Sherleen.
PARING: KaiSoo
GATUNEK: angst
OSTRZEŻENIA: przekleństwa
- Wszystko w porządku? - usłyszał to pytanie już po raz
setny tego dnia. Kyungsoo podniósł swoje przepełnione smutkiem, wielkie sowie
oczy i spojrzał na nieznajomego, który odważył się zwrócić uwagę na jego dość opłakany stan.
- Tak, wszystko w porządku - odpowiedział, siląc się na delikatny
uśmiech, jednak wiedział, że wyszedł mu z tego bardziej grymas. Kłamał. Zrobił
to dokładnie tak samo jak już wcześniej dzisiejszego dnia, bo przecież nic nie
było w porządku i przez jeszcze długi czas nie będzie. Nieznajomy przyjrzał mu
się uważnie, wyraźnie wyczuwając, że ten niski chłopak kłamie, jednak nie zadał
więcej żadnego pytania, a jedynie kiwnął głową i odszedł, zostawiając Kyungsoo
samego. Chłopak obserwował jak nieznajomy znika za zakrętem, zawzięcie starając
się powstrzymać napływające mu do oczu łzy. Nie chciał znowu płakać. Nigdy
więcej, bo przecież łzy nie przywrócą mu tego co już stracił. Nieważne, jak
bardzo by pragnął czy się starał, czasu nie mógł cofnąć i sprawić, że znowu
będzie okej. Że Jongin znowu przy nim będzie.
- Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam - wyszeptał łamiącym
się głosem, zauważając, że całe jego ciało zaczyna drżeć. Zacisnął swoje małe
dłonie w pięści, przymykając na chwilę powieki i zaczerpnął kilka głębokich
wdechów w nadziei, że to mu pomoże. Musiał się uspokoić. Potrzebował zaczerpnąć
więcej powietrza i w końcu zacząć oddychać, tylko... jak miał to zrobić skoro
odebrano mu cały tlen? Jak miał codziennie rano wstawać z łóżka, skoro jego
słońce nagle zgasło, sprawiając, że w jego wnętrzu zapanowała noc? Jak miał
żyć, jeśli osoba dzięki, której znajdował siłę, aby marzyć o kolejnym, idealnym
dniu, odeszła? Jongin odszedł i zostawił go samego, nawet nie zdając sobie
sprawy, jak bardzo wpłynęło to na Kyungsoo. Jak bardzo go to zmieniło. Kyungsoo
już nie miał serca, a jedynie jego marną karykaturę. Nie posiadał marzeń, tylko
ich rozerwane na strzępy pozostałości. Nie miał już nic, co mogłoby sprawić, że
jego wargi wygięłyby się w szczerym uśmiechu, tworząc swoim kształtem serce. W
końcu nie było już nawet samego Kyungsoo, bo to co stało na chodniku jednej z
Seulskich ulic było jedynie cieniem wcześniej pełnego życia i marzeń chłopaka.
- Wszystko spieprzyłeś - wymamrotał, czując jak po jego
bladym policzku zaczyna spływać słona łza.
- Wszystko spieprzyłeś, Jongin – powtórzył już nieco głośniej.
Jego serce ścisnęło się boleśnie na wspomnienie imienia kochanka. Jongin był
dla niego wszystkim. Gdyby nie on, najprawdopodobniej Kyungsoo upadłby już
dawno temu, będąc wrakiem człowieka. To on nauczył go jak ważne w życiu są
marzenia. To Jongin pokazał mu czym jest miłość i jak wiele może zmienić.
Sprawił, że Kyungsoo miał odwagę uwierzyć, że każdy zasługuje na szczęście, czy
posiadanie kogoś, kto będzie się o niego troszczyć. Dopiero przy Jonginie był w
stanie w końcu żyć, tak prawdziwie, uśmiechać się, a teraz znowu został sam i
wszystko to co budowali przez ostatnie cztery lata po prostu rozpadło się
niczym delikatnym domek z kart.
- Dlaczego musiałeś być tak pieprzonym egoistą, Jongin?! -
krzyknął, a jego głos wyraźnie się załamał przy ostatnim słowie. Opadł na
kolana, nie będąc już w stanie utrzymać się na słabych i coraz bardziej
drżących nogach. Z nieba zaczął padać deszcz, kiedy drobnym ciałem Kyungsoo
wstrząsnął głośny szloch. Czuł jak zimne krople coraz szybciej zaczynają moczyć
jego ubranie i krótkie, brązowe włosy, jednak nie przejął się tym zbyt zajęty
uderzaniem pięścią w chodnik, raniąc tym samym swoją dłoń. Tym także się nie
przejął, bo to był dobry ból. O wiele lepszy i szybciej wyleczalny niż ten,
który odczuwał w sercu. Ból fizyczny stawał się niczym, kiedy jego dusza
zaczynała krwawić.
- Tak cholernie pieprzonym egoistą - wyłkał, nie mając już
nawet siły, aby unieść krwawiącą dłoń i ponownie uderzyć nią w brudny i mokry
od deszczu chodnik. Zamiast tego pozwolił, aby więcej łez wypłynęło spod jego
wciąż przymkniętych powiek, mieszając się z zimnymi kroplami deszczu. Sam nie
wiedział ile czasu to trwało. Nie umiał określić jak długo niemal leżał na
chodniku, wypłakując cały ból, który obecnie odczuwał. W końcu podniósł się na
wciąż słabe i drżące nogi, kierując się powolnym krokiem w dobrze mu już znaną
stronę. Przemierzał ją często po kilka razy dziennie dokładnie od dwóch
tygodni. Deszcz wciąż padał, mocząc go coraz bardziej, a ciemne chmury wisiały
nad Seulem, zwiastując, że jeszcze przez długi czas się nie rozpogodzi.
Kyungsoo już nie płakał. Nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, tylko szedł przed
siebie z pochylonymi ku dołowi ramionami i pustym wzrokiem. W tym momencie jego
oczy były idealnym odzwierciedleniem jego duszy, bo jedyne co czuł, to pustka.
Oplatająca go swoimi zimnymi jak lód łapami pustka i podobało mu się to, bo
przecież lepiej nie czuć nic, niż cierpieć katusze. Czas mijał, a wraz z nim
deszcz powoli zaczynał ustępować, jednak nie rozpogodziło się, bo powoli
zmierzchało. Dzień się kończył, ustępując miejscu nocy, która z każdą kolejną
minutą spowijała ulice Seulu swoimi ciemnymi mackami i jedynie zapalające się
latarnie były w stanie je rozproszyć. Kiedy deszcz przestał już kompletnie padać,
Kyungsoo przemierzał właśnie kręte uliczki cmentarza z coraz szybciej bijącym
sercem, zbliżając się do niedawno postawionego grobu. Zatrzymał się dosłownie
dziesięć kroków od niego, jakby bojąc się zbliżyć i dopuścić do siebie okrutną
prawdę. Nigdy nie podchodził bliżej, a jedynie obserwował z daleka, mając
nadzieję, że to nie jest tak jak się wydaje. Okłamywał samego siebie, w głębi duszy
znając jednak prawdę. Na pobliskich grobach paliły się znicze, rozsiewając
wokół zapach topiącego się wosku i rozświetlając imiona spoczywających pod
marmurowymi nagrobkami osób. Kyungsoo przełknął głośno ślinę, robiąc krok do
przodu, jednak nie był w stanie wykonać kolejnego, kiedy jego wzrok spoczął na
jednym z napisów wyrytym w nagrobku znajdującym się przed nim.
"Kim
Jongin"
Jego serce ścisnęło się boleśnie, a wszystkie emocje
automatycznie wróciły do jego drobnego ciała, sprawiając, że znowu zapragnął
płakać. Powstrzymał się jednak, a zamiast tego odezwał cichym i słabym głosem:
- Byłeś egoistą Jongin, zostawiając mnie tutaj samego. Wiesz
jak ciężko jest mi się uśmiechnąć, kiedy ciebie tu nie ma. Czuję się samotny,
zły, zraniony. Mam wrażenie, że wraz z tobą odeszła jakaś część mnie. Dlaczego
nie zabrałeś mnie ze sobą? Byłbym wtedy o wiele szczęśliwszy, ale ty wolałeś
być pieprzonym egoistą. Powiesz mi, czy kiedykolwiek jeszcze będę w stanie
znowu zacząć marzyć? Na razie gram, udaję i kłamię, że wszystko jest w
porządku, jednak wszyscy i tak wiedzą, że tak nie jest, no bo jak może być? Jak
może być w porządku, jeśli ty leżysz tutaj, a ja wciąż muszę borykać się z tym
co inni nazywają życiem? Pieprzony egoista z ciebie, Jongin. Cholernie
pieprzony egoista…