Minho wrócił
do domu jeszcze bardziej rozdarty niż wcześniej. Miał nadzieję, że Jonghyun
będzie w stanie mu pomóc. Że w końcu będzie mógł coś zrobić, zamiast siedzieć
bezczynnie i czekać. Mimo to nadzieja prysła jak bańka mydlana, a on poczuł się
jeszcze bardziej bezsilny. Wszedł do środka budynku, w którym spędził
najpiękniejsze chwile w swoim życiu. Wypełnione radością, zmartwieniami, ale i
zapachem chłopaka o karmelowych włosach, który zdołał podbić jego serce. Powoli
skierował się na piętro, nie do końca wiedząc co zrobić. Nie miał ochoty znowu
czekać. Wolał zrobić cokolwiek, jakąś małą drobnostkę, byleby móc wreszcie
pomóc młodszemu.
-Nie sprawdziłeś terenu, a to jedna
z ważnych zasad jakiej nas nauczyli- usłyszał za sobą znajomy głos. Zatrzymał
się, jedną nogę stawiając na górnym stopniu schodów. Momentalnie ogarnęła go
złość. Odwrócił się i napotkał parę kocich oczu, wpatrzonych w niego.
-Wstrzymaj się trochę, zanim
spróbujesz mnie zabić- odezwał się jego gość, podnosząc do góry ręce. Choi nie
posłuchał go. Rzucił się na chłopaka, zeskakując ze stopni i przycisnął go do
ściany, ściskając rękoma smukłą szyję.
-Jak śmiesz...- zaczął z nienawiścią
w głosie, ale przerwał kiedy zauważył, że chłopak nawet nie próbuje się bronić.
Puścił go, patrząc jak opada na kolana, łapiąc łapczywie powietrze. Po chwili
zastanowienia, chwycił go za kołnierz i uniósł do góry tylko po to, aby
ponownie posłać go na podłogę jednym mocnym ciosem.
-Wystarczy!- wysyczał Key, czując
ból w szczęce. Podniósł do góry jedną rękę, drugą wycierając krew, która
pociekła mu z kącika ust. Wiedział, że oberwie, jak tylko stanie twarzą w twarz
z Choi, ale mimo wszystko miał cichą nadzieję, że obejdzie się bez rozlewu
krwi.
-Wystarczy- dodał, patrząc na ciężko
dyszącego bruneta. Nadal zaciskał pięści, ale widać było, że się powstrzymuje,
aby ponownie go nie uderzyć.
-Powinienem cię zabić!- Minho rzucił
mu wściekłe spojrzenie i odwrócił się, uderzając pięścią w ścianę. Rozległ się
huk, a jeden z obrazów wiszący na niej, spadł na ziemię.
-Tak, ale wiesz, że jestem ci
potrzebny- Key podniósł się z podłogi, krzywiąc na ból.
-Zabrałeś go...
-Wiem, Minho i za to cię
przepraszam.
-Twoje przeprosiny gówno mnie
obchodzą Key!
Szatyn odczekać aż chłopak się
uspokoi. Wiedział, że kiedy Choi jest w takim stanie trzeba rozważnie dobierać
słowa. Brunet ogarnięty emocjami był nieprzewidywalny. Głównie dlatego, że
rzadko pozwalał, aby jego maska opanowania spadła.
Minho oddychał ciężko. Gniew i ból
niemal dusiły go od środka. Chciał rozkwasić buźkę swojego przyjaciela,
jednocześnie wydobywając z niego potrzebne informacje. Ledwo się powstrzymywał.
Ale starał się, bo obecność Key w jego domu nie była przypadkowa.
-Dlaczego tutaj przyszedłeś?-
spytał, zerkając kątem oka na szatyna.
-Przecież mnie szukałeś, powinieneś
się cieszyć, że przyszedłem sam, ale tu
nie o to chodzi. Ja żałuję Minho.
-I?
-I chcę ci pomóc odbić Taemina.
Zapadła cisza. Minho już nic nie
rozumiał. Najpierw Key porywa jego chłopaka, a później sam oferuje mu pomoc w
odbiciu go? Gdzie tu logika? Przecież mógł w ogóle go nie porywać...
Usiadł na jednym z foteli
znajdujących się w salonie, przeczesując drżącą ręką swoje włosy. Key
obserwował go, czekając na jakąś odpowiedź. Po raz pierwszy od kiedy
poznał Choi, widział go w takim stanie.
Jedną wielką kupkę nerwów, osobę na wyczerpaniu emocjonalnym. Martwił się,
wściekał i bał się. Kibum dokładnie widział w jego oczach nikły ślad strachu.
Strach o chłopaka z karmelowymi włosami. Westchnął, podchodząc do niego
ostrożnie.
-Przepraszam. Jestem kawałem drania
i masz rację, mówiąc, że powinieneś strzelić mi w łeb. Albo ja sam powinienem
tak zrobić. Wiem, że cię zraniłem i
dopiero teraz zobaczyłem jak wiele znaczy dla ciebie ten chłopak. Dlatego chcę
pomóc. Nawet za cenę własnego życia, chcę naprawić to co już spieprzyłem-
powiedział, kładąc mu rękę na ramieniu. Brunet nie ruszał się, słuchając jego
słów w skupieniu. Widział jak analizuje wszystko, jak rozważa wszystkie za i
przeciw i miał nadzieję, że zdoła zauważyć tą nutkę skruchy jaka zagościła w
jego głosie.
-Gdzie go zabrałeś?- cicho
wypowiedziane pytanie. Key zabrał swoją rękę, siadając na fotelu obok i spuścił
wzrok.
-Kim Heechul.
Choi więcej nie potrzebował. Dwa słowa.
Imię i nazwisko, a zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. Uniósł do góry wzrok,
zerkając prosto w brązowe tęczówki Key.
-Chcesz mi powiedzieć, że osobą,
która zleciła ci porwanie Taemina jest Kim Heechul?
Kibum pokiwał głową, bojąc się
spojrzeć brunetowi w oczy. Chłopak zerwał się na równe nogi, czując jak serce
podchodzi mu do gardła.
-Czyś ty kompletnie oszalał?!-
wrzasnął.
-Wiem! Do cholery jasnej, wiem!
-Co ty wiesz, Key?! Oddałeś
chłopaka, którego kocham w ręce największego mafioza w Korei!
Dłonie Choi zacisnęły się boleśnie
na ramionach Key. Chłopak skrzywił się, ale nie zrobił nic, aby go od siebie
odsunąć.
-Jest jednak szansa, aby go stamtąd
odbić. Jeśli mnie puścisz to ci wszystko wyjaśnię.
-Zrobiłbyś to nawet gdybyś zdychał
na tej podłodze.
-Puść mnie.
Brunet patrzył na niego przez
chwilę, aż w końcu odsunął się, czekając na wyjaśnienia.
-Gdyby nie ja, ktoś inny by go
porwał i kto wie, czy młody nadal by żył. Nie mam pojęcia po co mu Taemin, ale
chciał go zdobyć za wszelką cenę. Dzięki mnie przynajmniej wiesz, że Lee nadal
żyje.
-Gdyby nie ty, Taemin byłby
bezpieczny w moich ramionach.
-Nie przeceniaj siebie Choi. Nie
wiesz kogo mógł wynająć Heechul.
-A ty wiesz?
-Wiem, ale mniejsza z tym. Kim
Heechul i jego fagas są teraz na Tajwanie. Nie wrócą do końca tygodnia, a
Taemin jest przetrzymywany tutaj w Seulu. I ja wiem gdzie dokładnie.
-Skąd pewność, że żyje?
-Heechul chciał go zabić osobiście.
Nikt nie odważy się złamać jego rozkazów.
Minho przez chwilę przetwarzał
uzyskane informacje w swojej głowie. Żołądek mu się przewracał jak słuchał o
tym, że Heechul chciał zabić Taemina. Mimo to w jego sercu pojawiła się
nadzieja. Jeśli Heechul był teraz na Tajwanie, to odbicie Lee nie powinno być
jakoś specjalnie trudne. Oczywiście nie obyłoby się bez rozlewu krwi, ale to
nie było w tym momencie ważne.
-Jaki masz plan?- spytał, zerkając
na twarz Key, na której pojawił się przebiegły uśmieszek.
Jonghyun mając niezbyt dobre
przeczucia, pojechał za Minho. Teraz siedział w swoim aucie z podsłuchem w ręku
i słuchawkami na uszach, słuchając rozmowy między Choi a Key. Z każdym ich
kolejnym słowem, miał ochotę wpaść do środka i powiedzieć, że się nie zgadza.
Plan Key był dobrze opracowany, ale zbyt ryzykowny.
Zdjął słuchawki, obserwując jak jego
chłopak wychodzi z domu Lee i znika w ciemności. Widział jak Choi odprowadza go
wzrokiem z nikłym uśmieszkiem na twarzy.
-Muszę mieć was na oku- powiedział
sam do siebie, przekręcając kluczyk w stacyjce, jak tylko Minho zniknął za
drzwiami domu i ruszył w kierunku, w którym zniknął Key.
Czemu mam złe przeczucie, że albo Key albo Jongi zginę przy odbiciu Tae? Nie chcę tego, wiesz o tym, prawda? :<< Oby nikt nie zginął. No poza Heechulem i tym gościem co ma sprzątać podłogę. xD Lecimy na ratunek.! *modli się* :D
OdpowiedzUsuńHikari^^
smutny i trzymający w napięciu rozdział, a ja się śmieję jak głupia Hangeng jako 'fagas' haaah nie mogę ;D
OdpowiedzUsuńJ.
*Przebiegły uśmieszek* oj będzie się działo
OdpowiedzUsuńAhahah, popieram - mnie też to rozwaliło tj. Geng-"fagas" XD
OdpowiedzUsuń