Można powiedzieć, że ta notka jest o niczym. Takie moje małe
refleksje, myśli, które nie dają spokoju albo po prostu zbyt często przewalają
się w mojej głowie. Niedawno dodałam nowy rozdział, napisałam też kilka rzeczy
przed nim. Dostałam komentarze, wśród nich krytyka od anonima. Zdziwił mnie
odzew innych osób na ten komentarz. Byłam zaskoczona, czytając je. Wiele osób
wzięło tę krytykę za naskok, bardziej hejt. Padło kilka ostrych słów,
powiedzenie, że się „skiepściłam” i powinnam zamknąć blog. Wiecie, nigdy nie
uważałam, że dobrze piszę. Nie miałam tak jak większość osób, dla których
pisanie było i jest częścią życia, czymś silniejszy czego nie potrafią
przestać. Ja po prostu zaczęłam pisać. To był przypadek, naprawdę przypadek, że
cztery lata temu nabazgrałam kilka zdań. Założyłam pierwszy blog, bo koleżanka
taki miała, pisała opowiadania. Przeczytałam i spodobało mi się. Pomyślałam, że
też bym mogła założyć blog, ale taki o byle czym. Pisaniu własnych odczuć. Taka
zabawa. Zrobiłam to i pod wpływem emocji napisałam króciutki tekst o dziewczynie,
którą w szkole wyśmiewano, bo była cicha i wolałam w domu czytać książki, niż
jeździć na imprezy. Napisałam tekst o sobie. Dodałam go na blog, nawet nie
marząc o tym, że ktoś mógłby to przeczytać, skomentować. Kiedy dzień później
zajrzałam na blog i znalazłam komentarz naprawdę byłam zdziwiona. Napisała go
kobieta, starsza ode mnie o siedemnaście lat, doświadczona pisarka, dla której
pisanie było całym życiem. Moja reakcja wtedy… byłam zaskoczona samym tym, że
ktoś taki chcesz przeczytać to co napisałam, ale jeszcze bardziej tym, co mi
napisała. Pamiętam jak dziś, że mnie pochwaliła, mimo masy błędów. Napisała, że
umiem ukazać emocje i spytała, czy napisałabym coś jeszcze. Zrobiłam to.
Napisałam kolejną notkę, idąc śladem swojej wyobraźni. Już nie opisywałam
siebie, a jedną z wielu historii, które tak zawsze lubiłam wymyślać przed snem,
w drodze do szkoły. Ola – tak ma na imię owa kobieta – komentowała każdy mój
nowy tekst. To już nie były pochwały, a krytyka. Porządna krytyka z wypisaniem
każdego błędu. Podczas kiedy moje notki miały zaledwie stronę, komentarz,
który dostałam zajmował dwie, a czasem trzy. Wypisane zdanie, każdy błąd,
poprawna odpowiedź i na końcu kilka słów o tym, co było napisane dobrze.
Pamiętam moje przerażenie, kiedy widziałam każdy kolejny komentarz i czytałam
go. Mimo to nie poddawałam się. W pewien sposób chciałam jej zaimponować.
Pokazać, że mogłabym więcej, napisać coś lepiej, więc tworzyłam kolejne notki,
tylko po to, aby Ola mogła je przeczytać i skrytykować. Z czasem zaczęłam się
uśmiechać, czytając je, wypatrywać coraz częściej z podekscytowaniem. Założyłam
kolejne blogi, tworzyłam kolejne historie i uczyłam się. W szkole zawsze miałam
problemy z ortografią, mimo że czytałam całą masę książek. Dzięki krytyce Oli
nauczyłam się ortografii. Zawzięcie chłonęłam każde napisane przez nią słowo,
zapamiętując rady, które mi dawała i starając się do nich stosować. Podziałało
i pewnego dnia zobaczyłam, że jej komentarze stały się krótsze i miały niemal
same pochwały. Byłam dumna sama z siebie, że udało mi się coś osiągnąć, że tych
błędów była już niemal minimalna ilość. Zaprzyjaźniłam się z Olą i przyjaźnię
aż do dzisiaj. Jestem jej wdzięczna, że pokazała mi, że pisanie jest magią, że
ja też potrafię i tak wiele mnie nauczyła. Teraz wyszedł mi jakiś wywód, ale
emocje wzięły górę, wzruszenie i wspomnienia. To było takie dziwne, fakt, że
nagle ni z tego ni z owego pisanie stało się częścią mojego życia, takim hobby.
Dzięki Oli też nauczyłam się być otwarta na krytykę. Nawet do tego stopnia, że
kiedy Ola przestała wypisywać mi błędy, a chwalić, zaczęłam je robić celowo.
Tylko po to, aby napisała mi, że coś tam mam źle. Ciągłe chwalenie męczyło, a
ja potrzebowałam determinacji. Mijał czas. Po roku pisania dopadł mnie kryzys.
Brak zainteresowania od strony innych osób, nieco ciężki czas u Oli i u mnie.
Nie pisałam przez rok. Dokładnie rok. Nawet nie wiecie jak bardzo się wtedy
opuściłam. Na komputerze miałam zapisaną całą masę teksów, bratowa po kryjomu,
kiedy nie widziałam, wszystkie czytała i później dopiero się wygadała,
namawiając, abym znowu zaczęła pisać. Więc zaczęłam. Wtedy już znałam kpop,
więc chciałam, aby opowiadanie było właśnie z idolami. Hetero, bo yaoi jeszcze
nie znałam. Założyłam nowy blog, napisałam kilka rozdziałów, ale nikt tego nie
czytał, a ja łapałam się za głowę, widząc jak wiele błędów robię i jak bardzo
się w tym opuściłam. Chęci szybko mijały z tego powodu. Urywałam historie,
usuwałam je. Przez przypadek poznałam yaoi, przeczytałam kilka blogów, trafiłam
na forum yaoi love i pomyślałam „A może ja też coś napiszę? Może się spodoba”. Spodobało. Zainteresowanie było tak duże, że pamiętam
jak skakałam z radości, płacząc i nie dowierzając. Pamiętam jak Ola mówiła mi,
że jest dumna, bo ludziom się podoba. Dzięki yaoi, dzięki Wam, wszystkim
komentującym powróciła mi chęć do pisania i stworzyłam te wszystkie historie i
pod szlifowałam swój warsztat. Sporo się poprawiłam za ten rok. Naprawdę wiele
się nauczyłam, mniej zaczęłam robić błędów. Myślę, że przez to jak wielki zapał
mnie dopadł na pisanie, teraz mam kryzys. Z czasem wszystko zaczęło opadać.
Zupełnie tak samo jak przed ostatnim kryzysem. Notki pojawiały się coraz
rzadziej, a ja po prostu nie byłam w stanie nic napisać. Nawet kiedy chciałam,
w głowie miałam całą masę pomysłów, to nie potrafiłam nic napisać. Ostatnią
notkę napisałam, będąc na wsi. Może nie umieściłam w niej tego, co było w
innych rozdziałach. Może moje teksty straciły „to coś”. Nie wiem. Skiepściłam
się… Też tak uważam. Przy kryzysie to normalne. Dopada cię nagle, tracisz całą
wenę, a pisanie staje się trudnością. Kiedy uda ci się coś napisać, to wychodzi
suche, bez „tego czegoś” i z masą błędów. Jak przy każdym kryzysie pojawiła się
myśl, że może zamknę blog. Myślałam o tym i to już nie raz. Myślałam, że może
skończę pisać „Heart”, bo do końca zostało mi 9 rozdziałów i 3 rozdziały „Reunion”,
a później po prostu się pożegnam. Nie chciałabym tego, bo… ciężko mi w to
uwierzyć, ale z tym blogiem wiele osiągnęłam. Tylu czytelników, osób
komentujących. Tak spory zbiór dokończonych opowiadań wieloczęściowych, bo
wcześniej nie udało mi się żadnego skończyć. Dużo też się nauczyłam z każdym
kolejnym rozdziałem i komentarzem. Cały rok pisania, tak dużo tego. Naprawdę
jestem Wam za to wszystko wdzięczna. Za zagrzewanie mnie do pisania, czekanie
na dalsze rozdziały, za każdy komentarz. Nawet za ten z krytyką, a może
szczególnie za ten? Czytałam go z uśmiechem na ustach. Czytałam z radością, bo…
to było coś innego, taka naprawdę szczera opinia, bez ciągłego słodzenia i
chwalenia. Poczułam się, jakbym cofnęła się o te cztery lata, kiedy zaczynałam pisać.
Naprawdę lubię takie szczerze komentarze, w których jest połączenie pochwał z
wypisaniem wad. Nie podobało mi się jedynie to, że ów Anonim nie podpisał się na
końcu i nie wypisał tych błędów. Nawet z ciekawości spytałam Oli, gdzie są te
błędy, ale za dużo się nie dowiedziałam, bo nie zwróciła na nie uwagi. Tak
sobie pomyślałam, że może wrócę do korzeni. Na jakiś czas. Ostatnio w mojej
głowie pojawiło się sporo pomysłów o tematyce hetero z idolami kpopowymi.
Pomyślałam, że może zacznę je pisać, może założę blog i jakoś wena wróci. Wtedy
też będę mogła w pełni wrócić do historii yaoi, bo lubię je pisać. Może
normalnie skończyłabym „Heart” i resztę bez myśli, że te rozdziały są najzwyczajniej
w świecie do dupy? Myślę, że warto
spróbować. Dlatego, chciałam Was spytać, czy ktoś chciałby je przeczytać? W
razie gdybym jednak postanowiła je napisać i założyć drugi blog. Nie chciałabym
kończyć przygody z yaoi i tym blogiem, więc sięgam po ostatnią deskę ratunku.
Przywołuję wenę.
Ech, ale się rozpisałam. Sporo tego, cały wywód, niemal
pełna historia tego, jak zaczęłam pisać. Lubię to robić, nawet bardzo.
Przelewać historie z głowy na stronę w Wordzie. Tworzyć nowe opowieści,
postacie, sytuacje i całą tą gamę uczuć. W moim przypadku pisanie nie jest
czymś, bez czego nie byłabym w stanie żyć, ale naprawdę to lubię i nie
chciałabym się z tym żegnać, ani nic.
Nie wiem, kiedy kolejna notka z rozdziałem. Naprawdę nie
wiem. Nie mogę, a nawet nie chcę obiecywać, że gdy się pojawi, to będzie równie
dobra jak te wcześniejsze. Jak te z samego początku mojej przygody z yaoi. Ale
mogę wam powiedzieć, że będę się starać, aby takie były. Czy jednak będą,
przekonamy się z czasem. Z resztą jak ze wszystkim.
Mam nadzieję, że was nie zanudziłam tym wywodem. Przepraszam
za ewentualne błędy, nie mam siły już tego czytać. Za dużo emocji i myśli pojawiło
się w mojej głowie, abym mogła teraz do tego wrócić. Tak więc, do zobaczenia,
mam nadzieję, że niedługo.
Sherleen.