zapadła między nimi cisza. Jonghyun wrócił do stolika z dwoma talerzami pełnymi naleśników. Minho siedział przez chwilę, obserwując jak relacje między jego przyjaciółmi ponownie wróciły do normalności i się uśmiechnął. Zdecydowanie wolał jak oboje mieli zawieszone bronie, niż jak ze sobą walczyli. Zerknął na naleśnik, czując, że się robi głodny, więc wstał i ruszył po swoje śniadanie, zostawiając ich samych.

sobota, 22 grudnia 2012

("Heart") Rozdział 23

Pisałam ten rozdział naprawdę długo, bo kilka tygodni, co jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło i nie jestem z niego zadowolona, ale w końcu jest. Dzisiaj nagle naszła mnie wena na to ff, ale miałam zajęty komp, jak na złość dla mnie. Gdybym zaczęła pisać od razu przy pełnej wenie, rozdział byłby lepszy, ale no nic. Przepraszam za ewentualne błędy ;*
Sherleen.







- Hyung nie sądzisz, że starczy już tego picia? – spytał Taemin, siadając na krześle obok swojego przyjaciela. Po dość  wyczerpującym tańcu, Minho wrócił do swojego stolika i pogrążył się w spożyciu dużej ilości alkoholu. Wyglądał przy tym tak marnie, że młodszy nie umiał dalej się bawić, widząc jego minę. W oczach starszego czaił się ból. W czynach desperacja. Wiedział, o co chodzi. Doskonale zdawał sobie z tego sprawię i to wcale nie poprawiało mu humoru. W takich momentach widział jak bardzo Minho tęsknił na utraconą miłością. Jak wielkie jest jego cierpienie i nie bardzo wiedział, co mógłby zrobić. Jak mu w tym ulżyć. A wątpił, że sama jego obecność tutaj wystarczy.
- Hyung – powtórzył, kiedy brunet kompletnie go nie słuchał i pił dalej. Ile zdołał już opróżnić kieliszków? To pytanie chodziło po głowie Taemina, nie dając mu spokoju. Jeśli dalej tak pójdzie starszy padnie nieprzytomny pod stołem, a rano obudzi się z mega kacem.
- Min… - zaczął, ale Minho wyciągnął dłoń i zatkał mu usta.
- Nic nie mów – odpowiedział, patrząc na niego swoimi czarnymi jak noc oczami. Nie wyglądał wcale na pijanego. Jego wzrok był skupiony, pełen charyzmy i ukrytego w zakamarkach czerni bólu.
Położył dłoń na jego ręce, chcąc odkryć swoje usta. Poczuł przyjemne ciepło i delikatną strukturę jego skóry. Powoli oderwał dużą dłoń chłopaka od swoich ust, opuszczając ją w dół.
- Hyung, powinieneś przestać już pić. Alkohol ci nie pomoże – powiedział łagodnym głosem. Minho zerknął na butelkę stojącą na stoliku. Była do połowy opróżniona.
- Chcę zapomnieć – wyszeptał cicho. Taemin przysunął się bliżej niego, kładąc swoją dłoń na okrytym materiałem koszuli ramieniu chłopaka.
- Wiem, ale alkohol to nie jest rozwiązanie.
Zapadła między nimi cisza. Minho przymknął powieki, czując jak alkohol przepływa w jego żyłach. Od dłoni młodszego na swoim ramieniu czuł przyjemne ciepło, które w jakiś dziwny sposób koiło jego zranione serce. W tle grała muzyka. Spokojna melodia z pięknymi słowami, śpiewana czystym i niemalże hipnotyzującym głosem. Wsłuchał się w nią, przechylając głowę do tyłu. Do jego nozdrzy dostał się zapach młodszego. Kokos i migdały mamiły jego zmysły. Wziął głęboki wdech, pozwalając, aby powoli opanowywał jego i tak już spowity alkoholem mózg.
- Chodź hyung, zaprowadzę cię do pokoju. Może się nieco prześpisz – usłyszał cichy głos chłopaka. Otworzył oczy i zerknął na niego. Później wstał, nieco się chwiejąc i oparł o to drobne ciałko. Taemin zarzucił sobie na ramiona jego rękę i podtrzymał go w talii, ciągnąc w stronę wyjścia. Minho był ciężki, ale na szczęście starszy dał radę poruszać nogami. Powoli wyszli z zatłoczonej sali i skierowali się korytarzem w stronę wind. Tam poczekali chwilę, aż drzwi jednej z nich się otworzą i weszli do środka, wciskając numer piętra. Muzyka powoli ucichła i zapadła kojąca uszy cisza, którą od czasu do czasu przerywały ich przyspieszone oddechy. W końcu winda zatrzymała się na wybranym piętrze i wysiedli z niej, zmierzając do pokoju starszego. Pod drzwiami walczyli nieco z marynarką Minho, poszukując klucza i w końcu weszli do środka. Taemin pomógł starszemu usiąść na łóżku, po czym wrócił do drzwi, aby je zamknąć. Zapalił lampkę przy łóżku, siadając obok niego.
- Jesteśmy – oznajmił, spoglądając na bruneta. Minho usiadł, starając się zdjąć z siebie marynarkę, ale ciężko mu to wychodziło. Taemin zaśmiał się cicho i chwycił za jej poły, pociągając w dół. Chciał stąd wyjść jak tylko starszy zaśnie i samemu się położyć. Był zmęczony tańcem. Choi wykręcił w bok swoją rękę, aby łatwiej móc wyciągnąć ją z rękawa. Młodszy pociągnął za nią i zanim się zorientował, opadł na klatkę piersiową chłopaka, złączając ich usta ze sobą. Z początku ogarnął ich szok. Przez ciała przeszedł elektryzujący dreszcz, a źrenice rozszerzyły się w zaskoczeniu. Patrzyli sobie w oczy, usta wciąż mając złączone ze sobą. Minho westchnął niemalże nie dosłyszalnie i w końcu, powoli zaczął poruszać swoimi wargami na jego. Taemin znieruchomiał, ale tylko na sekundę, bo później przymknął powieki, odwzajemniając powoli tę delikatną pieszczotę. Poczuł jak ręce starszego oplatają go w pasie, przyciągając bliżej siebie. Serce mu przyspieszyło, a oddech stał się nieco urywany. W głowie mu szumiało od pocałunku, którego nie miał odwagi przerwać. Nie chciał tego zrobić. Dopiero drugi raz miał okazję posmakować ust starszego i podobało mu się to. W powietrzu unosił się delikatny zapach alkoholu, ale on nie zwracał na to uwagi. Pogłębił pocałunek, wpijając się bardziej w usta bruneta. Jęknął cicho, kiedy poczuł język, nieśmiało wsuwający się do jego ust. Wyciągnął swój język, dołączając go do zabawy, którą rozpoczął starszy. Walczyły o dominację, ocierały się o siebie, splatały, sprawiając, że w głowie Taemina pojawiała się pustka.
- Taemin – ah… - jęknął Minho, odrywając się od niego, aby móc nabrać powietrza do płuc. Był pijany, ale nie na tyle, aby nie zauważyć delikatnych rumieńców na twarzy chłopaka, którego przytulał. Usta młodszego były nabrzmiałe od pocałunków i lekko rozchylone, łapiące szybko powietrze. Oczy przymknięte z rzęsami rzucającymi cień na gładkie policzki. „Piękny” – pomyślał, nie mogąc oderwać wzroku od jego twarzy. Wyciągnął do góry rękę, palcem gładząc go po policzku. Karmelowe kosmyki zwisały po bokach jego twarzy, dodając mu jeszcze więcej uroku. 
Taemin otworzył powoli oczy, kiedy poczuł dotyk chłopaka. Spojrzał w ciemne tęczówki, czując, że w nich tonie.
- Taemin – ah… - wyszeptał ponownie starszy, a młodszy poczuł jak w brzuchu zaczyna mu szaleć stado motyli. W głosie Minho słyszał czułość, ale coś jeszcze. Cichą prośbę? Pragnienie? Patrzył mu w oczy, nie wiedząc, co ma dalej zrobić. Przeprosić i odejść? A może po prostu znowu go pocałować i zapomnieć o tym, że brunet tak naprawdę nic do niego nie czuje? Dać ponieść się chwili i czerpać radość z nikłych uniesień, jakich mogą dostarczyć im pocałunki i bliskość.
- Minho – powiedział cicho, chcąc, aby starszy pomógł mu zdecydować. W głowie miał pustkę. Nie umiał myśleć, bo cały czas był pod działaniem pocałunku, który przed chwilą wspólnie przeżyli. Nie chciał go zostawiać. Nie chciał odchodzić i później udawać, że nic się nie stało, ale czy mógł zostać? Mieć go dla siebie, chociaż przez tych kilkanaście minut? Czy miał do tego prawo?
- Pocałuj mnie – dodał, niemal błagając. Nie obchodziło go, czy mógł o to poprosić. Nie obchodził nawet fakt, że rano najpewniej pozostaną mu jedynie łzy i wspomnienia z tych kilku chwil bliskości. Nie chciał myśleć o tym, co będzie. Liczyło się to, co było tu i teraz. Minho pocałował go. Złączył ich wargi ze sobą, wpijając się w nie niemalże z tęsknotą. Jęknął, odwzajemniając pieszczotę i dał się ponieść temu całemu szaleństwu, które zaczęło go ogarniać.
Powoli zaczęli turlać się po pościeli, a ich ręce błądzić po plecach. Z czasem górna część ich garderoby wylądowała na podłodze, a z ust zaczęły wydobywać się ciche westchnienia i jęki. Oddechy mieli przyspieszone, serca biły w szaleńczym rytmie, próbując nadążyć nad wzbierającym w nich pożądaniem. Taemin zakrył ręką swoją nagą klatkę piersiową, przypominając sobie o bliźnie jaka na niej gościła. Minho złapał go za rękę, odsuwając na bok i spojrzał w dół. Różowa kreska biegła przez środek piersi młodszego, od początku żeber i aż do ich końca. Na policzki Lee wystąpiło kilka rumieńców. Zagryzł ze zdenerwowania dolną wargę. Nikt poza nim, lekarzami i rodziną nie widział jego blizny. Ukrywał ją pod bluzkami, wstydząc się dowodu na to, że był chory. To było coś osobistego. Coś intymnego i nie chciał, aby ktoś inny poza ludźmi, którym ufa, widział tę bliznę. Jednak to był Minho. Jego oczy patrzyły teraz na tę nikłą pamiątkę po przeszczepie. Jego palec powoli przejechały wzdłuż niej. Minho, któremu ufał i którego kochał.
Brunet nie powiedział nic, a jedynie schylił się powoli całując klatkę piersiową młodszego. Nie zadawał niepotrzebnych pytań. Wiedział, że Taemin miał coś z sercem, że konieczna była operacja. Wiedział o bliźnie, więc po co miał się nią przejmować? Chłopak był piękny mimo tego. Położył jedną z dłoni na boku Lee, ustami muskając gładką skórę na jego piersi. Czuł zapach młodszego, słyszał jego ciche westchnienia. Myślał tylko o nim. Taeyeon i rocznica, które nie dawały mu spokoju przez ostatnich kilka godzin, teraz poszły w zapomnienie. Liczył się tylko chłopak o karmelowych włosach, który sprawiał, że krew szybciej krążyła w jego żyłach, a serce waliło szaleńczym rytmem w piersi, pozbawiając oddechu. Alkohol, który zdążył do tej pory wypić, niemalże wyparował z jego głowy, pozwalając, aby zamroczyło go rodzące się pożądanie.
Taemin wyciągnął rękę, wsuwając dłoń we włosy starszego, odchylając do tyłu głowę. Na swoim ciele czuł pocałunki, którymi obdarowywał go Minho. Jego duże dłonie gładziły boki Lee, wywołując przyjemne dreszcze. Gęsia skórka pokryła całe jego ciało, a oddech stał się nieco bardziej urywany. Był podniecony. Chciał więcej, więc rozchylił bardziej wargi, jęcząc:
- Minho… ach!
Minho spojrzał na niego i uśmiechnął się pod nosem. Sposób, w jaki młodszy wyjęczał jego imię, sprawił, że jeszcze więcej krwi dostało się do jego przyrodzenia. Położył dłoń tuż przy sutku chłopaka i delikatnie zaczął go trącać swoim palcem.
- Ahh! – kolejny jęk wydobył się z ust młodszego. Taemin miał przymknięte powieki, spierzchnięte i rozchylone wargi, łapiące ciężko powietrze. Położył ręce na ramionach bruneta, zaciskając dłonie w pięści. Było mu przyjemnie. Dreszcze raz po raz przechodziły przez jego ciało, kiedy Minho z zapamiętaniem całował, lizał i podgryzał jego sutki, dłońmi błądząc po nagich bokach. W spodniach czuł ciasnotę i dość spory dyskomfort, ale zbyt się wstydził, aby o tym powiedzieć.
- Minnie… - wyszeptał Minho, schodząc pocałunkami na płaski brzuch chłopaka, wsuwając język do pępka. Dłonią przejechał po wypukłości w spodniach i uśmiechnął się, kiedy młodszy jęknął jeszcze głośniej, unosząc nieco biodra, aby móc się mocniej o niego otarć. Właśnie teraz świat wirował, pozostawiając miejsce szaleństwu i cudownej rozkoszy. Powoli rozpiął spodnie chłopaka, odrywając się od jego brzucha i pociągnął je do dołu wraz z bokserkami, uwalniając nabrzmiałą męskość. Taemin sapnął głośno, czując jak chłodne powietrze otacza jego członka i automatycznie zaczerwienił się jeszcze bardziej. Jego spodnie wylądowały na podłodze tuż obok górnego odzienia, a on leżał zupełnie nagi przed Minho, wystawiając się na jego pełne pożądania spojrzenia. Starszy przejeżdżał wzrokiem po jego klatce piersiowej, kroczu, zgranych nogach i czuł jak ogarnia go jeszcze większe pragnienie.
- Piękny – powiedział brunet, nachylając się nad nim i pocałował w usta, dłoń kładąc na boku chłopaka. Automatycznie odwzajemnił pocałunek i zamruczał, kiedy duża dłoń gładziła najpierw jego bok, a później biodro, będąc tak blisko najbardziej delikatnej części jego ciała. Chwilę później długie palce starszego oplotły stojącą męskość i zaczęły wodzić po niej w górę i w dół, sprawiając, że Taemin jęknął głośno, wyginając się w łuk. Minho czuł wielką satysfakcję, słysząc te małe dowody przyjemności ze strony chłopaka. To on doprowadzał go do ekstazy, sprawiał, że chciał krzyczeć, wijąc się pod nim w rozkoszy. I podobało mu się to. Ścisnął palcami główkę, rozprowadzając po całej męskości przed orgazmowy sok, który powoli zaczął się sączyć z czubka. Całował delikatną szyję, zostawiając na niej kilka malinek i wsłuchiwał się w głośne westchnienia młodszego.
- Minho… proszę… - wyjęczał Taemin, nie mogąc już znieść tego uczucia. Przyjemność, jaka go otaczała, była naprawdę duża, ale wciąż nie wystarczająca, aby poczuł spełnienie. Rozszerzył nogi, chcąc czegoś więcej. Pragnął połączyć się z Minho. Stać się z nim jednością. Poczuł jak starszy puszcza jego męskość i przenosi się z dłonią niżej na pośladki. Później ściska jeden z nich i przejeżdża palcem po rowku.
- Hah! – wystękał młodszy, a Minho powoli zaczął masować jego wejście, ponownie przysysając się do jego z sutków. W końcu wsunął do środka palec, a Taemin znieruchomiał na dyskomfort, jaki odczuł. Mimo to postanowił się zrelaksować i czekał na kolejny ruch bruneta. Palec w jego wnętrzu zaczął się poruszać, a chwilę później dołączył do niego kolejny. Lee jęknął naprawdę głośno, kiedy dyskomfort gdzieś uleciał, a została przyjemność.
Minho oderwał się od sutków chłopaka, oddychając ciężko. Słysząc jak Taemin cicho mamrocze pod nosem, sapiąc z przyjemności, jego członek stawał się coraz większy. Nie mogąc już dalej wytrzymać, wysunął swoje palce z młodszego i wstał, zdejmując z siebie spodnie. Szło mu dość opornie biorąc pod uwagę fakt, że wciąż był odrobinę pijany, a pożądanie krążące w jego żyłach na pewno w tym momencie nie pomagało. Wreszcie po długich zmaganiach, dolna część garderoby Choi znalazła się na podłodze i stał teraz w całej okazałości przed młodszym, oddychając ciężko. Taemin obserwował go z szybko bijącym serce, przełykając ciężko ślinę. Minho był piękny z idealnie wyrzeźbioną sylwetką i swoją opaloną skórą. Wyciągnął w jego stronę rękę, dając mu znak, aby kontynuował. Starszy położył się między jego nogami, całując w usta. Przez chwilę nie robił nic poza muskaniem słodkich warg młodszego, aż w końcu zaczął się w niego wsuwać, powoli, aby nie zrobić mu krzywdy. Taemin skrzywił się na ból, jaki poczuł. Jedna słona łza spłynęła mu po policzku, a z ust wydarł się cichy jęk, zagłuszony przez usta bruneta. Minho zaczął się poruszać, cały czas całując wargi młodszego. Ręce chłopaka powędrowały na jego barki, a nogi objęły w pasie, przyciągając bliżej siebie.
Taemin zaczął jęczeć jeszcze głośniej, czując jak nowa fala przyjemności przechodzi przez jego ciało. Serce waliło mu w piersi jak oszalałe, ale nie zwracał na to uwagi. Minho był w nim, razem tworzyli teraz jedność, poruszając się rytmicznie. Starszy wbijał się w niego, a on wychodził mu naprzeciw, aby po chwili niemal krzyknąć z ekstazy unoszącej go coraz wyżej i wyżej.  Minho patrzył uważnie na śliczną twarz swojego kochanka, poruszając się coraz szybciej i mocniej. Taemin był piękniejszy niż wcześniej, z kroplami potu na czole, włosami lepiącymi się do policzków, ustami szeroko otworzonymi i oczami przymkniętymi, aby lepiej odczuwać przyjemność, którą razem dzielili. Oboje byli już niemal na szycie, kiedy ich oddechy stały się jeszcze bardziej urywane, a ruchy chaotyczne. Nagle młodszy wygiął się w łuk, krzycząc głośno i zacisnął się na starszym, dochodząc. Minho zamknął oczy, wbijając się w niego po raz ostatni, po czym także osiągnął spełnienie, wymawiając słowa, które sprawiły, że serce Taemina zatrzymało się, rozpadając na kilka kawałków.
- Kocham cię… Taeyeon!


sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 2 ("The story about love that changed everything")

Cieszę się, że wam się podoba wystrój ;3



Nastąpi tutaj nawiązanie do greckich bogów, ale nie doszukujcie się niczego z historii. Cały świat, w którym  dzieje się fabuła, wszystko to mój wymysł. Nie ma nawiązania do faktów rzeczywistych.


Wysoki brunet wybiegł z pałacu, wsiadając na swojego konia, którego przyprowadził stajenny i odjechał, oddalając się od swojego domu. Miasto, do którego zmierzał znajdowało się nieco bardziej w dole góry, oddalone od zamku o jakieś dwa kilometry. Wierzchowiec czystej krwi pędził przez drogę, niosąc swojego właściciela do wybranego celu. Minho najpierw chciał odwiedzić wyrocznię, aby poprosić ją o jakieś wskazówki. Boa była kobietą piękną i dość młodą, zawsze chcącą pomóc przyszłemu władcy, więc nie obawiał się zadawać jej pytań. Gdy tylko zbliżył się do miasta, usłyszał gwar ulicznych rozmów. Ludzie przekrzykiwali się, próbując coś sprzedać, nie zauważając nawet, że wśród nich właśnie pojawił się książę. Minho zatrzymał swojego wierzchowca i zsiadł z niego, poprawiając jedwabną koszulę, którą miał na sobie.
- Wasza wysokość – powiedział jeden z wieśniaków, widząc księcia i ukłonił się, okazując mu szacunek. Minho uśmiechnął się, kładąc dłoń na ramieniu mężczyzny i zmusił go, aby się wyprostował.
- Popilnuj proszę mojego konia, zanim nie wrócę – odezwał się, podając cugle mężczyźnie i pogłaskał wierzchowca po pysku.
- Tak jest, panie. Będzie bezpieczny w moich rękach.
- W to nie wątpię. Zapłacę ci jak wrócę.
Minho ruszył powoli przez tłum, kierując się do miejsca, w którym zamieszkiwała wyrocznia. Przedzierał się przez ludzi, czasem o kogoś zahaczając, ale się tym nie przejmował. Kilka osób rozpoznało go i ukłoniło się z szerokim uśmiechem. Minho widział w ich oczach ciche pytania o przyszłość miasta. Wiedział, że się martwią. Interesowali się tym, czy wybraniec został już odnaleziony. Był ich przyszłością, jedyną nadzieją. Tak samo jak młody książę. Kiedy znalazł się dość blisko mieszkania wyroczni, wpadła na niego młoda dziewczyna, potykając się i uderzyła głową o jego pierś. Minho automatycznie złapał ją pod ramieniem i w talii, aby nie upadła i spojrzał w dół ze zmartwieniem.
- Nic ci się nie stało? – spytał, próbując dostrzec twarz dziewczyny. W końcu uniosła ją do góry i Minho poczuł jakby czas się zatrzymał. Widział ogromne, ciemnobrązowe oczy, w których niemal utonął. Kobieta była piękna. Ładniejsza niż, którakolwiek z kapłanek, z którymi miał dotąd styczność. Delikatne rysy twarzy, mały, lekko zadarty nosek; pełne, malinowe wargi, teraz nieco rozchylone i te oczy. Niczym płynna czekolada, pełne iskier, okolone wachlarzem długi rzęs.
- Nic mi nie jest – odpowiedziała, a Minho poczuł jak przechodzi go dreszcz na dźwięk jej głosu. Pomógł jej stanąć prosto i obserwował jak poprawia swoją błękitną suknię, a później długie, sięgające ramion miedziane włosy.
- Cieszę się – wydusił z siebie z uśmiechem, a kobieta jakby znieruchomiała, ponownie patrząc na niego. Jej oczy stały się ogromne, kiedy odkryła kto jej pomógł.
- Książę Minho! Och, przepraszam wasza wysokość za swoją niezdarność! – powiedziała pośpiesznie, kłaniając się i pochylając głowę do dołu, aby nie utrzymywać zbyt długiego kontaktu wzrokowego z kimś tak wyżej urodzonym jak przyszły następca tronu. Minho automatycznie złapał ją palcem za brodę, unosząc do góry jej twarz.
- Nie musisz przepraszać. To zaszczyt uratować przed upadkiem kogoś tak pięknego jak ty.
Obserwował jak policzki dziewczyny czerwienieją na ten komplement i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Jesteś jedną z kapłanek? – spytał. Dziewczyna pokręciła przecząco głową, wyjaśniając:
- Muszę zajmować się starą matką.
- Rozumiem. Szkoda, bo ktoś tak piękny powinien należeć do szeregu kapłanek.
- Dziękuję panie, ale obawiam się, że już muszę iść.
- Oczywiście.
Kobieta ukłoniła się przed nim po raz ostatni i ruszyła przed siebie, znikając w tłumie. Minho uśmiechnął się pod nosem, idąc w swoją stronę. Po kilku minutach wchodził do ogromnego domu, wyłożonego marmurem, gdzie mieszkała Boa. Jego kroki odbijały się echem od idealnie wypolerowanej podłogi, kiedy kroczył pewnie korytarzem. W końcu zatrzymał się przed mahoniowymi drzwiami i zapukał w nie dwa razy. Nie musiał nawet zbyt długo czekać, jak zostały przed nim otwarte i ujrzał młodą dziewczynę, która służyła wyroczni.
- Wasza wysokość, proszę wejść. Czeka na ciebie – powiedziała dziewczyna, kłaniając się nisko. Minho poczochrał ją po rudych włosach i wszedł do pomieszczenia. Nie było ono zbyt wielkie. Jego komnata była o wiele większa, ale nie to było ważne, a kobieta, która siedziała na wygodnej leżance, w długiej, białej sukni, która idealnie okrywała jej smukłe ciało. Boa patrzyła na niego zamglonym wzrokiem, a jej kruczoczarne włosy spływały falą po szczupłych ramionach.
- Ach, młody książę. Spodziewałam się ciebie dzisiaj – odezwała się, a jej głos był niczym śpiew słowika. Delikatny i piękny jak ona sama. – I wiem też o co chcesz mnie zapytać.
- Boa – Minho pochylił delikatnie głowę w geście przywitania i okazania szacunku kobiecie, która ze wszystkich mieszkańców w królestwie była najbliżej bogów. Wyrocznia uśmiechnęła się, wstając ze swojego miejsca i podeszła do księcia, kładąc swoją małą dłoń na szerokim barku mężczyzny.
- No dalej, książę. Pytaj – wyszeptała, przesuwając dłonią po jego ramieniu.
- Jonghyun wrócił dzisiaj z wyprawy i niestety nie udało mu się go znaleźć.
Boa zaśmiała się dźwięcznie, zupełnie nie zaskoczona odpowiedzą księcia.
- Mówiłam, że ta wyprawa na nic wam się zda. On jest tutaj, książę. W tym mieście, bliżej niż ci się wydaje.
- Gdzie dokładnie? Proszę, nie możesz mi powiedzieć nic więcej? – Minho niemal ją błagał, dopiero teraz odkrywając jak wielką odczuwał desperację. Kobieta przeniosła swoją dłoń na policzek wyższego mężczyzny, gładząc go delikatnie opuszkami palców. Patrzyła na niego zamglonym wzrokiem, a kąciki ust wygięła w ledwo widocznym uśmieszku.
- Dobrze wiesz, że nie mogę ci zbyt dużo powiedzieć, nawet gdybym chciała. Nie wiem gdzie jest dokładnie, ale jestem pewna, że niedaleko.
- Proszę, chociaż o małą wskazówkę. Tylko tyle.
Boa odsunęła się od niego, kierując w stronę okrągłej misy z wodą, stojącej w głębi pomieszczenia. Minho obserwował ją uważnie, zastanawiając się jak to możliwe, że kobieta niemal płynęła po posadce, a jej kroki były tak lekkie, że nie wydawały żadnych dźwięków.
- Słuchaj swojego ciała, książę. Żaden z twoich ludzi go nie odnajdzie, bo nie może go wyczuć. Tylko ty. Między tobą, a nim istnieje więź. Pożądanie, namiętność. Wasze ciała przyciągają się niczym magnezy. Słuchaj swojego ciała – powiedziała, zanurzając dłoń w wodzie i zaczęła nią w niej wodzić, tworząc fale.
- Odnajdę go? – spytał Minho, chcąc znać odpowiedź na to jedno pytanie. Czy w ogóle istniała szansa, aby go odnalazł? Czy zdąży? A może zawiedzie i jego ludzie umrą, a on wraz z nimi?
- Tego nie wiem. Wszystko zależy od ciebie książę i od tego jak postąpisz. Mimo, że jestem wyrocznią, nie znam pełnej przyszłość. Nawet sami bogowie jej nie znają, bo ta ciągle się zmienia. Każda decyzja, gest wpływa na wydarzenia, które nastąpią. To ludzie są panami swojego losu. Ty sam książę, kreujesz swoją przyszłość.
Minho stał przez chwilę w miejscu, przetwarzając w głowie słowa wyroczni. On sam był kreatorem swojej przyszłości. Zmarszczył brwi. Teraz martwił się jeszcze bardziej, niż wcześniej, bo nie tylko jego przyszłość spoczywała na jego barkach, ale i ludzi żyjących w królestwie. Każda jego decyzja wpływała na ich życie.
- Dziękuję – wyszeptał, pochylając głowę, a Boa jedynie uśmiechnęła się do niego, powtarzając:
- Słuchaj swojego ciała, książę i przekaż sir Jonghyunowi, że to co zostawił, wróci do niego i to dość szybko.    
Mężczyzna skinął głową, kierując się do wyjścia i już po chwili jego kroki ponownie odbijały się echem od marmurowej podłogi. Wyszedł na zewnątrz, przystając na chwilę i rozejrzał się. Ludzie przechadzali się ulicami miasta, rozmawiali, śmiali się. Wydawali się być szczęśliwymi, ale Minho wiedział, że w głębi serca czuli obawę. Był za nich odpowiedzialny. Za każdą kobietę, mężczyznę i dziecko, które żyło w tym królestwie. Dlatego postanowił posłuchać rady wyroczni i wsłuchać się w swoje ciało, mając nadzieję, że już niedługo odnajdzie wybrańca i zapewni swojemu ludowi bezpieczną przyszłość.



piątek, 14 grudnia 2012

Nowy wystrój bloga

Nowy wystrój bloga ;D Moja kochana Ola zrobiła mi cudny szablon <3 za który baaardzo jej dziękuję <3 <3 ;D
Strasznie mi się podoba, a wam? :D Zauważyłam tylko, że w różnych przeglądarkach różnie pokazuje. Prawidłowo posty i boczne sztable jak i strony są w takich ciemniejszych chmurkach. W Explorerze nie pokazuje tych chmurek, przynajmniej u mnie... Ale w chrome jest idealnie ;D Mówcie co myślicie ;D Rozdziały w weekend się pojawią ;3

Sherleen ;3

środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 1 ("The story about love that changed everything")

Chciałam powiedzieć, że nie będzie to do końca bajka, mimo że tak może się wydawać patrząc na prolog. Owszem wystąpią tutaj elementy bajki - mam na myśli początkowy zapis, ale nic poza tym ;D


Nastąpi tutaj nawiązanie do greckich bogów, ale nie doszukujcie się niczego z historii. Cały świat, w którym dzieje się fabuła, wszystko to mój wymysł. Nie ma nawiązania do faktów rzeczywistych.



 Kiedy Zeus stworzył ludzi zauważył, że tworzą oni duże grupy i zasiedlają wybrane tereny. Między nimi raz ciągle wybuchały wojny o teren i władzę. Władca piorunów doszedł więc do wniosku, że powinien coś z tym zrobić. Podzielił więc kontynenty na Ziemi, tworząc kilka oddzielnych królestw, w których mogli żyć ludzie. Postanowił też wyznaczyć im królów – ludzi, którzy mogliby sprawować  władzę w każdym z wybranych królestw, dbać o swój lud i móc kontaktować się z bogami. Chciał, aby męska siła każdego z królów była wystarczająco duża, żeby mógł zapanować nad tak liczną grupą ludzi. Oczywiście mógł wyznaczyć na dane miejsce kogoś z półbogów, ale doszedł do wniosku, że to człowiek powinien władać nad innymi ludźmi. Zorganizował więc turnieje. Po jednym w każdym królestwie, gdzie kilku mężczyzn musiało stoczyć ze sobą walkę, a najlepszy z nich zmierzyć się z bestią. Ten, który wychodził zwycięsko z ostatniej bitwy, zostawał mianowany władcą danego terenu, rozpoczynając dynastię swojego rodu. Zeus wiedział jednak, że ludzie potrafią być chciwi i lubują się w intrygach, a dla władzy są zdolni zrobić wszystko. Dlatego, aby mieć pewność, że tylko chłopcy z wybranej przez niego dynastii będą władać na danym terenie, a każdy kolejny król będzie równie silny jak pierwszy władca, postanowił stworzyć kilka zasad. Pierwsza z nich głosiła, że władcą może być tylko chłopak zrodzony z dwóch mężczyzn. Naznaczył więc każdego zwycięscę turniejów znakiem słońca, które zdobiło jego skórę, dając mu tym samym zdolność zapłodnienia osobnika tej samej płci. Jednak to nie wszystko. Zeus poprosił swoją małżonkę – Herę, aby wyznaczyła wśród ludu chłopaka, który będzie zdolny do poczęcia i urodzenia dziecka. Hera wybrała więc z każdego królestwa po jednym młodym chłopcu, którego naznaczyła znakiem księżyca, czyniąc go wybrańcem.  I tak jak księżyc był cichym kochankiem słońca, tak wybraniec stawał się kochankiem króla. Chłopcy ci byli piękni, często o dość kobiecej urodzie i delikatnej budowie ciała, skórze aksamitnej niczym płatki róży. Kiedy pierwszy wybraniec począł dziecko – chłopca, który miał władać królestwem, zawsze przy porodzie oddawał swoje życie dla przyszłego następcy tronu. Każdy kolejny książę rodził się ze znakiem słońca, co było dowodem na to, że jako jedyny miał prawo do dziedziczenia tronu. Zeus jednak stworzył też kolejne zasady. Ustanowił, że każdy książę będzie w stanie zapłodnić wybrańca tylko i wyłącznie przed ukończeniem dwudziestego piątego roku życia. Wraz z rozpoczęciem dwudziestych szóstych urodzin ta zdolność znikała i nie mógł już spłodzić kolejnego następcy, co było zagładą dla danego królestwa. Hera słysząc o tym, postanowiła pomóc ludziom i wybrała najpiękniejsze kobiety w każdym królestwie, czyniąc je swoimi kapłankami. Miały one za zadanie wziąć pod swoją opiekę każdego chłopca ze znakiem księżyca i wychowywać  go u boku księcia, aż do jego siedemnastych urodzin, kiedy to mógł przystąpić do spełnienia swojego obowiązku. Z pośród nich wybierano także jedną dziewczynę, która miała poślubić nowego władcę i wychowywać nowo narodzonego dziedzica oraz być królową dla całego ludu. Każda kobieta, która urodziła wybrańca, oddawała go pod opiekę kapłanek, pomagając księciu wypełnić swój obowiązek. Zeus stworzył też trzecią zasadę. Każdy kolejny książę czuł pociąg seksualny wyłącznie do jednego mężczyzny – wybrańca. Inni byli mu kompletnie obojętni, poza kobietami. Między wybrańcem i księciem nie było uczucia. Tutaj nie istniała miłość, a jedynie pożądanie, potrzebne do stworzenia nowego życia. Ostatnią zasadą ustanowioną przez władcę pioruna, była zasada dziedziczenia. Głosiła ona, że obecny władca rządził tylko do momentu, kiedy jego syn spełniał swój obowiązek i na świat przychodził nowy następca. Wtedy na tron wstępował obecny książę i sprawował władzę, aż do momentu narodzin swojego wnuka. Tak było od zawsze. Mijały lata, później stulecia i na Ziemi w każdym królestwie rządziła wyznaczona przez Zeusa dynastia. Każdy władca spełniał swój obowiązek, dzięki czemu ludzie nie musieli się martwić o to, że ich państwo przestanie istnieć, a oni sami umrą z głodu.

W jednym z królestw władzę sprawowała dynastia Choi. Każdy kolejny władca rządził przez równo dwadzieścia lat, kiedy to następował czas na zmianę króla. I tak było od zawsze. Żadnych komplikacji, ani większych problemów. Nasza historia zaczyna się w momencie kiedy władzę sprawuje król Siwon. Ma on dwóch synów. Prawowitego następcę ze znakiem słońca na ciele – Minho oraz Junho - drugiego syna poczętego ze swoją małżonką Krystal. I wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, że obecny książę skończył właśnie dwadzieścia dwa lata, a przeznaczony mu wybraniec nadal nie został odnaleziony, przez co nad całym królestwem zawisła groźba zagłady…




 Minho siedział właśnie na jednym z foteli w swojej komnacie, patrząc zmartwionym wzrokiem w okno. Widział za nim dziedziniec przed zamkiem i przechodzących przez  niego ludzi. Książę zmierzwił dłonią swoje kruczoczarne włosy w geście irytacji i westchnął głośno. Dwa dni temu skończył dwadzieścia dwa lata i według tradycji powinien sprawować władzę już od dwóch lat. Zawsze tak było. Zarówno jego ojciec, jak i dziadek oraz pradziadek i można by tak wymieniać w nieskończoność, zostawali ojcami w wieku dwudziestu lat i wstępowali na tron. Każdy poprzedni władca, tylko nie on.


- Gdzie jesteś? – spytał, ale odpowiedziała mu tylko cisza. Książę zwrócił swoje czarne jak noc oczy na drzwi do pokoju, które ktoś otwierał. Po chwili zobaczył w nich swojego młodszego brata – Junho, który wszedł do środka pewnym krokiem.


- Witaj braciszku, jak ci mija dzień? – spytał, uśmiechając się od ucha do ucha. Minho jedynie odburknął coś  pod nosem, ponownie przenosząc spojrzenie na okno.


- Nie masz zamiaru mi odpowiedzieć? – odezwał się młodszy książę, podchodząc do jednego z foteli, stojącego naprzeciwko tego, w którym siedział Minho i zajął go, rozsiadając się wygodnie.


- Dobrze wiesz jak mi mija dzień, więc po co pytasz? – odpowiedział po dłuższej chwili milczenia starszy z mężczyzn, ponownie patrząc na swojego brata.


- Nadal go nie znaleźli, co?


 - Dokładnie.


- Myślisz, że będziesz w stanie spełnić swój obowiązek, czy jednak nasze królestwo przestanie istnieć?


 Minho wyprostował się, czując jak ogarnia go złość. W głosie swojego brata słyszał  nonszalancję, jakby ten zupełnie nie dbał o fakt, że jego lud może zginąć.


- Wyglądasz jakbyś kompletnie się tym nie przejmował – wycedził przez zęby starszy z nich. Junho spojrzał na brata, wzruszając ramionami.


- A może on się w ogóle nie urodził. Może to jakaś zmiana przeznaczenia albo coś.


- Nie. Wyrocznia mówiła, że on gdzieś tutaj jest, ale zbyt dobrze się ukrywa.


- I nie może powiedzieć, gdzie dokładnie?


- Gdyby mogła, nie siedziałbym tutaj jak kołek, czekając na wiadomość od Jonghyuna.


- Jak myślisz czyja to wina?


Zapadła cisza, przerywana jedynie ich oddechami. Kogo to była wina? Oczywiście, że kobiety, która miała odwagę złamać jedno ze świętych praw i zamiast oddać dziecko na wychowanie kapłankom, ukryła je, aby nikt z nich go nie odnalazł. Minho podejrzewał, że kobieta nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak wielkie podjęła ryzyko. Przecież tutaj chodziło także o jej przyszłość. O życie każdego w królestwie.


- Dobrze wiesz, czyja to wina – odpowiedział, przerywając nieco już niezręczną ciszę. Junho pokiwał głową, sprawiając, że kasztanowe włosy ułożyły się na jego głowie w coś w rodzaju hełmu.


- Czas powoli ucieka. Ojciec zaczyna się denerwować – mruknął młodszy z mężczyzn, przypominając sobie gniewne miny swojego ojca. Tym razem to Minho pokiwał głową, wracając do swoich rozmyślań. Junho miał rację. Czas powoli uciekał, działając na niekorzyść księcia, który niemal rozpaczliwie starał się odnaleźć chłopaka ze znakiem księżyca. Obecny władca denerwował się, zdając sobie sprawę z ryzyka, jakie wiązało się z brakiem wybrańca. Na barkach jego syna spoczywała zbyt wielka odpowiedzialność, aby mógł spać spokojnie.


Po pomieszczeniu rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Minho skierował swój wzrok w stronę wejścia, mówiąc ciche „Wejść”. Drzwi się otworzyły i wyjrzała przez nie głowa jednej ze służących, która ukłoniła się nisko, okazując szacunek książętom.


- Wasza wysokość, sir Jonghyun wrócił właśnie z wyprawy i czeka w sali audiencyjnej – powiedziała dziewczyna, nie podnosząc wzroku na mężczyzn, siedzących w pomieszczeniu. Minho automatycznie zerwał się ze swojego miejsca i ruszył do drzwi, a później długim korytarzem i schodami na dół, aż do miejsca przebywania jednego z rycerzy i jego przyjaciela sir. Jonghyuna. W sali audiencyjnej znalazł się dość szybko, wkraczając do ogromnego pomieszczenia, na którego końcu stały cztery trony, a po bokach podłużne stoły i ławki.


- Jonghyun! – zawołał, gdy tylko zobaczył niskiego mężczyznę, siedzącego na jednej z ławek. Ten automatycznie wstał, widząc zbliżającego się Minho i ukłonił się.


 - Znalazłeś go? – spytał Minho, stając przed swoim przyjacielem. Jonghyun pokręcił przecząco głową, mówiąc ze smutną miną:


- Przykro mi wasza wysokość.


Książę usiadł na ławce, wzdychając ciężko. Ta wyprawa była jego nadzieją. Jonghyun zapuścił się o wiele dalej, niż wszyscy dotąd, szukając wybrańca na obrzeżach królestwa i nie wracał przez niemal rok.


- On musi gdzieś tutaj być – wymamrotał z goryczą Minho. Zacisnął pięści, uderzając z frustracją w stół. Nie miał czasu. Nie mógł sobie pozwolić na tak długie oczekiwania. Musiał go znaleźć.


- Szukaliśmy naprawdę wszędzie, ale nie ma po nim ani śladu. Sprawdzaliśmy każdego młodego chłopaka, jednak żaden z nich nie miał znaku księżyca – wyjaśnił Jonghyun. Minho spojrzał na niego, marszcząc brwi. Miał dość siedzenia w pałacu i czekania na jakiekolwiek wieści. Musiał sam wyruszyć na poszukiwania. Wstał, poprawiając swoją koszulę i się odezwał:


- Każ zaprząc mojego konia, a później możesz odpocząć. Sam zacznę go szukać.


- Tak jest, wasza wysokość.


Jonghyun skłonił się ponownie, patrząc jak Minho kieruje się do wyjścia, a później znika za ogromnymi drzwiami.



wtorek, 11 grudnia 2012

Prolog (" The story about love that changed everything")

No dobra, czas na prolog. Nie zraźcie się nim, bo to wciąż opowiadanie yaoi i jak zawsze moje ukochane 2min :D Jednak do głównych opowieści książki przejdziemy dopiero w pierwszym rozdziale. Na razie nie mam miniaturki, czekam aż zostanie stworzona, ale póki co to macie prolog ;D Czytajcie, komentujcie i piszcie, czy się podoba ;3



Nastąpi tutaj nawiązanie do greckich bogów, ale nie doszukujcie się niczego z historii. Cały świat, w którym dzieje się fabuła, wszystko to mój wymysł. Nie ma nawiązania do faktów rzeczywistych.


                 - Soori podobają ci się prezenty? – usłyszałam głos ummy. Odwróciłam się w jej stronę z szerokim uśmiechem.

                - Tak umma, są naprawdę fajne – odpowiedziałam, patrząc na stos piętrzących się na stole prezentów urodzinowych, które dostałam od rodziny.

                - Cieszę się, skarbie – Umma pogłaskała mnie po głowie i wróciła do zabawiania gości. Nudziło mi się wśród całego grona rodzinnego, gdzie rozpływano się nad tym, że właśnie osiągnęłam pełnoletniość. Przyjęcie zrobiono u dziadków, aby nie musieli jeździć do miasta, szczególnie teraz kiedy zdrowie nie za bardzo im dopisywało. Wymknęłam się bokiem z salonu i ruszyłam korytarzem na schody, a później na piętro. Mój wzrok padł na drzwi prowadzące na strych. Kiedy byłam mała strasznie lubiłam tam uciekać i obserwować wszystkich na podwórku  przez małe okienko znajdujące się we wschodniej ścianie. Otworzyłam ostrożnie drzwi, które zaskrzypiały i już chciałam wejść po stromych schodach na górę, kiedy usłyszałam głos babci.

                - Jak zawsze próbujesz uciec.

                Odwróciłam się, czerwieniąc lekko. Było mi głupio, bo to w sumie moje przyjęcie urodzinowe i jako solenizantka to ja powinnam zabawiać gości, ale co mogłam poradzić na to, że wolałam siedzieć na starym strychu?
                - Wybacz babciu – wymamrotałam. Starsza kobieta podeszła do mnie i objęła ramieniem, uśmiechając się szerzej. Poczułam zapach pierników, które lubiła piec zawsze, kiedy tutaj przyjeżdżałam. Już zawsze ten zapach będzie kojarzył mi się tylko z nią.

                - Nic się nie stało skarbie i wiesz co? Nawet dobrze, że tam idziesz. Jeszcze nie dałam ci prezentu urodzinowego.

                 Spojrzałam na babcię zaskoczona. Przecież dali mi już prezent, więc o co mogło chodzić?
                - Ta sukienka to nic w porównaniu z tym co chciałabym ci dać -  wyjaśniła babcia, zupełnie tak jakby czytała mi w myślach.

                - Co takiego? – spytałam z zaciekawieniem. Biorąc pod uwagę, że ta rzecz znajdowała się na strychu, to musiało być coś starego. Lubię stare rzeczy.

                -  Wejdź na górę i otwórz niebieski kufer, a znajdziesz tam swój prezent.

                Kobieta podała mi mały, złoty kluczyk, który odebrałam od niej ostrożnie. Niebieski kufer. Zawsze stał na strychu. Odkąd pamiętam, ale babcia nigdy nie pozwalała mi go ruszać. Był zamknięty na klucz i to co krył, było dla mnie tajemnicą. A teraz trzymałam w dłoni mały kluczyk, który go otwierał.

                - Leć – Babcia poklepała mnie po policzku z uśmiechem, wskazując na schody. Ucałowałam ją w policzek i zaczęłam wdrapywać się na samą górę, ciekawa co mogę tam znaleźć. Ostrożnie na paluszkach ominęłam kilka rzeczy i podeszłam do przykrytego płachtą kufra. Drżącą dłonią zdjęłam płachtę, patrząc z zachwytem na zdobienia na kufrze. Powoli wsunęłam kluczyk w małą kłódkę i go przekręciłam. Po pomieszczeniu rozległ się dźwięk otwieranego zamka i wreszcie uniosłam wieko. W środku nie było zbyt wiele rzeczy. Jakieś stare stroje, ale wśród nich coś co mnie naprawdę zainteresowało. Książka. Stara, nieco obdrapana po bokach. Wzięłam ją ostrożnie do rąk i zdmuchnęłam kurz, kichając głośno, kiedy dostał się do mojego nosa. Okładka miała kolor granatowy, niemal wpadający w czerń i na środku niej widniał złoty napis.

                - The story about love that changed everything – przeczytałam szeptem, przesuwając palcem po literach. “Opowieść o miłości, która zmieniła wszystko” – przetłumaczyłam sobie tytuł w myślach i odsunęłam się od kufra, podchodząc do wielkiej pufy, która stała w rogu pomieszczenia, tuż przy oknie. Często siadałam tutaj, wyglądając przez nie, kiedy byłam jeszcze mała. Położyłam książkę sobie na kolanach i ostrożnie, jakbym bała się, że porwę delikatne strony, otworzyłam ją. Moim oczom ukazał się obrazek. Dwóch chłopaków. Jeden wysoki z krótkimi, ciemnymi włosami, muskularny o dużych czarnych oczach i małej twarzy. Drugi nieco niższy z długimi, brązowymi włosami nieco wpadającymi w karmel, ślicznej niemal dziewczęcej twarzy i orzechowych oczach. Gdyby nie fakt, że mieli na sobie męskie, przypominające nieco starodawne stroje, to pomyślałabym, że to chłopak i dziewczyna. Wyższy chłopak obejmował niższego, patrząc na niego z miłością.

                - Książka o gejach? – spytałam, ale nikt mi nie odpowiedział. Wzruszyłam ramionami, przewracając kolejną stronę. „A co mi tam. Przeczytam” – pomyślałam i zaczęłam czytać pierwszą stronę:

                „Bajki, opowieści zakończone szczęśliwie, albo i nie. Historie, które rozbudowują wyobraźnię, przenosząc do innego świata, odrywając chociaż na chwilę od otaczającej nas szarej rzeczywistości. Wszyscy je kochamy, prawda? Każdy z nas zna historię o „Kopciuszku”, który odnalazł swoje szczęście u boku przystojnego księcia. Albo o  „Czerwonym kapturku”, czy inne znane baśnie. Na stronach tej książki znajdziecie opowieść podobną do tych, które już słyszeliście, ale jednocześnie też inną, niż do tej pory poznaliście. Nie będzie to bajka przeznaczona dla dzieci, lecz dla osób dorosłych, które nadal pragnął zaszyć się w świecie pełnym rzeczy niemożliwych. Powiedz mi czytelniku, czy jesteś gotowy, aby udać się wraz ze mną w podróż do innego świata? Jeśli tak, to proszę rozsiądź się wygodnie w fotelu z kubkiem gorącej kawy i posłuchaj opowieści o tym jak miłość zmieniła wszystko. Bądź też pewny, że nie oderwiesz się od niej dopóki nie znajdziesz się na ostatniej stronie i cały czar pryśnie. Jednak teraz nie myśl o tym. Po prostu przerzuć tę stronę i udaj się na kolejną, aby wciągnąć się w świat inny niż ten, który już znasz.”

                Uśmiechnęłam się, robiąc tak jak napisał autor w książce. Przewróciłam kartkę na kolejną i zaczęłam czytać, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że się wciągam, zapominając o przyjęciu i wszystkim innymi co mnie otaczało.

Takie byle co cz. 14

Czas na kilka spraw organizacyjnych :D Wiem, że czekacie na kolejną część "Heart", ale strasznie ciężko mi się pisze to opko i jakoś weny na niego nie mam, jednak się staram. Jak możecie zauważyć w stronie "Opowiadania wieloczęściowe" pojawiły się dwa nowe opisy do opowiadań. Pierwsze z nich to "Reunion", czyli sequel "Stranger", krótki bo tylko cztery części, ale też jeszcze jeden. "The story about love that changed everything". Jako, że mam wenę i mase pomysłów, to postanowiłam pisać te trzy opowiadania na raz.
1. "Heart" - jak tylko mi wena do niego wróci.
2. "Reunion" - zacznę niedługo pisać i pojawi się część pierwsza. A póki co to tutaj mały opis i miniaturka do tego:

 



GATUNEK: AU, smut, romans
Pisane z perspektywy Minho. Jest to sequel: Stranger.

Mijają dwa lata odkąd Minho wyjechał, zostawiając po sobie tylko list. Jednak mężczyzna nie zapomniał o Taeminie, chłopaku, który skradł mu serce. Obiecał, że wróci i ma zamiar dotrzymać słowa. Właśnie szykuje się do swojego ostatniego zadania, zanim skończy ze światem, który go wychował i wróci do Taemina. Jednak los postanowił, aby spotkali się ponownie nieco wcześniej, niż to obmyślił Minho...


3. "The story about love that changed everything" - czekam na miniaturkę do tego, prolog jest już gotowy i zaraz wstawię. To opowiadanie będzie inne niż wcześniejsze. Pojawią się bogowie greccy, ale nie szukajcie żadnych nawiązań do historii. Czasy można by powiedzieć, że średniowiecze, ale nie do końca. NIE BĘDZIE TUTAJ NAWIĄZANIA DO FAKTÓW RZECZYWTISTYCH. Całość to moja własna wyobraźnia. Oprócz tego opko będzie oznaczone jako mpreg - czyli męska ciąża. A przynajmniej jej elementy. Nie wiem czy się przyjmie. Zobaczymy. Na razie macie opis:
GATUNEK: AU, smut, romans, fantasy, mpreg - męska ciąża
„Bajki, opowieści zakończone szczęśliwie, albo i nie. Historie, które rozbudowują wyobraźnię, przenosząc do innego świata, odrywając chociaż na chwilę od otaczającej nas szarej rzeczywistości. Wszyscy je kochamy, prawda? Każdy z nas zna historię o „Kopciuszku”, który odnalazł swoje szczęście u boku przystojnego księcia. Albo o „Czerwonym kapturku”, czy inne znane baśnie. Na stronach tej książki znajdziecie opowieść podobną do tych, które już słyszeliście, ale jednocześnie też inną, niż do tej pory poznaliście. Nie będzie to bajka przeznaczona dla dzieci, lecz dla osób dorosłych, które nadal pragnął zaszyć się w świecie pełnym rzeczy niemożliwych. Powiedz mi czytelniku, czy jesteś gotowy, aby udać się wraz ze mną w podróż do innego świata? Jeśli tak, to proszę rozsiądź się wygodnie w fotelu z kubkiem gorącej kawy i posłuchaj opowieści o tym jak miłość zmieniła wszystko. Bądź też pewny, że nie oderwiesz się od niej dopóki nie znajdziesz się na ostatniej stronie i cały czar pryśnie. Jednak teraz nie myśl o tym. Po prostu przerzuć tę stronę i udaj się na kolejną, aby wciągnąć się w świat inny niż ten, który już znasz.”


Natomiast jeśli chodzi o "2min story" to mam lenia na przerabianie tego rpg, ale postaram się szybko  nim zająć.


Tak więc pomysły mam jak i w ogóle wszystkiego. Zobaczymy jak będzie z weną.
Sherleen ;3

niedziela, 9 grudnia 2012

Stranger cz.4


Ostatnia część "Stranger". Nie jestem z niej zadowolona. Kompletnie, bo uważam, że wyszła beznadziejnie, ale wam może się spodoba, więc zapraszam do czytania ;3
Całe opko dedykuję dwóm osobom: Kirke oppie i Lilyth noonie ;D
PARING: 2min
GATUNEK: romans, lekki angst
OSTRZEŻENIA: brak


Wykorzystałam tutaj fragment piosenki Adama Lamberta - Chokehold.

 
              Tym razem wybrałem się do niego wcześniej niż zawsze. Chciałem jak najszybciej wtulić się w jego ramiona, wdychając odurzający zapach i po prostu słyszeć jak mówi, że mnie kocha. Takie ciche pragnienie zakochanego serca. Uśmiechałem się. Przez całą drogę usta miałem wygięte do góry, czując przepełniającą mnie radość. Kto by pomyślał, że nieznajomy z baru, który tylko mnie fascynował nagle stanie się kimś więcej. Miłością. Zaśmiałem się, kręcąc głową i poprawiłem swoją czarną kurtkę. Życie naprawdę potrafiło zaskakiwać. Wszedłem do dobrze mi znanej kamienicy, wspinając się po schodach. W końcu stanąłem pod drzwiami jego mieszkania, pukając i czekałem. Uśmiech powoli zaczął schodzić mi z ust, kiedy czas mijał, a on nadal nie otwierał. Nacisnąłem na klamkę, ciągnąc ją w dół i z zaskoczeniem stwierdziłem, że drzwi są otwarte. Czyżby spał? Nie. Minho był czujny. Czasem, aż nazbyt i budził się od razu, kiedy słyszał jakiś dźwięk. Nie raz obserwowałem jak zrywał się z łóżka, cicho niczym kot, łapiąc za broń i podchodził do drzwi, aby stwierdzić, że to tylko sąsiad z góry, który chciał się o coś spytać. Zawsze zamykał drzwi. Pilnował, aby nikt niepożądany nie wchodził do jego mieszkania, więc, dlaczego teraz ich nie zamknął? Uchyliłem drzwi, wchodząc do środka i rozejrzałem się dookoła. Wszystko wyglądało jak zawsze, może poza faktem, że zniknęły gdzieś pudła z jego rzeczami. Poczułem jak ogarnia mnie panika.

                - Minho?! – zawołałem, wbiegając do drugiego pomieszczenia i łazienki, ale jego tam nie było.

                - Minho? – spytałem ponownie, rozglądając się po pustym mieszkaniu. Jego rzeczy zniknęły. Z resztą tak samo jak on sam. Opadłem na kolana, siadając na podłodze. Zostawił mnie? Ulotnił się zaraz po tym jak powiedział, że mnie kocha? Tak po prostu… odszedł? Podniosłem do góry głowę i spojrzałem na stół w kuchni. Stał na nim mój kubek, w którym zawsze piłem herbatę, będąc u niego. Podniosłem się na nogi i podszedłem do niego, widząc, że pod kubkiem coś leży. List. Szybko chwyciłem go w dłonie, otwierając i zacząłem czytać.

                Taemin,

                Kiedy zaczniesz czytać ten list, będę już daleko. W miejscu, w którym nikt mnie nie znajdzie. Przepraszam, że znikam tak nagle. Nigdy nie byłem dobry w pisaniu listów. Szczerze to nawet nie miałem do kogo ich pisać, więc… Przyjechałem do tego miasta, aby się przygotować. Mam zadanie do wykonania i potrzebowałem czasu, aby obmyślić kilka rzeczy. W takich sytuacjach chwilowe miłostki, spotkania na jedną noc to nic nowego. Miałem ich wiele. Zawsze. Więc kiedy zobaczyłem Cię w tym barze, jak obserwujesz mnie swoim pełnym zafascynowania wzrokiem, wiedziałem, że ponownie będę mógł umilać sobie noce u boku jakiejś piękności. W tym przypadku to konkretnie Ciebie, ale nie spodziewałem się, że ten chwilowy romans może zmienić się w coś więcej. Wczorajsza noc, a właściwie dzisiejszy poranek był dla mnie dość sporym zaskoczeniem, bo odkryłem, że jednak mam uczucia. To co Ci mówiłem, było prawdą. Jest nią. Kocham Cię, Taemin. Nie wiem jak to możliwe, nie wiem dlaczego akurat Ciebie, ale wiem, że jestem wstanie oddać za Ciebie własne życie. Pierwszego dnia zanim Cię pocałowałem, ostrzegłem, że nie jestem grzecznym chłopcem. Nigdy nim nie byłem. Moje życie jest pełne niebezpieczeństw. Żyję w świecie, o którym Ty mogłeś jedynie przeczytać w książkach albo obejrzeć w filmach. W świecie, który rządzi się własnymi zasadami, często okrutnymi i miłość nie jest tutaj mile widziana. Pytałeś mnie kilka razy kim jestem, co robię, a ja milczałem. Nie kłamałem, mówiąc, że to dla Twojego bezpieczeństwa. Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak wielkim zagrożeniem jest wiedza o mnie. Przebywanie przy mnie. Kochanie mnie i fakt, że ja kocham Ciebie. O tym, że będę musiał zniknąć, wiedziałem już od dawna. Rozpłynąć się jak we mgle, nie pozostawiając po sobie nic, co mogłoby naprowadzić na mnie jakikolwiek trop. Są ludzie, którzy chcą mnie zabić, zniszczyć. Niebezpieczni…  Zawsze odchodziłem z jednego miejsca do drugiego, wykonując powierzone mi zadania. Nigdy nie miałem wyrzutów sumienia i nigdy nie wracałem do wcześniej odwiedzonych miejsc, bo nie miałem po co. Jednak teraz… teraz mam po co. Znikam tylko na jakiś czas Taemin. Zakończę swoje zadania, wyprostuje kilka spraw i wrócę tutaj, do Ciebie. Mam nadzieję, że będziesz na mnie czekać. A jeśli nie, to… znajdę Cię i opowiem o sobie tak jak tego chciałeś. Jednak póki co to musze iść. Kocham Cię – pamiętaj o tym. Wrócę, obiecuję. Do zobaczenia.

                                                                                              Minho.

 

                Łzy spływały mi po policzku z każdym kolejnym przeczytanym zdaniem. Radość, którą czułem jeszcze kilka minut temu, gdzieś uleciała. W sercu czułem ból. Zostawił mnie. Tak po prostu mnie zostawił.

                Baby, I can smell you on my clothes
            I try to stay composed
            But I feel the fever grow, grow”

                - Głupek! – krzyknąłem, opadając na kolana i zacząłem łkać, zakrywając dłonią swoje usta. Do mojej głowy zaczęły napływać obrazy z nim w roli głównej. Chwile, które razem spędziliśmy. Mogłem poczuć na swojej skórze jego dotyk. Tak dobrze go zapamiętałem. Przymknąłem powieki, pozwalając, aby słone krople spływały po moich policzkach i skapywały na ubrania. Czułem jego zapach. Ten sam, który mamił mi zmysły, pozbawiając racjonalnego myślenia. Ogarnęło mnie gorąco. Zacisnąłem dłonie, wyobrażając sobie, że wplątuję palce w jego włosy. Ich miękką strukturę. Pod powiekami odtwarzałem sobie jego obraz. Wysoką sylwetkę, umięśnione ramiona, długie nogi. Czarne jak noc oczy, pełne usta, prosty nos. Czarne, krótkie włosy. Do tego ciemne ubranie. Uśmiechnąłem się, bo wyglądał niemal jak żywy. Otworzyłem oczy i nagle zniknął. Cały jego obraz rozmył się we łzach. Ogarnęła mnie tęsknota. Nigdy nie sądziłem, że brak widoku i dotyku kogokolwiek w moim życiu, może doprowadzić mnie niemal do histerii. Zacząłem się dusić łzami, których było coraz więcej i więcej. Tak samo jak bólu i uczucia pustki, które czułem w sercu.

                Oh, without your touch I suffocate
            Cold asphyxiate”

                Zerwałem się na równe nogi, wybiegając z mieszkania. W ręku cały czas ściskałem jego list. Biegłem. Najpierw po schodach, a później przez brudne uliczki, aż do zaułku, w którym znajdował się bar. Miejsce, w którym spotkałem go po raz pierwszy i się z nim całowałem. To, w którym wszystko się zaczęło. Wpadłem do środka, a ludzie, którzy w nim siedzieli od razu zwrócili na mnie swoje spojrzenia. Tym razem nie poruszałem się powoli i zgrabnie, rozpalając ich zmysły, jak to robiłem jeszcze dwa miesiące temu. Nie rzucałem kokietujących spojrzeń. Nie byłem pewny siebie. W moich oczach czaiła się panika, a w sercu rozpacz. Zacząłem rozglądać się po zadymionym i ciemnym pomieszczeniu, szukając znajomej postaci, ale nigdzie go nie było. Nie czułem też jego przeszywającego i wywołującego dreszcze wzroku, którym zawsze mnie śledził.

                - Przepraszam, ale czy wszystko w porządku? – usłyszałem kobiecy głos. Odwróciłem się i zobaczyłem jedną z kelnerek. Wyglądała na zmartwioną i zaskoczoną moim zachowaniem. Chciałem zapytać o niego. Pragnąłem, aby powiedziała mi, że on tutaj jest i czeka jak zawsze, aż usiądę przy swoim zwyczajowym stoliku, ale wiedziałem, że tak nie jest. Serce mi to podpowiadało.

                - Nie – odpowiedziałem jej tylko, odwracając się i wyszedłem z baru zrezygnowanym krokiem. Nic nie było w porządku. Nic nie było tak jak trzeba, bo on po prostu zniknął. Tak jak pisał, rozpłynął się we mgle. Mylił się jednak co do jednej rzeczy. Tym razem pozostawił coś po sobie. Masę wspomnień, które torturowały mnie od środka, pogłębiając ból w sercu. Palące wspomnienia dotyków i pocałunków. Przeszywającą na wskroś pustkę i tęsknotę. Pozostawił mnie. Zwykłego chłopaka, który miał pecha zakochać się w tajemniczym nieznajomym. Zaśmiałem się. Minho nadal pozostał zagadką. Nadal nie umiałem go rozgryźć i nic o nim nie wiedziałem.

                - Jesteś idiotą, Minho! – krzyknąłem, uderzając pięścią w ścianę. W miejscu, w którym pierwszy raz mnie pocałował.

                - Największym idiotą, jakiego kiedykolwiek spotkałem – dodałem, uderzając po raz kolejny. Poczułem ból w dłoni. Widziałem jak zaczyna po niej ściekać krew, tak samo jak z mojego zranionego serca.

                - Idiotą – szepnąłem, odsuwając się od ściany. Zerknąłem na pogięty list. Ponownie zacząłem go czytać, a słowa, które zapisał na kartce, wypalały piętno na mojej duszy. Zacząłem iść. Chwiejnym, pozbawionym płynności krokiem, potykając się o własne stopy. Już nie płakałem. Może dlatego, że nie miałem na to siły? Nie wiem. Po prostu szedłem, spoglądając w ciemne niebo usłane pojedynczymi gwiazdami. Odległymi  tak jak on. Wziąłem głęboki wdech, przymykając oczy. Powinienem na niego czekać? Jak długo? Co jeśli w ogóle nie wróci? „Obiecał” – pomyślałem. Obiecał, ale czy mogłem wierzyć w słowa w sumie nieznajomego mi człowieka? „Ja też cię kocham, Taemin. Ja też cię kocham” – jego cichy szept przeleciał przez moją głowę, dając odpowiedź.  

                - Będę czekać, więc lepiej, abyś wrócił – powiedziałem głośno, otwierając oczy , aby ponownie spojrzeć w niebo. I nagle ogarnęła mnie pewność, że dotrzyma słowa. Wróci i wtedy przestanie być tajemniczym nieznajomym. Przestanie być tylko Minho.

piątek, 7 grudnia 2012

Stranger cz.3

Wróciłam! ;D Znaczy wena mi wróciła i odwieszam na razie bloga, bo nowy twór i no ;D Mam nadzieję, że się spodoba ;3

Planuję jeszcze jedną cześć i zakończenie tego opka ;3

Całe opko dedykuję dwóm osobom: Kirke oppie i Lilyth noonie ;D
PARING: 2min
GATUNEK: romans, smut
OSTRZEŻENIA: scena erotyczna


Wykorzystałam tutaj fragment piosenki Adama Lamberta - Chokehold.

 
 
 

 

                Otworzyłem leniwie oczy, widząc znajome pomieszczenie. Na swojej talii czułem ciepłe, męskie ramię, a na plecach oddech śpiącego osobnika. Odwróciłem się delikatnie, napotykając na pogrążoną we śnie twarz Minho. Miał zmierzwione włosy, a na szyi kilka malinek mojej roboty. Uśmiechnąłem się pod nosem, wodząc wzrokiem po jego nagim ciele, okrytym jedynie cienkim prześcieradłem od pasa w dół. Przyzwyczaiłem się już do tego widoku. Przychodziłem do niego codziennie przeszło od dwóch miesięcy. Nadal praktycznie nic o nim nie wiedziałem. W sumie to nawet rzadko rozmawialiśmy. Jedyne co w nim znałem to jego ciało. Każdy skrawek, mięsień i zagłębienie. Znałem je już niemal na pamięć, bo co noc miałem okazję je próbować.

                Wyplątałem się powoli z jego uścisku i wyszedłem spod ciepłego okrycia, stopy stawiając na zimnej podłodze. Chwyciłem za białą koszulę, leżącą na ziemi i nałożyłem ją, zapinając. Była na mnie o wiele za duża, bo sięgała aż do połowy ud, ale nie przejąłem się tym. Pachniała nim. Męskim, korzennym zapachem, który doprowadzał mnie do szaleństwa, nie bardziej z resztą, jak jego dotyk. Podszedłem powoli do kuchenki gazowej i nastawiłem wodę, chcąc zrobić sobie herbatę. Zerknąłem za okno. Zaczynało świtać, a więc nie spałem zbyt długo. Obserwowałem jak słońce powoli wyłania się zza budynków, oświetlając brudne ulice miasta. Oparłem się ramieniem o ścianę przy oknie i założyłem ręce na piersi, drapiąc palcem u prawej stopy swoją lewą nogę. Zerknąłem na łóżko, które doskonale widziałem przez otwarte na oścież drzwi do drugiego pokoju. Nadal spał, swoje ramię wciąż mając ułożone tak jakby mnie obejmował. Minho. Mężczyzna, który był dla mnie jednocześnie kimś obcym, ale i bliskim. Przyłożyłem rękę do serca, powracając do oglądania widoków za oknem. Nie znałem go. Nic o nim nie wiedziałem. Nadal był dla mnie jedną wielką zagadką, ale mimo to… Czułem coś do niego. I jestem pewny, że nie jest to tylko pożądanie, które rozpalaliśmy każdej nocy. Nie. To było coś więcej.  Westchnąłem cicho, słysząc cichy świst dochodzący z kuchni. Woda była już gotowa. Podszedłem do kuchenki, wyłączając ją i zalałem wrzątkiem kubek z herbatą. To dziwne jak zupełnie obcy człowiek może nagle znaczyć dla ciebie bardzo wiele. Objąłem kubek dłońmi, czując jak wypływa z niego przyjemne ciepło.
                - Wcześnie wstałeś – usłyszałem głęboki i przesycony erotyzmem głos. Odwróciłem się, widząc Minho stojącego w drzwiach. Miał na sobie bokserki i nic więcej. Włosy potargane, zaspana twarz, ale nadal idealnie przystojna. Uśmiechnąłem się do niego.
                - Nie dałem rady już dalej spać – odpowiedziałem mu, przykładając parujący kubek do ust i upiłem łyk gorącego napoju.
                - Dlaczego?

                Wzruszyłem jedynie ramionami, podchodząc do jednego z dwóch krzeseł, stojących przy małym stoliku i usiadłem na nim. Czułem jak mnie obserwuje. Zawsze to robił. Przeszywał na wskroś tym swoich pełnym charyzmy wzrokiem, zupełnie tak jakby chciał odczytać moją duszę. Jednak nie zawsze mu się to udawało. Kątem oka widziałem jak wchodzi do kuchni i podchodzi do szafki, aby wyjąć z niej jeden z dwóch kubków, które posiadał w swoim mieszkaniu i zaparzyć kawę. Czasami chciałem od niego uciec. Próbowałem biec w przeciwną stronę, niż on, ale w końcu i tak zawsze lądowałem w jego łóżku, krzycząc w ekstazie. Byłem za słaby, aby to po prostu zakończyć. Owinął mnie łańcuchami swoich charyzmatycznych spojrzeń i zapachu. A ja nie mogłem ich złamać, mimo że naprawdę próbowałem.

                I keep running away, running away, running away from you
            But I can’t stand breaking the chains
            Breaking the chains, breaking the chains
            It’s too good”
             

                - Dlaczego wciąż nic o tobie nie wiem? – spytałem, kiedy jego kawa była już gotowa. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, opierając się o kuchenną szafkę.

                - Czasem lepiej jest o czymś nie wiedzieć – odpowiedział mi. Wstałem, zostawiając herbatę na stole i podszedłem do niego.

                - Ale ja chcę cię poznać. Ciebie, Minho. Chcę wiedzieć co robisz, czym się zajmujesz, jak mnie nie ma. Dlaczego nosisz przy sobie broń? Jesteś zbyt tajemniczy i chcę cię poznać. Przecież, ja nawet nie wiem, ile masz lat?!

                - Ta wiedza do niczego ci się nie przyda, Minnie.

                Przymknąłem powieki, słysząc jak zdrabnia moje imię. Chciał odciągnąć mnie od tematu. Wyczuwałem to. Chciał, abym przestał pytać, ale ja nie potrafiłem. Co mogło być złego w fakcie, że chciałem go poznać?

                - Proszę – wyszeptałem, kładąc dłonie na jego torsie i pocałowałem delikatnie jego szczękę.

                - Opowiedz mi o sobie – dodałem. Miałem nadzieję, że to jakoś go przekona. Że odkryje przede mną skrawek tajemnicy, którą się tak szczelnie okrył.

                - Niezła sztuczka, Minnie, ale nic z tego. Lepiej dla ciebie, abyś nie wiedział.

                - To nie fair! Ja ci mówiłem o sobie! Opowiadałem, a ty nic tylko słuchałeś! Mam prawo wiedzieć! – krzyknąłem, odsuwając się od niego ze złością w oczach. Dlaczego on ciągle próbował być tajemniczy? Przecież mógł mi zaufać. To tylko ja. Taemin. Mi mógł powiedzieć o wszystkim.

                Odwróciłem się, chcąc wrócić do drugiego pomieszczenia i się ubrać. Byłem zły i zraniony.

                - Musisz zrozumieć, że nie ważne jak bardzo ci ufam. Dla własnego bezpieczeństwa nie powinieneś nic o mnie wiedzieć – powiedział, obejmując mnie od tyłu ramionami.

                - Tylko udajesz, że to troska o mnie. Tak naprawdę po prostu nie chcesz mi powiedzieć.

                - Nie. Gdybym mógł opowiedziałbym ci o wszystkim. Szczególnie tobie, ale… moje życie nie było bezpieczne. Nadal nie jest i ja nie mogę cię wciągać do tego świata. On nie należy do ciebie i nigdy nie powinien.

                Przygryzłem dolną wargę, czując jak łza spływa mi po policzku. Dlaczego to tak bardzo bolało? Nie wiedza. Nie znajomość osoby, która znaczyła dla ciebie więcej niż własne życie. Odwrócił mnie w swoją stronę, scałowując łzy. Zarzuciłem mu ręce na szyję, przytulając do nagiej klatki piersiowej. Słyszałem znajome bicie serca. Te same, które co noc kołysało mnie do snu. Należało do mnie, prawda? Podniosłem głowę do góry i spojrzałem mu w oczy, pytając.

                - Kim ja dla ciebie jestem, Minho?

                W pomieszczeniu zapanowała cisza, przerywana jedynie przez nasze oddechy. Sięgnął dłonią do mojej twarzy i zabrał z niej zabłąkany kosmyk włosów. Uśmiechnął się delikatnie, pochylając nad moim lewym uchem i wyszeptał, niemalże niedosłyszalnie.

                - Chłopakiem, który znaczy dla mnie więcej, niż własne życie.

                Zadrżałem, przymykając powieki.

                „Cause I know the second you go
            Want you to bring it on back
            Bring it on back, bring it on back to me”

                - Minho… - wyszeptałem, a on mnie pocałował. Czule, z uczuciem, delikatnie muskając moje wargi. Odwzajemniałem pocałunki, starając się przekazać w ten sposób swoje uczucia do niego. Objąłem mocniej jego szyję, podskakując i oplotłem jego biodra nogami. Złapał mnie za pośladki, przytrzymując, po czym ruszył do stołu, na którym wciąż stała moja herbata. Posadził mnie na nim, pogłębiając pocałunek, a ja pozwoliłem mu na to. Nasze języki tańczyły ze sobą w odwiecznym tańcu, a dłonie ponownie zaczęły badać każdy mięsień na ciele. Mimo, że znałem już go na pamięć, to za każdym razem odkrywałem coś nowego. Zachwycałem się mocną strukturą mięśni, gorącą skórą i całym nim. Całował moją szyję, powoli i delikatnie, tylko czasami przygryzając wybrany fragment skóry. Gorąco. Czułem jak mnie ogarnia, niczym gorączka, spalając od środka. Zacząłem głośniej oddychać i drżeć pod jego dotykiem. Zawsze tak samo. Co noc z identyczną reakcją. Minho był niczym czarodziej, który zaklinał moje ciało, sprawiając, że należało do niego. Nawet nie wiedziałem kiedy zsunął ze mnie koszulę, schodząc pocałunkami niżej. Opadłem na stół, nogami cały czas oplatając jego biodra. Pragnąłem go. Podejrzewam, że nigdy w pełni się nim nie nasycę. Nigdy nie będę miał dość. Tylko on wiedział jak mnie rozpalić. Jak jednym dotykiem sprawić, abym błagał o więcej, wykrzykując jego imię. Jedynie Minho znał mnie na tyle, aby umieć czarować.

                - Ah! – jęknąłem, kiedy całował mój brzuch. Dłonie położył na moich udach, odsuwając się kawałek. Patrzyłem jak zsuwa bokserki i odrzuca je na bok. Stał teraz zupełnie nagi, powracając do pieszczenia mojego ciała. Wziął w usta jeden z sutków, zasysając się na nim. Czułem jak jego męskość ociera się o moje wejście. Ponownie jęknąłem. Chciałem, aby we mnie wszedł. Żebym mógł ponownie poczuć go w sobie.

                - Minho… - wydyszałem. Od razu wiedział o co mi chodzi, bo zaczął się we mnie wsuwać, sprawiając, że ponownie ogarnęło mnie to cudowne uczucie wypełnienia. Odrzuciłem do tyłu głowę, zamykając oczy. Przyjemność – to jedyne co czułem. Cudowną, ogarniającą mnie przyjemność. Zaczął się poruszać, najpierw powoli i miarowo, ale już po chwili przyspieszył, wbijając się we mnie tak, jakby od tego zależało jego życie. Na powrót objąłem go rękoma w szyi, a nogami w pasie, przyciągając bliżej siebie. Dyszał mi do ucha, owiewając je swoim gorącym oddechem. Słyszałem jak serce bije mu szaleńczym rytmem, z resztą tak samo jak moje.

                - Minho… kocham cię – wyrzuciłem z siebie, zacieśniając jeszcze bardziej uścisk. Pocałował mnie w czoło, wbijając się we mnie mocniej i głębiej. Byłem już blisko. Naprawdę blisko.

                - Ah! – jęknąłem, czując znajome skurcze w dole brzucha. Ostatnie pchnięcie i doszedłem, wykrzykując jego imię i to jak bardzo go kocham. Minho opadł na mnie chwilę później, rozlewając się w moim wnętrzu.          

                - Kocham – dodałem, szepcząc cicho. Przyciągnął mnie bliżej siebie, tuląc jakbym był dla niego czymś cennym. Poczułem jak podnosi mnie ze stołu i niesie w stronę sypialni, nadal będąc we mnie. Ja, na wpół żywy pozwoliłem mu na to. Położył mnie na łóżku, całując w usta, ale nie powiedział nic. Minho. Tajemniczy nieznajomy, tym dla mnie był. „Nie!” – usłyszałem w głowie głos. „Nie. To mój Minho. Mężczyzna, którego kocham” – kolejna myśl i błogi uśmiech na twarzy. Nie był mi obcy, bo znałem jego serce. Te, które należało do mnie. Tylko do mnie i potwierdziły to jego ciche słowa, wyszeptane niczym wiatr:
                - Ja też cię kocham, Minnie. Ja też cię kocham.