GATUNEK: angst
OSTRZEŻENIA: brak
„KIM JONGHYUN i
SHIN SE KYUNG ZOSTALI RODZICAMI!
Dwudziestego lipca bieżącego roku o godzinie dwudziestej trzydzieści na świat przyszło pierwsze dziecko piosenkarza i członka zespołu SHINee Kim Jonghyuna oraz aktorki Shin Se Kyung. Z informacji jakie udało nam się uzyskać, wiemy, że jest to dziewczynka, ale rodzice nie wymyślili jeszcze dla niej imienia…”
Rzuciłem gazetę w kąt, patrząc z pogardą na uśmiechnięte twarze, widniejące na okładce magazynu. Nienawidziłem ich. Nienawidziłem tych uśmiechów, tych gazet. Nienawidziłem tej dziwki, która teraz zapewne trzymała z radością swoje dziecko. I nienawidziłem też jego; Kim Jonghyuna. Jeszcze kilka miesięcy temu mojego najlepszego przyjaciela, osobę, którą kochałem całym sercem, a teraz największego wroga. Szczęśliwego, pieprzonego tatuśka.
-Szlag!- zakląłem pod nosem, przydeptując stopą i tak już zmiętoloną gazetę. Miałem ochotę iść i się nawalić. Tak porządnie jak na jego pieprzonym ślubie. Tak, aby lider znowu musiał odprowadzać mnie do domu. Abym po prostu przestał czuć. Zerknąłem na gazetę, czując jak serce ściska mi się z bólu. Wszystkie gazety z uwielbieniem głosiły radosną wiadomość, mimo, że jeszcze dziewięć miesięcy temu pytały, czy to koniec SHINee. Nie wiele brakowało. Jjong wykręcił wszystkim taki numer, że nawet sam Lee So Man omal nie dostał zawału. Największy skandal w wytwórni SM. Doskonale pamiętam tamten dzień. Czekałem na niego. Mieliśmy zacząć próby do Lucifera. Układ był trudny i opanowanie go musiało zająć nam trochę czasu, a comback mieliśmy mieć lada dzień. Jonghyun przyszedł wtedy jakiś taki zmarnowany, usiadł bez życia na podłodze i co chwila spoglądał na drzwi, jakby czekając na kogoś.
-Hyung, co jest?- spytałem, siadając obok niego.
-Dowiesz się niedługo- odpowiedział, blady jak ściana. Miał rację, dowiedziałem się całkiem niedługo po tym. Menadżer wpadł na naszą salę treningową z miną, jakby miał zamiar kogoś zabić. Spojrzał na Jonghyuna i kazał mu iść za sobą. Poszedł, zwieszając głowę, jakby czekała go szubienica. Nikt nie wiedział co się dzieje. Jinki chodził w tą i z powrotem, intensywnie się zastanawiając nad tym co się mogło stać. Taemin kleił się do Minho z nieco wystraszoną miną. W powietrzu wisiała wyczuwalna burza. Każdy z nas ją wyczuwał. Menadżer wrócił godzinę później, Jjong szedł za nim, nie patrząc nam w twarz, jakby się bał.
-Zespół zostaje zawieszony, a comback przesunięty- usłyszeliśmy chłodne słowa z ust menadżera i zamarliśmy.
-Jak to zawieszony?! Bling coś ty do cholery zmajstrował?!- wrzasnął lider, zbliżając się do niego niebezpiecznie. Minho chwycił go za ramię, powstrzymując. Jinki zazwyczaj był spokojnym człowiekiem, miłym i ciepłym. Większość czasu spędzał na pisaniu piosenek, jedzeniu swoich ukochanych kurczaków, spaniu i pilnowaniu porządku w zespole. Ale jeśli chodziło właśnie o dobro SHINee, o jakiekolwiek skandale w mgnieniu oka stawał się chodzącą maszynką do zabijania.
-Właśnie. Co znowu zrobiłeś?- spytałem, podnosząc się z podłogi i podchodząc bliżej reszty. Minnie chwycił mnie za ramię, przysłuchując się wszystkiemu ze strachem w wielkich oczach.
-Wasz przyjaciel będzie ojcem- odpowiedział menadżer, a ja poczułem jakby ktoś uderzył mnie obuchem w klatkę piersiową. Wytrzeszczyłem oczy, spoglądając na niego, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego głosu. Wiedziałem, że spotyka się z Se Kyung. Każdy o tym wiedział, ale miałem nadzieję, że to tylko chwilowy, przelotny romans. Że i tak zerwą ze sobą z braku czasu, albo przez nasze kochane fanki. Nie spodziewałem się czegoś takiego.
-Że co proszę?- wydusił z siebie Minho, także będąc w szoku. Menadżer wszystko nam wyjaśnił. Dokładnie. Mówił też, że przyszłość zespołu stanęła pod znakiem zapytania. Wszyscy byli przerażeni, bo przez jeden głupi wybryk, przez jego nieuwagę zespół mógł zostać rozwiązany. Nawet nie wiem kiedy podszedłem do niego i wymierzyłem siarczysty policzek.
-Dupek z ciebie, Jjong!- wysyczałem, gdy ten przyłożył swoją dłoń do zaczerwienionego policzka. Kochałem go. Kochałem go inaczej niż brata czy przyjaciela. Ukrywałem przed nim swoje uczucie, ale mimo wszystko myślę, że on coś podejrzewał. Że pewnie dlatego zaczął się spotykać z tą wywłoką. Szczerze mówiąc w tamtym momencie nie interesował mnie dalszy los zespołu. Jak dla mnie mogli nas rozwiązać. Miałem złamane serce, chciało mi się płakać, chciałem uciec. Jak najdalej od tego pieprzonego dinozaura. Więc wyszedłem. Tak po prostu wyszedłem, szybkim krokiem, zostawiając resztę na sali.
Unikałem go. Omijałem szerokim łukiem, praktycznie się nie odzywałem. Z naszej przyjaźni nie zostało nic. Nie byłem w stanie patrzeć w jego błyszczące oczy, tak jak teraz nie byłem w stanie patrzeć na to cholerne zdjęcie. Jjong szybko się otrząsnął z wiadomości, że zostanie ojcem. Szok powoli mijał i widziałem, że staje się szczęśliwy. Mdliło mnie od tego. Potwornie ściskało w żołądku. Zazdrość, ból, ale i cicha nadzieja, która prysła miesiąc później. Tak, miałem w sobie jakiś nikły płomień nadziei, że mimo wszystko się z nią rozstanie. Takie chore pragnienie, że porzuci ją i dziecko dla mnie. Raz nawet myślałem o tym, aby przekonać ich jakoś do aborcji, dopóki jeszcze media nie wiedzieli o szczegółach, dla których zawieszono zespół. Odrzuciłem to jednak. Miłość potrafiła zmieniać ludzi w potworów i mnie już powoli zaczynała. Takie właśnie myśli, kombinowanie jak ich rozdzielić, aby on mógł być tylko mój, powoli budziły we mnie potwora. Szybko jednak go w sobie zdusiłem. Dzieci nie powinny cierpieć. Nawet jego dziecko, bo w końcu nie było to jego winą, że zostało stworzone. Winę ponosili jedynie rodzice. Jedynie ta dwójka, w tym człowiek, którego kocham i nienawidzę równocześnie. Zabił we mnie wszystko tym jednym wybrykiem. Radość, miłość, zaufanie, nadzieję. Zgasił ją jednym dmuchnięciem. Jedną wiadomością.
Dwudziestego lipca bieżącego roku o godzinie dwudziestej trzydzieści na świat przyszło pierwsze dziecko piosenkarza i członka zespołu SHINee Kim Jonghyuna oraz aktorki Shin Se Kyung. Z informacji jakie udało nam się uzyskać, wiemy, że jest to dziewczynka, ale rodzice nie wymyślili jeszcze dla niej imienia…”
Rzuciłem gazetę w kąt, patrząc z pogardą na uśmiechnięte twarze, widniejące na okładce magazynu. Nienawidziłem ich. Nienawidziłem tych uśmiechów, tych gazet. Nienawidziłem tej dziwki, która teraz zapewne trzymała z radością swoje dziecko. I nienawidziłem też jego; Kim Jonghyuna. Jeszcze kilka miesięcy temu mojego najlepszego przyjaciela, osobę, którą kochałem całym sercem, a teraz największego wroga. Szczęśliwego, pieprzonego tatuśka.
-Szlag!- zakląłem pod nosem, przydeptując stopą i tak już zmiętoloną gazetę. Miałem ochotę iść i się nawalić. Tak porządnie jak na jego pieprzonym ślubie. Tak, aby lider znowu musiał odprowadzać mnie do domu. Abym po prostu przestał czuć. Zerknąłem na gazetę, czując jak serce ściska mi się z bólu. Wszystkie gazety z uwielbieniem głosiły radosną wiadomość, mimo, że jeszcze dziewięć miesięcy temu pytały, czy to koniec SHINee. Nie wiele brakowało. Jjong wykręcił wszystkim taki numer, że nawet sam Lee So Man omal nie dostał zawału. Największy skandal w wytwórni SM. Doskonale pamiętam tamten dzień. Czekałem na niego. Mieliśmy zacząć próby do Lucifera. Układ był trudny i opanowanie go musiało zająć nam trochę czasu, a comback mieliśmy mieć lada dzień. Jonghyun przyszedł wtedy jakiś taki zmarnowany, usiadł bez życia na podłodze i co chwila spoglądał na drzwi, jakby czekając na kogoś.
-Hyung, co jest?- spytałem, siadając obok niego.
-Dowiesz się niedługo- odpowiedział, blady jak ściana. Miał rację, dowiedziałem się całkiem niedługo po tym. Menadżer wpadł na naszą salę treningową z miną, jakby miał zamiar kogoś zabić. Spojrzał na Jonghyuna i kazał mu iść za sobą. Poszedł, zwieszając głowę, jakby czekała go szubienica. Nikt nie wiedział co się dzieje. Jinki chodził w tą i z powrotem, intensywnie się zastanawiając nad tym co się mogło stać. Taemin kleił się do Minho z nieco wystraszoną miną. W powietrzu wisiała wyczuwalna burza. Każdy z nas ją wyczuwał. Menadżer wrócił godzinę później, Jjong szedł za nim, nie patrząc nam w twarz, jakby się bał.
-Zespół zostaje zawieszony, a comback przesunięty- usłyszeliśmy chłodne słowa z ust menadżera i zamarliśmy.
-Jak to zawieszony?! Bling coś ty do cholery zmajstrował?!- wrzasnął lider, zbliżając się do niego niebezpiecznie. Minho chwycił go za ramię, powstrzymując. Jinki zazwyczaj był spokojnym człowiekiem, miłym i ciepłym. Większość czasu spędzał na pisaniu piosenek, jedzeniu swoich ukochanych kurczaków, spaniu i pilnowaniu porządku w zespole. Ale jeśli chodziło właśnie o dobro SHINee, o jakiekolwiek skandale w mgnieniu oka stawał się chodzącą maszynką do zabijania.
-Właśnie. Co znowu zrobiłeś?- spytałem, podnosząc się z podłogi i podchodząc bliżej reszty. Minnie chwycił mnie za ramię, przysłuchując się wszystkiemu ze strachem w wielkich oczach.
-Wasz przyjaciel będzie ojcem- odpowiedział menadżer, a ja poczułem jakby ktoś uderzył mnie obuchem w klatkę piersiową. Wytrzeszczyłem oczy, spoglądając na niego, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego głosu. Wiedziałem, że spotyka się z Se Kyung. Każdy o tym wiedział, ale miałem nadzieję, że to tylko chwilowy, przelotny romans. Że i tak zerwą ze sobą z braku czasu, albo przez nasze kochane fanki. Nie spodziewałem się czegoś takiego.
-Że co proszę?- wydusił z siebie Minho, także będąc w szoku. Menadżer wszystko nam wyjaśnił. Dokładnie. Mówił też, że przyszłość zespołu stanęła pod znakiem zapytania. Wszyscy byli przerażeni, bo przez jeden głupi wybryk, przez jego nieuwagę zespół mógł zostać rozwiązany. Nawet nie wiem kiedy podszedłem do niego i wymierzyłem siarczysty policzek.
-Dupek z ciebie, Jjong!- wysyczałem, gdy ten przyłożył swoją dłoń do zaczerwienionego policzka. Kochałem go. Kochałem go inaczej niż brata czy przyjaciela. Ukrywałem przed nim swoje uczucie, ale mimo wszystko myślę, że on coś podejrzewał. Że pewnie dlatego zaczął się spotykać z tą wywłoką. Szczerze mówiąc w tamtym momencie nie interesował mnie dalszy los zespołu. Jak dla mnie mogli nas rozwiązać. Miałem złamane serce, chciało mi się płakać, chciałem uciec. Jak najdalej od tego pieprzonego dinozaura. Więc wyszedłem. Tak po prostu wyszedłem, szybkim krokiem, zostawiając resztę na sali.
Unikałem go. Omijałem szerokim łukiem, praktycznie się nie odzywałem. Z naszej przyjaźni nie zostało nic. Nie byłem w stanie patrzeć w jego błyszczące oczy, tak jak teraz nie byłem w stanie patrzeć na to cholerne zdjęcie. Jjong szybko się otrząsnął z wiadomości, że zostanie ojcem. Szok powoli mijał i widziałem, że staje się szczęśliwy. Mdliło mnie od tego. Potwornie ściskało w żołądku. Zazdrość, ból, ale i cicha nadzieja, która prysła miesiąc później. Tak, miałem w sobie jakiś nikły płomień nadziei, że mimo wszystko się z nią rozstanie. Takie chore pragnienie, że porzuci ją i dziecko dla mnie. Raz nawet myślałem o tym, aby przekonać ich jakoś do aborcji, dopóki jeszcze media nie wiedzieli o szczegółach, dla których zawieszono zespół. Odrzuciłem to jednak. Miłość potrafiła zmieniać ludzi w potworów i mnie już powoli zaczynała. Takie właśnie myśli, kombinowanie jak ich rozdzielić, aby on mógł być tylko mój, powoli budziły we mnie potwora. Szybko jednak go w sobie zdusiłem. Dzieci nie powinny cierpieć. Nawet jego dziecko, bo w końcu nie było to jego winą, że zostało stworzone. Winę ponosili jedynie rodzice. Jedynie ta dwójka, w tym człowiek, którego kocham i nienawidzę równocześnie. Zabił we mnie wszystko tym jednym wybrykiem. Radość, miłość, zaufanie, nadzieję. Zgasił ją jednym dmuchnięciem. Jedną wiadomością.
Dowiedziałem się z małego kartoniku,
który leżał na biurku w moim pokoju. Otworzyłem zieloną kopertę i wyciągnąłem ów
kartonik, czytając:
„Serdecznie zapraszamy
Sz. P. Kim Kibuma
na uroczystość zawarcia sakramentu małżeństwa przez:
Kim Jonghyuna i Shin Se Kyung,
która odbędzie się we wtorek dwunastego stycznia bieżącego roku o godzinie osiemnastej w…”
„Serdecznie zapraszamy
Sz. P. Kim Kibuma
na uroczystość zawarcia sakramentu małżeństwa przez:
Kim Jonghyuna i Shin Se Kyung,
która odbędzie się we wtorek dwunastego stycznia bieżącego roku o godzinie osiemnastej w…”
Nie czytałem dalej, zbyt zajęty płakaniem
we własną dłoń. Upadłem na kolana, upuszczając zaproszenie i zanosząc się
większym płaczem. W domu nie było nikogo oprócz mnie. Nikt nie mógł mnie
pocieszyć, powiedzieć, że to nie prawda. Moje serce krwawiło jeszcze bardziej, a
ból jaki przy tym odczuwałem, zdawał się mnie paraliżować. Wiedziałem, że gdy
tylko wypowiedzą sakramentalne tak, szanse na to, żeby związał się ze mną, były
równe zeru. Nie wiem jak długo płakałem, ale miałem wrażenie, że wszystkie płyny
jakie były w moim ciele, wypłynęły wraz ze łzami. Znalazł mnie Taemin. Miał
przerażoną minę, chciał pobiec po pomoc, ale go zatrzymałem. Przytuliłem się do
drobnego ciałka, potrzebując chociaż trochę ciepła.
-Umma?- usłyszałem jego ciche pytanie tuż przy swoim uchu. Lubiłem jak mnie tak nazywał. Zawsze o niego dbałem, gotowałem mu. Był dla mnie jak syn. Wtuliłem się mocniej w jego pierś i poprosiłem, aby mnie przytulił. Zrobił to bez wahania, czekając aż coś powiem. W końcu to zrobiłem. Wylałem wszystkie swoje żale, wyznałem to co czułem do Jjong`a, a on słuchał mnie w milczeniu, powstrzymując łzy. Później płakaliśmy razem nad moją nieszczęśliwą miłością. Pamiętam, że był ze mną nawet gdy zasypiałem. Czułem jak gładzi mnie po włosach, uśmiechając się smutno. Byłem mu za to wdzięczny. Za to, że mnie nie zostawił, tak jak to zrobił Jjong.
Kilka dni później dowiedziałem się od Onew, że Jonghyun chciał, abym był jego świadkiem, ale zrezygnował z tego pomysłu i poprosił lidera. Ten zgodził się ku mojej uldze. Cieszyłem się, że Bling nie przyszedł z tym do mnie. Odmówiłbym mu od razu, a ból jaki rozrywał moje serce powiększyłby się tylko.
Na ślub musieli mnie zaciągnąć niemal, że siłą. Miała być telewizja na głównej uroczystości, a my jako zespół, mieliśmy za zadanie pokazać, że wspieramy przyjaciela w tych ważnych dla niego chwilach. Taemin i Minho jako pierwsi poszli się z nim przywitać. Jego rodzice, czekający na gości przy wejściu do sali, wskazali im pomieszczenie, w którym czekał pan młody. Byli z niego tacy dumni, tacy szczęśliwi. Wybaczyli mu, że spowodował skandal, w końcu w pełni akceptowali jego przyszłąo żonę. Mnie by nie chcieli. Nie zaakceptowaliby związku mojego i Jjong`a, gdyby tylko miał szansę się rozwinąć. Nigdy nie patrzyli by na mnie z uśmiechem na twarzy, a z pogardą. Wiedziałem to. Jinki miał do nas dojechać nieco później, bo pobrudził garnitur w samochodzie i musiał go zmienić, więc oprócz niego, tylko ja z całego zespołu jeszcze mu nie pogratulowałem.
-Umma?- usłyszałem jego ciche pytanie tuż przy swoim uchu. Lubiłem jak mnie tak nazywał. Zawsze o niego dbałem, gotowałem mu. Był dla mnie jak syn. Wtuliłem się mocniej w jego pierś i poprosiłem, aby mnie przytulił. Zrobił to bez wahania, czekając aż coś powiem. W końcu to zrobiłem. Wylałem wszystkie swoje żale, wyznałem to co czułem do Jjong`a, a on słuchał mnie w milczeniu, powstrzymując łzy. Później płakaliśmy razem nad moją nieszczęśliwą miłością. Pamiętam, że był ze mną nawet gdy zasypiałem. Czułem jak gładzi mnie po włosach, uśmiechając się smutno. Byłem mu za to wdzięczny. Za to, że mnie nie zostawił, tak jak to zrobił Jjong.
Kilka dni później dowiedziałem się od Onew, że Jonghyun chciał, abym był jego świadkiem, ale zrezygnował z tego pomysłu i poprosił lidera. Ten zgodził się ku mojej uldze. Cieszyłem się, że Bling nie przyszedł z tym do mnie. Odmówiłbym mu od razu, a ból jaki rozrywał moje serce powiększyłby się tylko.
Na ślub musieli mnie zaciągnąć niemal, że siłą. Miała być telewizja na głównej uroczystości, a my jako zespół, mieliśmy za zadanie pokazać, że wspieramy przyjaciela w tych ważnych dla niego chwilach. Taemin i Minho jako pierwsi poszli się z nim przywitać. Jego rodzice, czekający na gości przy wejściu do sali, wskazali im pomieszczenie, w którym czekał pan młody. Byli z niego tacy dumni, tacy szczęśliwi. Wybaczyli mu, że spowodował skandal, w końcu w pełni akceptowali jego przyszłąo żonę. Mnie by nie chcieli. Nie zaakceptowaliby związku mojego i Jjong`a, gdyby tylko miał szansę się rozwinąć. Nigdy nie patrzyli by na mnie z uśmiechem na twarzy, a z pogardą. Wiedziałem to. Jinki miał do nas dojechać nieco później, bo pobrudził garnitur w samochodzie i musiał go zmienić, więc oprócz niego, tylko ja z całego zespołu jeszcze mu nie pogratulowałem.
Wszedłem do pomieszczenia , gdy tylko Taemin i Minho je
opuścili. Minnie skierował w moją stronę zmartwione spojrzenie, kochany
dzieciak. Rozumiał jak bardzo ciężko mi było być na tej uroczystości. Jak bardzo
walczyłem z samym sobą i chęcią ucieczki jak najdalej od tego miejsca.
Jonghyun stał przy oknie, patrząc na ludzi na zewnątrz. Miał na sobie czarny, dobrze dopasowany garnitur, białą koszulę i wypastowane buty. Na szyi widniała czarna mucha, a z kieszeni marynarki wystawał jakiś kwiat. Ręce okrywały białe rękawiczki, czarne włosy idealnie ułożone. Wyglądał jak idealny pan młody. Zamknąłem drzwi, wsadzając ręce do kieszeni swoich białych spodni. Odwrócił się w końcu, patrząc na mnie tymi swoimi błyszczącymi oczami i powiedział:
-Myślałem, że nie przyjdziesz.
Uśmiechnąłem się krzywo, robiąc krok w jego stronę.
-Wierz mi, nie miałem na to ochoty, ale zostałem zmuszony- odpowiedziałem, poprawiając niebieską poduszkę, leżącą na całkiem wygodnej kanapie. Uśmiechnął się smutno, nie odrywając ode mnie wzroku.
-Mimo wszystko dziękuję, że tu jesteś. Cieszę się z tego powodu.
Nastała niezręczna cisza. Po raz pierwszy od trzech miesięcy byliśmy sami w jednym pomieszczeniu.
-Po ślubie będziemy mogli wrócić na scenę. W końcu wystąpimy z Luciferem- dodał, a ja prychnąłem tylko pod nosem. Mało mnie to obchodziło. W ogóle wszystko przestało mnie obchodzić. Obserwowałem jak powoli zbliża się do mnie, wymijając zgrabnie dwa fotele i stolik. W końcu stanął krok ode mnie i ponownie się odezwał:
-Dlaczego taki jesteś Key? Dlaczego mnie unikasz?
Zamurowało mnie. Jak on mógł mnie o to wszystko pytać? Jak mógł nie wiedzieć? Przecież złamał mi serce. Wywrócił całe życie do góry nogami, odebrał z niego kolory.
-Nie udawaj, że nie wiesz- wysyczałem, czując jak wzbiera we mnie gniew.
-Nie wiem, Kibum. Dlatego pytam.
Patrzyłem na niego uważnie. Musiał naprawdę nie wiedzieć, bo twarz miał zmarszczoną. Zerknąłem na jego pełne wargi i nie wytrzymałem. Schyliłem się nad nim, muskając je, zdając sobie sprawę z tego, że to była ostatnia szansa, aby poczuć ich smak. Jjong wytrzeszczył oczy w zaskoczeniu i zesztywniał cały. Nie zraziłem się tym, tylko musnąłem jego wargi nieco mocniej, zmuszając go do ich otwarcia. Były takie miękkie i słodkie. Jak zakazany owoc. Nie dla mnie. Pogłębiłem pocałunek, dokładnie zapisując go w swojej pamięci, a gdy się już od niego oderwałem, wyszeptałem:
-Dlatego Jjong. Bo cię kocham. Nie jak brata, nie jak przyjaciela, ale jak kochanka. Wiem, że nigdy nie będziesz mój i, że trochę późno na takie wyznania, ale kocham cię.
Patrzył na mnie wielkimi jak spodki oczami, ruszając ustami jak ryba, wyjęta prosto z wody. Odwróciłem się i ruszyłem do drzwi, na ustach cały czas czując smak jego ust. Zatrzymał mnie jego ciszy szept:
-Kibum, jestem szczęśliwy z Se Kyung. Kocham ją, z radością wyczekuję przyjścia na świat naszego dziecka i tego, aż w końcu zostanie moją żoną. Ja… kocham też ciebie. Nie tak jak ty mnie, za co cię przepraszam, ale jako przyjaciela. Tęsknię za tobą i mam nadzieję, że mimo tego wszystkiego nadal będziemy przyjaciółmi. Tak jak kiedyś.
Odwróciłem twarz w jego stronę, nie wierząc własnym uszom. To było jak wbicie noża prosto w moje serce. „Zostańmy przyjaciółmi”- słowa, których nienawidzą ludzie tacy jak ja. Nieszczęśliwi, pozbawieni odwzajemnionej miłość.
-Przykro mi Jjong, ale między nami nie może być tak jak kiedyś. Życzę ci szczęścia na nowej drodze życia- powiedziałem i wyszedłem, czując jak jedna słona łza spływa mi po policzku.
Nie byłem na uroczystości. Wyszedłem z niej niemal od razu, chcąc się gdzieś schować. Złapał mnie jednak Jinki i zaprowadził na przyjęcie. Piłem ile się dało. Wlewałem w siebie kieliszek za kieliszkiem, a gdy poczułem, że nie mogę ustać na własnych nogach, osunąłem się na podłogę w słodkim zapomnieniu. Nie widziałem już szczęśliwej pary młodej, nie słyszałem głośnych gratulacji. Wokół była pustka i ciemność. Odpłynąłem.
Obudziłem się na drugi dzień w swoim łóżku. Jak się później okazało nasz kochany lider mnie odwiózł. Jjong od tej chwili miał mieszkać w swoim własnym domu razem z żoną. Przynajmniej nie musiałem go codziennie oglądać.
Później widywaliśmy się tylko na promocjach, występach, kręceniu teledysków i innych show. Można nawet powiedzieć, że nasze racje jako takie stały się normalne. W pewnym sensie. Zespół został przywrócony na scenę, a reszta z ulgą patrzyła jak rozmawiam z nim normalnie. Ból nie zelżał, serce nie skleiło się, ale po jakimś czasie zrozumiałem, że pewną radość daje mi sama jego obecność, rozmowa z nim. Mi też go brakowało.
-Hyung, idziesz z nami do szpitala?- usłyszałem głos maknae tuż przy swoim uchu. Przestałem deptać gazetę i spojrzałem na niego nieco zakłopotany, chowając gdzieś w środku te wszystkie emocje, które znowu pojawiły się w moim sercu.
-Pewnie- odpowiedziałem. Taemin uśmiechnął się, wyrzucając do kosza szczątki jakie zostały z gazety i podszedł do lodówki, wyciągając z niej mleko bananowe. Mogłem odmówić. Mogłem powiedzieć, że wcale nie chcę tam jechać, ale nie zrobiłem tego. W końcu nie ważne, że cierpiałem, że nienawidziłem tej wywłoki. Że chciałem, aby ich związek się rozpadł. Mimo wszystko Jjong i ja należeliśmy do tego samego zespołu i powinniśmy siebie wspierać. Tego oczekiwali od nas inni. Fani, media, wytwórnia. I ja postanowiłem te oczekiwania spełnić, choćby nie wiem jak wiele by mnie to kosztowało.
Jonghyun stał przy oknie, patrząc na ludzi na zewnątrz. Miał na sobie czarny, dobrze dopasowany garnitur, białą koszulę i wypastowane buty. Na szyi widniała czarna mucha, a z kieszeni marynarki wystawał jakiś kwiat. Ręce okrywały białe rękawiczki, czarne włosy idealnie ułożone. Wyglądał jak idealny pan młody. Zamknąłem drzwi, wsadzając ręce do kieszeni swoich białych spodni. Odwrócił się w końcu, patrząc na mnie tymi swoimi błyszczącymi oczami i powiedział:
-Myślałem, że nie przyjdziesz.
Uśmiechnąłem się krzywo, robiąc krok w jego stronę.
-Wierz mi, nie miałem na to ochoty, ale zostałem zmuszony- odpowiedziałem, poprawiając niebieską poduszkę, leżącą na całkiem wygodnej kanapie. Uśmiechnął się smutno, nie odrywając ode mnie wzroku.
-Mimo wszystko dziękuję, że tu jesteś. Cieszę się z tego powodu.
Nastała niezręczna cisza. Po raz pierwszy od trzech miesięcy byliśmy sami w jednym pomieszczeniu.
-Po ślubie będziemy mogli wrócić na scenę. W końcu wystąpimy z Luciferem- dodał, a ja prychnąłem tylko pod nosem. Mało mnie to obchodziło. W ogóle wszystko przestało mnie obchodzić. Obserwowałem jak powoli zbliża się do mnie, wymijając zgrabnie dwa fotele i stolik. W końcu stanął krok ode mnie i ponownie się odezwał:
-Dlaczego taki jesteś Key? Dlaczego mnie unikasz?
Zamurowało mnie. Jak on mógł mnie o to wszystko pytać? Jak mógł nie wiedzieć? Przecież złamał mi serce. Wywrócił całe życie do góry nogami, odebrał z niego kolory.
-Nie udawaj, że nie wiesz- wysyczałem, czując jak wzbiera we mnie gniew.
-Nie wiem, Kibum. Dlatego pytam.
Patrzyłem na niego uważnie. Musiał naprawdę nie wiedzieć, bo twarz miał zmarszczoną. Zerknąłem na jego pełne wargi i nie wytrzymałem. Schyliłem się nad nim, muskając je, zdając sobie sprawę z tego, że to była ostatnia szansa, aby poczuć ich smak. Jjong wytrzeszczył oczy w zaskoczeniu i zesztywniał cały. Nie zraziłem się tym, tylko musnąłem jego wargi nieco mocniej, zmuszając go do ich otwarcia. Były takie miękkie i słodkie. Jak zakazany owoc. Nie dla mnie. Pogłębiłem pocałunek, dokładnie zapisując go w swojej pamięci, a gdy się już od niego oderwałem, wyszeptałem:
-Dlatego Jjong. Bo cię kocham. Nie jak brata, nie jak przyjaciela, ale jak kochanka. Wiem, że nigdy nie będziesz mój i, że trochę późno na takie wyznania, ale kocham cię.
Patrzył na mnie wielkimi jak spodki oczami, ruszając ustami jak ryba, wyjęta prosto z wody. Odwróciłem się i ruszyłem do drzwi, na ustach cały czas czując smak jego ust. Zatrzymał mnie jego ciszy szept:
-Kibum, jestem szczęśliwy z Se Kyung. Kocham ją, z radością wyczekuję przyjścia na świat naszego dziecka i tego, aż w końcu zostanie moją żoną. Ja… kocham też ciebie. Nie tak jak ty mnie, za co cię przepraszam, ale jako przyjaciela. Tęsknię za tobą i mam nadzieję, że mimo tego wszystkiego nadal będziemy przyjaciółmi. Tak jak kiedyś.
Odwróciłem twarz w jego stronę, nie wierząc własnym uszom. To było jak wbicie noża prosto w moje serce. „Zostańmy przyjaciółmi”- słowa, których nienawidzą ludzie tacy jak ja. Nieszczęśliwi, pozbawieni odwzajemnionej miłość.
-Przykro mi Jjong, ale między nami nie może być tak jak kiedyś. Życzę ci szczęścia na nowej drodze życia- powiedziałem i wyszedłem, czując jak jedna słona łza spływa mi po policzku.
Nie byłem na uroczystości. Wyszedłem z niej niemal od razu, chcąc się gdzieś schować. Złapał mnie jednak Jinki i zaprowadził na przyjęcie. Piłem ile się dało. Wlewałem w siebie kieliszek za kieliszkiem, a gdy poczułem, że nie mogę ustać na własnych nogach, osunąłem się na podłogę w słodkim zapomnieniu. Nie widziałem już szczęśliwej pary młodej, nie słyszałem głośnych gratulacji. Wokół była pustka i ciemność. Odpłynąłem.
Obudziłem się na drugi dzień w swoim łóżku. Jak się później okazało nasz kochany lider mnie odwiózł. Jjong od tej chwili miał mieszkać w swoim własnym domu razem z żoną. Przynajmniej nie musiałem go codziennie oglądać.
Później widywaliśmy się tylko na promocjach, występach, kręceniu teledysków i innych show. Można nawet powiedzieć, że nasze racje jako takie stały się normalne. W pewnym sensie. Zespół został przywrócony na scenę, a reszta z ulgą patrzyła jak rozmawiam z nim normalnie. Ból nie zelżał, serce nie skleiło się, ale po jakimś czasie zrozumiałem, że pewną radość daje mi sama jego obecność, rozmowa z nim. Mi też go brakowało.
-Hyung, idziesz z nami do szpitala?- usłyszałem głos maknae tuż przy swoim uchu. Przestałem deptać gazetę i spojrzałem na niego nieco zakłopotany, chowając gdzieś w środku te wszystkie emocje, które znowu pojawiły się w moim sercu.
-Pewnie- odpowiedziałem. Taemin uśmiechnął się, wyrzucając do kosza szczątki jakie zostały z gazety i podszedł do lodówki, wyciągając z niej mleko bananowe. Mogłem odmówić. Mogłem powiedzieć, że wcale nie chcę tam jechać, ale nie zrobiłem tego. W końcu nie ważne, że cierpiałem, że nienawidziłem tej wywłoki. Że chciałem, aby ich związek się rozpadł. Mimo wszystko Jjong i ja należeliśmy do tego samego zespołu i powinniśmy siebie wspierać. Tego oczekiwali od nas inni. Fani, media, wytwórnia. I ja postanowiłem te oczekiwania spełnić, choćby nie wiem jak wiele by mnie to kosztowało.
Obiecałam sobie kiedyś, że nigdy nie przeczytam Angst no i masz babo placek. *-* Ten One-shot z tego gatunku podobał mi się najbardziej.. był taki.. prawdziwy. xD Nie wiem, co mam powiedzieć więcej, po prostu ten one shot mnie chwycił za serducho. :>
OdpowiedzUsuńSmutno. Bardzo, bardzo smutno. Przeczytałam i bardzo, bardzo mi się wszystko podobało, ale nie wyobrażam sobie jak Jjong jest z kobietą. Nie. .___. Wiesz, że uwielbiam Twój styl pisania? <3
OdpowiedzUsuńPlacze. To jedt takie piekne. Mialam nadzieje,ze jakos to sie wszystko rozwinie. Po prostu wow i masakra. Key. Kochany Key
OdpowiedzUsuń...